Biegłam sama przez las. Była noc, a jedynym źródłem światła
był księżyc. Nie wiedziałam, przed czym uciekam, ale byłam pewna, że MUSZĘ być
jak najdalej od tego. Czułam jego oddech tuż za mną. Przyspieszyłam. Ciemne zarysy
drzew, pohukiwanie sów i inne nieprzyjemne dźwięki podnosiły poziom adrenaliny.
Nagle to coś złapało mnie za ramię i pociągnęło do tyłu. W ostatniej chwili złapałam
równowagę i wyszarpałam się z uścisku, tracąc przy tym kurtkę, nawiasem mówiąc
bardzo ładną. Uciekałam dalej.
-Nie uciekniesz mi! – krzyczało. Miałam łzy w oczach, nie tylko ze zmęczenia, ale i ze strachu. W końcu potknęłam się i zaryłam twarzą o grunt. Oprócz startego policzka nic mi póki co nie było. Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam przed sobą to COŚ. Nie miałam pojęcia, co to tak dokładnie jest. Z postury wyglądało na człowieka i to na tyle z podobieństwa. Ręce miało za duże, tak samo nogi. Twarz trupiobladą, aż lśniła w ciemności. Kilka szram, niektóre niezagojone oszpecały jego oblicze. Usta wykrzywione w przerażającym uśmiechu. Zobaczyłam żółte zęby. Może nie zęby, a raczej kły. Najgorsze były oczy. Nie dość, że krwistoczerwone to jeszcze o wiele za duże. Szpakowate czarne włosy opadały na czoło. Ze strachu nie dałam rady się ruszyć, choć mój mózg krzyczał wręcz, reszta ciała zastygła.
-A nie mówiłem? – odezwał się i rzucił się na mnie. Ostatnie, co pamiętam to mój wrzask i ostre kły przy mojej twarzy. Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju, w swoim łóżku i nie było tu żadnych podejrzanych stworzeń. Spojrzałam na zegarek. Za 20 min miałam autobus. Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Ekspresowa toaleta, przebranie się, śniadanie i bieg na przestanek. Dotarłam razem z autobusem. Usiadłam na wolnym miejscu. Musiałam chwilkę odpocząć. Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić oddech. Na szczęście dziś piątek i mało lekcji i w dodatku takie luźniejsze. Poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Aż podskoczyłam na siedzeniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz przyjaciela. Śmiał się ze mnie.
-Walnął cię ktoś kiedyś? – warknęłam. Jeszcze bardziej zaczął się śmiać, za co dostał sójkę w bok.
-Hmmm czy dostałem? Tak, kilka razy od ciebie – odpowiedział. Przewróciłam demonstracyjnie oczami.
-Powiedz mi, za co ja cię tak lubię? – zapytałam sarkastycznie. Chłopak objął mnie ramieniem i nachylił się. Nasze twarze dzieliły może z dwa centymetry, widziałam swoje odbicie w jego oczach. Wyszczerzył zęby.
-Bo jestem przystojny, inteligentny, seksowny, wspaniały …
-Skromny – dodałam.
-To też, jeszcze jestem dobrym uzdrowicielem, umiem grać na gitarze, jestem najlepszym siatkarzem, jakiego spotkałaś.
-Jak ojciec, co?
-Haha śmieszne, mój przynajmniej nie siedzi ciągle w wodzie. Wystawiłam język. Autobus zatrzymał się na przystanku przy szkole, więc wysiedliśmy.
-Idziesz na imprezę? – zapytał mnie Dylan.
-No nie wiem właśnie.
-No chodź, będzie fajnie. Nawet Piper z Jasonem przyjdą, nie wspominając o Leo i Kalipso i o twoim braciszku z narzeczoną – tu zrobił cudzysłów w powietrzu. Percy niby jeszcze się nie oświadczył Annabeth, ale to kwestia czasu. Tylko ja wciąż taka samotna. To smutne. Weszliśmy do szkoły. Ja skierowałam się do szatni, a syn Apolla na salę gimnastyczną.
-Powodzenia – krzyknęłam za nim. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął się. Ten człowiek chodzi chyba cały czas z bananem na twarzy. Zostawiłam rzeczy w szatni, podeszłam do swojej szafki, wyciągnęłam najpotrzebniejsze książki i skierowałam się na odpowiednie piętro. Po dzwonku weszliśmy całą klasą do sali. Powinna odbyć się matematyka z wychowawczynią, ale nikogo nie było. Spojrzeliśmy na siebie, ale nikt nie wiedział o co chodzi. Matematyczka nigdy nie chorowała, a zastępstw nie było lub odwołanej lekcji. Kolega zobaczył na biurku kartkę. Szybko przeczytał.
-Mamy odwołane lekcje, ale musimy pomóc w przygotowaniu do imprezy! Rozległa się salwa śmiechów, okrzyków radości i itp. Ruszyliśmy na salę, w której ma się odbyć impreza. Mijając drugą, zobaczyłam jak nasza drużyna siatkówki się rozgrzewa. Podbiegł do mnie mój przyjaciel.
-A wy, co tu robicie?
-Przygotowujemy dekorację na dziś wieczór – uśmiechnęłam się do niego.
-Uuu to fajnie. Będę przebrany za pirata jak coś.
-Czyli ja będę za kogoś innego – wystawiłam język.
-Dylan! Rozgrzewaj się, a nie flirtujesz tam z dziewczynami! – krzyknął trener. Ja się zarumieniłam, Dylan podrapał się w głowę nie wiedząc jak zareagować, reszta drużyny zalewała się ze śmiechu.
-Trenerze, hahaha, Dylan chyba woli inną rozgrzewkę – powiedział jeden z kolegów jego. Ja wyszłam, a niebieskooki wrócił do reszty. Do 15 skończyliśmy ze wszystkim. Siatkarze wygrali, więc wieczór spędzę prawdopodobnie słuchając przechwałek Dylana. No ale trudno się mówi. Wróciłam do domu, zjadłam obiad i ruszyłam do swojego pokoju.
-W co by się tu ubrać? – zastanowiłam się na głos. Postawiłam na czarną sukienkę, rajstopy, których nienawidzę, ale było zimno, buty na koturnie. Zrobiłam makijaż i spojrzałam na siebie w lustro. Stwierdziłam, że nie jest źle, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Była 19:30, a o 20 się miało zacząć. Podjeżdżam pod szkołę. Plac pusty, żadnego samochodu. Wchodzę do środka, ani żywego ducha. Kroki niosą się echem. Coś tu było nie tak. Powinno być tu masę ludzi w różnych kostiumach. Stanęłam na środku korytarza. Zupełna cisza. I nagle przerażający wrzask, jakby kogoś mordowali. Ruszyłam biegiem w kierunku krzyku. Może i nie najmądrzejsza decyzja, na horrorach jak ktoś robi tak jak ja zaraz ginie. Dźwięk dochodził z szatni. Stanęłam u szczytów schodów i w końcu lęk wziął górę, powoli wycofywałam się, aż dotknęłam plecami ściany. W moim kierunku szła ta sama bestia z mojego snu. Nie miałam szans na ucieczkę. Nie zdążyłabym nawet aktywować miecza. Potwór rzucił się na mnie, a ja jedynie co mogłam zrobić to zamknąć oczy i zasłonić twarz rękoma. Czekałam tak ale nic się nie działo. Odważyłam się w końcu. Przede mną stał Dylan i bronił mnie od tego czegoś.
-Wszystko w porządku księżniczko? – zapytał się, dźgając bestię mieczem.
-No oczywiście, codziennie patrzę śmierci w oczy! – powiedziałam sarkastycznie. Dołączyłam do walki, ale i tak byliśmy na straconej pozycji. Tym razem z przyjacielem byłam oparta o ścianę, bez broni, bez szans przeżycia.
-Wiesz co Nila? Cieszę się, że mogłem cię poznać i zginąć u twojego boku.
-Mnie też miło, wiesz?
-Szkoda, że to tak się skończy – powiedział i złapał mnie za rękę. Ścisnęłam jego dłoń i zamknęłam oczy. Ale nie czułam żadnego bólu. Lekko odchyliłam powieki. Potwora nie było, za to pojawili się nasi przyjaciele. Patrzyli się na nas, uśmiechali się. Na początku stałam zdezorientowana, ale później zrozumiałam, o co chodziło. Spojrzałam bratu w oczy. Uśmiech powoli schodził mu z twarzy. Ruszyłam powolnym krokiem w jego kierunku. Uniósł ręce w poddającym się geście.
-Percy! Zabiję cię! – wydarłam się i zaczęłam go gonić. Niestety skubany był szybki i nie dałam rady go dogonić, poddałam się i wróciłam do reszty.
-Nila, nie denerwuj się. Chcieliśmy was tylko nastraszyć – powiedziała uspokajająco Kalipso. Naburmuszona ruszyłam na salę gimnastyczną a inni za mną. Dobrze się bawiłam i nie żałuje że przyszłam na imprezę, no może wolałabym bez żartu mojego brata.
-Nie uciekniesz mi! – krzyczało. Miałam łzy w oczach, nie tylko ze zmęczenia, ale i ze strachu. W końcu potknęłam się i zaryłam twarzą o grunt. Oprócz startego policzka nic mi póki co nie było. Podniosłam się na łokciach i zobaczyłam przed sobą to COŚ. Nie miałam pojęcia, co to tak dokładnie jest. Z postury wyglądało na człowieka i to na tyle z podobieństwa. Ręce miało za duże, tak samo nogi. Twarz trupiobladą, aż lśniła w ciemności. Kilka szram, niektóre niezagojone oszpecały jego oblicze. Usta wykrzywione w przerażającym uśmiechu. Zobaczyłam żółte zęby. Może nie zęby, a raczej kły. Najgorsze były oczy. Nie dość, że krwistoczerwone to jeszcze o wiele za duże. Szpakowate czarne włosy opadały na czoło. Ze strachu nie dałam rady się ruszyć, choć mój mózg krzyczał wręcz, reszta ciała zastygła.
-A nie mówiłem? – odezwał się i rzucił się na mnie. Ostatnie, co pamiętam to mój wrzask i ostre kły przy mojej twarzy. Otworzyłam oczy. Byłam w swoim pokoju, w swoim łóżku i nie było tu żadnych podejrzanych stworzeń. Spojrzałam na zegarek. Za 20 min miałam autobus. Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Ekspresowa toaleta, przebranie się, śniadanie i bieg na przestanek. Dotarłam razem z autobusem. Usiadłam na wolnym miejscu. Musiałam chwilkę odpocząć. Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić oddech. Na szczęście dziś piątek i mało lekcji i w dodatku takie luźniejsze. Poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Aż podskoczyłam na siedzeniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą twarz przyjaciela. Śmiał się ze mnie.
-Walnął cię ktoś kiedyś? – warknęłam. Jeszcze bardziej zaczął się śmiać, za co dostał sójkę w bok.
-Hmmm czy dostałem? Tak, kilka razy od ciebie – odpowiedział. Przewróciłam demonstracyjnie oczami.
-Powiedz mi, za co ja cię tak lubię? – zapytałam sarkastycznie. Chłopak objął mnie ramieniem i nachylił się. Nasze twarze dzieliły może z dwa centymetry, widziałam swoje odbicie w jego oczach. Wyszczerzył zęby.
-Bo jestem przystojny, inteligentny, seksowny, wspaniały …
-Skromny – dodałam.
-To też, jeszcze jestem dobrym uzdrowicielem, umiem grać na gitarze, jestem najlepszym siatkarzem, jakiego spotkałaś.
-Jak ojciec, co?
-Haha śmieszne, mój przynajmniej nie siedzi ciągle w wodzie. Wystawiłam język. Autobus zatrzymał się na przystanku przy szkole, więc wysiedliśmy.
-Idziesz na imprezę? – zapytał mnie Dylan.
-No nie wiem właśnie.
-No chodź, będzie fajnie. Nawet Piper z Jasonem przyjdą, nie wspominając o Leo i Kalipso i o twoim braciszku z narzeczoną – tu zrobił cudzysłów w powietrzu. Percy niby jeszcze się nie oświadczył Annabeth, ale to kwestia czasu. Tylko ja wciąż taka samotna. To smutne. Weszliśmy do szkoły. Ja skierowałam się do szatni, a syn Apolla na salę gimnastyczną.
-Powodzenia – krzyknęłam za nim. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął się. Ten człowiek chodzi chyba cały czas z bananem na twarzy. Zostawiłam rzeczy w szatni, podeszłam do swojej szafki, wyciągnęłam najpotrzebniejsze książki i skierowałam się na odpowiednie piętro. Po dzwonku weszliśmy całą klasą do sali. Powinna odbyć się matematyka z wychowawczynią, ale nikogo nie było. Spojrzeliśmy na siebie, ale nikt nie wiedział o co chodzi. Matematyczka nigdy nie chorowała, a zastępstw nie było lub odwołanej lekcji. Kolega zobaczył na biurku kartkę. Szybko przeczytał.
-Mamy odwołane lekcje, ale musimy pomóc w przygotowaniu do imprezy! Rozległa się salwa śmiechów, okrzyków radości i itp. Ruszyliśmy na salę, w której ma się odbyć impreza. Mijając drugą, zobaczyłam jak nasza drużyna siatkówki się rozgrzewa. Podbiegł do mnie mój przyjaciel.
-A wy, co tu robicie?
-Przygotowujemy dekorację na dziś wieczór – uśmiechnęłam się do niego.
-Uuu to fajnie. Będę przebrany za pirata jak coś.
-Czyli ja będę za kogoś innego – wystawiłam język.
-Dylan! Rozgrzewaj się, a nie flirtujesz tam z dziewczynami! – krzyknął trener. Ja się zarumieniłam, Dylan podrapał się w głowę nie wiedząc jak zareagować, reszta drużyny zalewała się ze śmiechu.
-Trenerze, hahaha, Dylan chyba woli inną rozgrzewkę – powiedział jeden z kolegów jego. Ja wyszłam, a niebieskooki wrócił do reszty. Do 15 skończyliśmy ze wszystkim. Siatkarze wygrali, więc wieczór spędzę prawdopodobnie słuchając przechwałek Dylana. No ale trudno się mówi. Wróciłam do domu, zjadłam obiad i ruszyłam do swojego pokoju.
-W co by się tu ubrać? – zastanowiłam się na głos. Postawiłam na czarną sukienkę, rajstopy, których nienawidzę, ale było zimno, buty na koturnie. Zrobiłam makijaż i spojrzałam na siebie w lustro. Stwierdziłam, że nie jest źle, wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Była 19:30, a o 20 się miało zacząć. Podjeżdżam pod szkołę. Plac pusty, żadnego samochodu. Wchodzę do środka, ani żywego ducha. Kroki niosą się echem. Coś tu było nie tak. Powinno być tu masę ludzi w różnych kostiumach. Stanęłam na środku korytarza. Zupełna cisza. I nagle przerażający wrzask, jakby kogoś mordowali. Ruszyłam biegiem w kierunku krzyku. Może i nie najmądrzejsza decyzja, na horrorach jak ktoś robi tak jak ja zaraz ginie. Dźwięk dochodził z szatni. Stanęłam u szczytów schodów i w końcu lęk wziął górę, powoli wycofywałam się, aż dotknęłam plecami ściany. W moim kierunku szła ta sama bestia z mojego snu. Nie miałam szans na ucieczkę. Nie zdążyłabym nawet aktywować miecza. Potwór rzucił się na mnie, a ja jedynie co mogłam zrobić to zamknąć oczy i zasłonić twarz rękoma. Czekałam tak ale nic się nie działo. Odważyłam się w końcu. Przede mną stał Dylan i bronił mnie od tego czegoś.
-Wszystko w porządku księżniczko? – zapytał się, dźgając bestię mieczem.
-No oczywiście, codziennie patrzę śmierci w oczy! – powiedziałam sarkastycznie. Dołączyłam do walki, ale i tak byliśmy na straconej pozycji. Tym razem z przyjacielem byłam oparta o ścianę, bez broni, bez szans przeżycia.
-Wiesz co Nila? Cieszę się, że mogłem cię poznać i zginąć u twojego boku.
-Mnie też miło, wiesz?
-Szkoda, że to tak się skończy – powiedział i złapał mnie za rękę. Ścisnęłam jego dłoń i zamknęłam oczy. Ale nie czułam żadnego bólu. Lekko odchyliłam powieki. Potwora nie było, za to pojawili się nasi przyjaciele. Patrzyli się na nas, uśmiechali się. Na początku stałam zdezorientowana, ale później zrozumiałam, o co chodziło. Spojrzałam bratu w oczy. Uśmiech powoli schodził mu z twarzy. Ruszyłam powolnym krokiem w jego kierunku. Uniósł ręce w poddającym się geście.
-Percy! Zabiję cię! – wydarłam się i zaczęłam go gonić. Niestety skubany był szybki i nie dałam rady go dogonić, poddałam się i wróciłam do reszty.
-Nila, nie denerwuj się. Chcieliśmy was tylko nastraszyć – powiedziała uspokajająco Kalipso. Naburmuszona ruszyłam na salę gimnastyczną a inni za mną. Dobrze się bawiłam i nie żałuje że przyszłam na imprezę, no może wolałabym bez żartu mojego brata.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
hej :) tak z okazji Halloween napisałam to oto nie wiadomo co ^^ mam nadzieję że się spodoba :) rozdział później wstawię, w bliżej nieokreślonym czasie :P