piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 10

Nila
Do Bostonu dotarliśmy późnym wieczorem. Nie było sensu szukania teraz atrybutu Hery. Zostawiliśmy to na następny dzień. Znaczy chcieliśmy tak zrobić. Nie mieliśmy dużo pieniędzy, a w samochodzie nie było za wygodnie, więc zaparkowaliśmy pod jakimś motelem. Wysiadłam z auta i poczułam na twarzy zimny podmuch wiatru. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak będzie fajnie jak to wszystko się skończy. Podszedł do mnie Leo i objął mnie w pasie. Położyłam głowę na jego piersi i znowu zamknęłam oczy. Mogłam tak stać wieczność, ale czas nas gonił. Odsunęłam się od chłopaka i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił gest. Potem przeniosłam wzrok na resztę, którzy właśnie wysiadali. Kiedy Dylan nas zobaczył jego uśmiech zmienił się w grymas. Przez to i ja posmutniałam.
-Co jest? – zapytał Leo.
-Nic, chodźmy wynająć pokoje – odpowiedziałam i ruszyłam do motelu. Był to stary budynek, ale bardzo zadbany. Wzięliśmy dwa pokoje, jeden czteroosobowy, a drugi pięcio.
-Myślę, że dziewczyny powinny mieszkać razem – powiedział Percy – żeby miały więcej prywatności.
-Jaki z ciebie dżentelmen – stwierdziła Annabeth i pocałowała go w policzek. Ten tylko głupkowato się uśmiechnął.
-Dobra, wszyscy idziemy do pokoi, spotykamy się jutro o 8 i wyruszamy na poszukiwanie – powiedział Jason i ruszył do pokoju chłopców – dobranoc paniom.
-Dobranoc – odpowiedziałyśmy i poszłyśmy do naszego pokoju. Był dość spory. Cztery jednakowe łóżka stały obok siebie wzdłuż ściany. Była tylko jedna szafa. W pokoju były jeszcze jedne drzwi. Prowadziły one, jak w recepcji się dowiedziałam, do łazienki. Każda po kolei z niej skorzystała. Kiedy wszystkie były już umyte postanowiłyśmy od razu się położyć. Żadna nie brała normalnej piżamy. Spałyśmy albo w leginsach albo w dresowych spodenkach. Ja wybrałam akurat cienkie alladynki do kolan i zwykłą bluzkę. Kiedy położyłam głowę na poduszce, od razu zasnęłam. Sen nie trwał długo. Czułam, że coś mnie dziobie w rękę. Otworzyłam oczy i wrzasnęłam. Siedział na mnie paw i dziobał mnie w dłoń. Mój krzyk obudził oczywiście dziewczęta. Na ich łóżkach też siedziały ptaki. Razem było ich aż 5, bo jeden największy stał przy drzwiach z lilią. Lilia. Symbol Hery. Próbowałam zrzucić z siebie ptaka, ale nie dałam rady. Za to paw zaczął gryźć mnie.
-Auu – krzyknęłam, kiedy dziobnął mnie tak mocno, że poleciała mi krew. Przypatrzyłam się zwierzęciu. Biało brązowe oczy, a pióra koloru kawy z mlekiem. Nigdy nie widziałam takiego umaszczenia. I nigdy nie widziałam, żeby pawie miały ZĘBY! Sięgnęłam po mój pierścionek, ale potwór był szybszy. Zdjął mi go z palca i połknął. Po prostu świetnie. Próbowałam bronić się rękami, ale nic to nie dawało. Krew ciekła strumieniami po rękach. Dziewczyny lepiej sobie radziły. Paw, który siedział na Hazel, był już kupką złotego proszku. Annabeth próbowała wbić sztylet w pierś ptaka, aż w końcu jej się to udało. Tylko Piper i ja miałyśmy problemy. Dziewczyny już chciały nam pomóc, kiedy zatrzymałam je.
-Nie zajmujcie się nami, jeden paw ma lilię, to pewnie ta, którą szukamy – krzyknęłam. Nie spodobało się to potworowi. Rzucił mi się na twarz i zaczął drapać pazurami, dziobać skórę. Próbowałam go zdjąć z siebie, ale wbił się zbyt głęboko. Wrzasnęłam.
-Zostaw mnie! Walnęłam go pięścią w szyję i zamknęłam oczy. Pomyślałam, że śmierć przez zadziobanie przez uzębionego pawia jest bardziej śmieszna niż smutna. W tym momencie zrozumiałam, że i ja nie polubię Hery. Jakoś z Zeusem było łatwiej. Czułam jak ptak rozrywa mi skórę, jak sączy się powoli krew po mojej twarzy. Nagle wszystko ustało. Otworzyłam oczy i spojrzałam w niebieskie tęczówki Dylana.
-Wszystko dobrze? Cholera jak może być dobrze – powiedział i złapał moją twarz w dłonie – nic nie mów teraz, okej? Zamknął oczy i skupił się, nawet nie wiem nad czym. Rany zaczęły się goić, a krew przestała ciec. Kiedy otworzył oczy, uśmiechnął się do mnie.
-No i od razu lepiej, chodź – pociągnął mnie za rękę. Posłusznie udałam się za nim. Wyszliśmy z naszego pokoju i udaliśmy się na zewnątrz.
-Co to za stworzenia? – zapytałam.
-Nie mam pojęcia – odpowiedział. Przed motelem, wszyscy próbowali złapać ostatniego pawia, tego który miał lilię. W jednym momencie, każdy zaatakował z innej strony. Nie wiadomo, kto zadał ostateczny cios, ale paw zamienił się w proch. Została tylko biała lilia. Jakoś nikt nie chciał jej dotykać. Jednak odważyła się na to Annabeth. Kiedy trzymała ją, zmniejszyła się, a obok jej stóp pojawił się kremowy woreczek i czarna karteczka. Blondynka wsadziła lilię do woreczka i podała go dla Hazel, która włożyła go do plecaka. Została tylko kartka. Wziął ją Percy.
-Najbardziej mroczny i okrutny
Najczęściej bardzo obłudny.
Krainy zmarłych pilnuje,
w Los Angeles z żoną panuje – przeczytał mój brat. Wszyscy potrząsnęli głowami.
-Chodzi o Hadesa, prawda? – chciałam się upewnić.
-Tak – potwierdził moje przemyślenia Jason.
-Czyli przed nami, kilkanaście godzin jazdy samochodem, powinniśmy się przespać – powiedział syn Pana Mórz.
-Albo możemy polecieć – zaproponował syn Jupitera.
-Mamy tutaj dwójkę dzieci Posejdona i jedną od Plutona, nie możemy – zaprotestował morskooki.
-Ale przecież ja też lecę. Nie zrzuci chyba własnego syna, prawda?
-Możemy spróbować. Zabieramy swoje rzeczy i jedziemy na lotnisko. Ruszyłam do pokoju, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam kto to.
-To chyba twoje – wyciągnął do mnie dłoń, na której leżał mój pierścionek. Wzięłam go i nałożyłam na palec.
-Dzięki Dylan – powiedziałam i pobiegłam po rzeczy. Weszłam jeszcze do łazienki, zmyć z siebie zeschniętą krew. Przebrałam się w czyste ubranie i wyszłam na zewnątrz. Usiadłam z tyłu razem z Leo i pojechaliśmy na lotnisko. Mieliśmy szczęście, za 4 godziny jest samolot do Los Angeles. Przeszliśmy odprawę, zostawiliśmy bagaże i poszliśmy prosto do wejścia na samolot. Trochę się denerwowałam. Nigdy nie leciałam, więc mogłam się trochę bać. W dodatku jestem córką Posejdona, co nie ułatwia sprawy. Popatrzyłam na mojego starszego brata. Widać było, że też się stresuje lotem. Kiedy mieliśmy wchodzić na pokład, Leo musiał mnie za sobą ciągnąć. W samolocie były trzy rzędy, w każdym po trzy fotele. Usiadłam po środku między moim chłopakiem, a synem Apolla. Kiedy startowaliśmy mocno ściskałam obicie krzesła. Z każdą minutą bardziej się odprężałam, chociaż przy małej turbulencji ściskałam rękę syna Hefajstosa. Jakoś w połowie drogi usiadłam wygodnie na siedzeniu. Rozejrzałam się dookoła. Zatrzymałam wzrok na moim chłopaku. Miał zamyślony wyraz twarzy.
-O czym myślisz? – zapytałam.
-O Kalipso – powiedział bez zastanowienia, ale kiedy zrozumiał co powiedział, próbował się ratować – znaczy się o niczym i nikim.
-No okej – odwróciłam wzrok. Zastanawiałam się, co powinnam teraz zrobić. Leo opowiadał mi o Kalipso, tytance która mieszkała na Oggygi. Mówił, że był w niej zakochany, ale zapewniał, że to już przeszłość. Teraz nie byłam tego pewna. Byłam zakochana w synu Hefajstosa. A może tylko zauroczona? Sama nie wiem. Potrząsnęłam głową, odsuwając od siebie te myśli. Siedziałam tak wpatrzona w dal. Nie czułam upływu czasu. Nagle ktoś trącił mnie w ramię. Oprzytomniałam i spojrzałam na syna Apolla.
-Już wylądowaliśmy – oznajmił. Skinęłam tylko głową. Chłopak wstał i zrobił miejsce dla mnie. Prześlizgnęłam się między siedzeniami i stanęłam przed Dylanem. Rozejrzałam się za Leonem. Wypatrzyłam go gdzieś w tłumie obok wyjścia. Czemu mnie zostawił?
-Ej ruszcie się tam – krzyknął ktoś za mną i prawie upadłam. Jakiś facet popchnął mojego dawnego przyjaciela, który poleciał na mnie. Na szczęście szybko złapał równowagę i przytrzymał mnie. Popatrzył na mnie przepraszającym wzrokiem i poszliśmy przed siebie. Kiedy odebraliśmy bagaże złapaliśmy taksówkę i ruszyliśmy do centrum miasta, bo Percy stwierdził, że atrybutu raczej nie będzie przy wejściu do Hadesu. Wszyscy się zgodziliśmy. Kiedy byliśmy w mieście słońce mocno grzało. Zaczęliśmy poszukiwania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
hej :) teraz rozdziały będą się pojawiać (mam nadzieję) co tydzień, może półtora. Niestety rozpoczyna się rok szkolny i będę musiała się uczyć ;/ ale mam nadzieję, że będę miała czas na pisanie. Ten rozdział nie za bardzo mi się podoba, ale nie chcę mi się go zmieniać. Życzę owocnego roku szkolnego ;P
pozdrawiam
Asix ;*  

czwartek, 28 sierpnia 2014

petycja

Hej :) jak myślicie, że to nowy rozdział, ale sorki, nie. w weekend będzie :) obiecuję :D Ogólnie jest taka petycja, aby zrobili znowu film na podstawie książki Ricka "Percy Jackson " bardziej zgodny z akcją powieści. Więc jeżeli jesteście za to wpiszcie swoje imię, nazwisko, mail, miejscowość i dlaczego chcecie, żeby ten film powstał. Nie zajmuje to dużo czasu serio, a możemy mieć nowy hit kinowy
https://www.change.org/en-GB/petitions/dreamworks-to-re-make-the-percy-jackson-movies#share  
to link
polecam i pozdrawiam ;*

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 9

Hazel
Podróż do stolicy nie zajęła nam długo. Zaparkowaliśmy jak najbliżej się dało, ale i tak musieliśmy iść z jakieś 20 min do celu. Stanęliśmy całą dziewiątką pod płotem i zastanawialiśmy, co dalej.
-To co teraz robimy? – zapytała się Piper. Wszyscy popatrzyliśmy na naszych przywódców. Nila bacznie przyglądała się budynkowi, a Percy wyglądał jakby nad czymś myślał.
-Nie możemy sobie tak po prostu tam wejść, trzeba mieć umówione spotkanie, a tego raczej nie mamy – powiedziała córka Posejdona. Pokiwaliśmy głowami.
-Nie da się inaczej wejść? – wtrąciłam. Moja przyjaciółka zaprzeczyła.
-To co mamy robić? – włączył się Frank.
-Moglibyśmy przyjść tu w nocy – zaczął Percy, ale kiedy zobaczył na tych wszystkich ochroniarzy dodał – ale wątpię, że nam by się udało. Westchnęliśmy. Pierwszy atrybut, a tu już problem. Staliśmy tak przed wejściem chyba z 15 minut, kiedy podeszła do nas młoda kobieta. Była ubrana w czarny kombinezon, ciemne włosy spięła w ciasny kok, a okulary przysłaniały ciemne oczy.
-Państwo, są umówieni? – zapytała.
-Tak, oczywiście – powiedziała Piper. Oczywiście użyła czaromowy. Kobieta uśmiechnęła się do nas, ale nie podobał mi się ten gest. Na plakietce miała napisane Campe.
-Zapraszam w takim razie za mną, oprowadzę was – i poszła do budynku. Weszliśmy i aż zaparło mi dech w piersi. Patrzyłam na wszystko z zachwytem, ale czułam że powinnam być czujna. Wszyscy byli bardzo pochłonięci oglądaniem i słuchaniem naszej przewodniczki. Tylko nie Dylan i Nila. Wprawdze dziewczyna przyglądała się wystrojowi wnętrz, ale chłopak rozglądał się po bokach w poszukiwaniu chyba ewentualnej drogi ucieczki. Podeszłam do niego.
-Co jest? – popatrzyłam mu w oczy. Spojrzał na mnie, a potem na Campe.
-Nie podoba mi się ona – wskazał na kobietę w czarnym kombinezonie.
-Wydaje się miła.
-Jesteś rzymianką, prawda? – pokiwałam głową – nie znasz za bardzo mitologii greckiej, nie?
-No nie za bardzo, raczej rzymską, a co to ma do tego?
-W mitologii greckiej jest pewien potwór. Nazywa się Campe, nie uważasz tego za podejrzane?
-No trochę – potwierdziłam. Przeniosłam wzrok na kobietę.
-Teraz zobaczymy najważniejsze miejsce w Białym Domu, czyli pokój prezydenta – powiedziała przewodniczka. Otworzyła drzwi, a ja otworzyłam szerzej oczy. Weszliśmy do pokoju. Był on przestronny, na środku stało ciężkie ciemne biurko. A na biurku… piorun piorunów. Atrybut Zeusa. Wszyscy go rozpoznaliśmy. Percy był nawet oskarżony, o jego kradzież. Kobieta coś tam opowiadała i nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęła drzwi. Percy podszedł do biurka razem z Annabeth. Spojrzał mi w oczy i wypowiedział nieme: odwróć jej uwagę od nas. Tak też próbowałam.
-Jeżeli jesteśmy w pokoju prezydenta, to w takim razie gdzie on jest?- zapytałam.
-Jest w delegacji, chyba we Francji, a po co ci to wiedzieć? – odpowiedziała.
-Bardzo chcieliśmy go zobaczyć – wtrącił się Dylan. Zauważyłam, że trzyma dłoń blisko zegarka. Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
-Niestety nie zdążycie go poznać herosi – powiedziała szczerząc do nas zęby. Wokół niej zaczęła się unosić ciemna kurtyna jakiegoś gazu. Kiedy ponownie było ją widać, przeraziłam się. Była długim  wężem z ludzką twarzą i rękoma, a na plecach miała ogromnego czarnego skorpiona.
-Campe – stwierdził syn Posejdona – można było się domyślić.
-Ale jednak tego nie zrobiliście i to wasz błąd – syknęła campe i rzuciła się na nas z włócznią. Pierwszy zareagował syn Apolla. Dźgnął potwora miedzy łuski, ale nic to nie dało. Tylko ją bardziej rozwścieczyło. Odwróciła się do niego i walnęła go ogonem w głowę. Chłopak przeleciał przez cały pokój i opadł bezwładnie na ziemie. Wyglądało jakby stracił przytomność.
-Dylan! – krzyknęła Nila i pobiegła do niego.
-Nila, stój – wrzasnął Leo i rzucił się za nią. Kiedy dotarli do niebieskookiego, dziewczyna sprawdziła puls. W tym samym czasie campe rzuciła się na nich. W ostatniej chwili zareagował syn Hefajstosa. Wezwał ogień i zaczął rzucać płonącymi kulami w potwora, ale i to większego nie dawało postępu. Zaczęła atakować włócznią. Mało co nie przebiła na wylot chłopaka. Nila odparowała atak. Z drugiej strony atakowali Percy, Ann i cała reszta. I oczywiście ja. Rzuciłam się z mieczem na potwora. W ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Ona nie, ale skorpion na niej, zauważył mnie. Zaatakował mnie swoim ogonem z kolcem. O mało co nie dostałam. Byłam najmniejsza z nich wszystkich, więc szybko wspięłam się na potwora i wbiłam swój miecz w szparę między łuskami. Tak jak się spodziewałam, wąż rozpadł się na złoty proszek. Byłam dość wysoko, więc kiedy campe zginęła, zaczęłam spadać w dół. Na szczęście ktoś mnie złapał. Popatrzyłam w oczy swojego chłopaka i pocałowałam go. On tylko się uśmiechnął i oddał pocałunek. Postawił mnie na ziemi i dokładnie mi się przyjrzał, jakby sprawdzał czy nic mi nie jest. Jest taki opiekuńczy.
-Pięknie ją załatwiłaś – powiedział.
-Dzięki – odpowiedziałam i przypomniałam sobie coś. Pobiegłam do biurka i sięgnęłam po piorun. Myślałam, że porazi mnie prądem, ale nic się nie stało. Kiedy tylko dotknęłam do palcami, zmienił się w malutki piorun. Obok pojawił się czarny plecak, niebieski woreczek i karteczka. Wszyscy podeszli do mnie. Nawet Dylan, który odzyskał już przytomność i opierał się o ramię Leo. Ten nie był raczej z tego zadowolony, ale pewnie Nila go do ego zmusiła. Sięgnęłam po woreczek i schowałam tam atrybut Zeusa. Zacisnęłam sznureczki i wsadziłam do plecaczka. Założyłam go na plecy. Wskazałam głową na karteczkę. Każdy obawiał się co tam może być. Pierwsza odważyła się Annabeth. Podeszła do biurka i sięgnęła po kawałek papieru. Był kremowy. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Bogini przez herosów nielubiana,
przez rodzinę nie zawsze podziwiana.
Boston za siedzibę wzięła,
lecz nie wiadomo co tam zaciągnęła -  przeczytała córka Ateny. Każdy myślał nad słowami, które przed chwilą powiedziała blondynka. Po kilku sekundach ciszy odezwał się Percy.
-Chyba wiadomo po kogo atrybut się teraz udajemy. Nikt się najpierw nie odezwał.
-Hera, bogini rodzin, żona i zarazem siostra Zeusa – powiedziała Piper.
-Bogini, która nie przepada za dziećmi Wielkiej Trójki – ciągnęła Ann.
-I ta sama bogini, która odebrała mi pamięć – dołączył się Jason.
-I ta sama, którą musieliśmy ratować – dodał Leo.
-Jak ja jej nie lubię – powiedzieli razem Percy i Annabeth.
-Dlaczego tak nie przepadacie za Herą? – zdziwiła się Nila.
-Pewnie niedługo sama się przekonasz, jesteś córka Posejdona, więc ciebie też nie będzie lubić – odpowiedział jej brat. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
-Co było atrybutem Hery? – zapytał Frank.
-Różnie bywa, czasem mówi się o pawiu a raz o krowie, a jeszcze innym razem i lilii – wyjaśniła mu Ann.
-Miejmy nadzieję, że nie będzie to krowa – stwierdziła Piper. Obejrzałam się po pokoju. Teoretycznie powinien być w opłakanym stanie, a tak nie było. Wszystko zostało na swoim miejscu.
-Dobra ruszamy – powiedziałam i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Bostonu. Póki co wydawało mi się, że misja nie będzie trudna. Podkreślam ,WYDAWAŁO mi się.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
jakoś nie miałam weny do pisania :( ale postaram się w następnym rozdziale coś ciekawego wymyslić ;)

Pytanie

Hej, następny rozdział powoli powstaje, może nawet dzisiaj wstawię, a jak nie dziś to jutro, obiecuję ;) ale chciałam was spytać czy chcielibyście czytać jakieś one shout'y mojego autorstwa? a jak tak to z czyim udziałem? zastanawiałam się czy nie napisać czegoś z dzieciństwa Nili, jak przyjaźniła się z Dylanem, ale nie wiem. tak więc czekam na jakieś propozycję to może coś ciekawego wymyślę ;P
pozdrawiam
Asix [tak będę się podpisywać teraz ;P]

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 8

Percy
Mieliśmy już wsiadać do samochodów kiedy ktoś nas zatrzymał. Może nie tyle co nas, tylko Nile. Nagle z cienia który padał obok mojej siostry wyszedł Nico. Córka Posejdona przestraszyła się i odskoczyła do tyłu.
-Matko Nico, nie strasz mnie tak - powiedziała trzymając rękę na piersi. Czarnowłosy podszedł do niej i... Przytulił ją. Nigdy nie widziałem jak syn Hadesa okazuje aż tak uczucia. Nawet do swojej siostry Hazel. Kiedy wróciła do Rzymu, chłopak znowu był tajemniczy i zamknięty. Kiedy na niego patrzyłem przypominała mi się Bianca, której śmierć się obwiniałem.
-Obiecaj mi, że wrócisz do mnie cała i żywa? - zwrócił się do Nili.
-Oczywiście że wrócę - odpowiedziała. Podszedłem do nich i położyłem rękę na ramieniu chłopaka.
-Nico, obiecuję że Nila wróci, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby tak się stało. Będę ją chronił - obiecałem. Nico odsunął się od mnie i popatrzył spode łba.
-Mam taką nadzieję Jackson - warknął i wtopił się w cień. Chyba nie za bardzo mnie lubi. Już raz przecież stracił siostrę i nie chce ponownie tego doświadczać. Traktował Nilę jak starsze rodzeństwo, jak własną rodzinę. Spuściłem wzrok. Nigdy sobie nie wybaczyłem śmierci córki Hadesa. Podeszła do mnie moja siostra.
-Percy, nie bądź zły na niego - powiedziała.
-Nie jestem zły - odpowiedziałem - ja tylko... Nieważne, chodźmy już - i ruszyłem do samochodów. Dostaliśmy dwie czarne terenówki.
-Jest nas dziewiecioro, podzielimy się cztery i pięć - oświadczyłem.
-To chyba najlepszy pomysł, to jak się dzielimy?  - zauważył Jason. O tym nie pomyślałem.
-Najwłaściwszym rozwiązaniem będzie że w każdym samochodzie będzie jedno z dzieci Posejdona - stwierdziła Annabeth.
-Myślę, że w jednym powinien być Percy, Annabeth, Dylan i ja z Hazel - wtrącił się Frank - a w drugim Nila, Leo, Jason i Piper. Wszyscy pokiwaliśmy twierdząco głowami i wsiedlismy do samochodów. Coś nie dawało mi spokoju. Kiedy usiadłem za kierownicą odezwał się syn Apolla.
-Percy, a tak w ogóle to gdzie jedziemy? - zapytał się Dylan.
-Yyy...- inteligentnie odpowiedziałem.
-Nie mów tylko, że nie ustaliłeś z kimś gdzie najpierw ruszamy? - wkurzyla się córka Ateny. Podrapałam się w tył głowy. W ogóle o tym nie pomyślałem, zajmowałem się treningiem Nili. Otworzyłem drzwi żeby podejść do siostry, bo to my teoretycznie prowadzimy misję i o mało nie zostałem rozjechany przez samochód. Ktoś opuścił szybę przy siedzeniu obok kierowcy. Prowadził syn Jupitera, a obok siedziała córka Posejdona, a z tyłu Leo i Piper.
- Czemu nie jedziecie?  - zapytała.
- Nie ustaliliśmy kierunku i nie wiem gdzie jechać - odpowiedziałem. Dziewczyna pokręciła głową i przewróciła oczami.
- Wiesz co, jednak jesteś Glonomóżdżkiem, nie domyślasz się?  - kiedy zaprzeczyłem ruchem głowy, kontynuowała - najważniejszym z bogów jest Zeus, co nie?  A co jest najważniejsze w kraju?
-Yyy - kolejna błyskotliwa odpowiedź jednego z najlepszych herosów, brawa dla mnie.
-Stolica- odpowiedziała za mnie Annabeth. Nila uśmiechnęła się do mnie.
- Do zobaczenia w Waszyngtonie - i zamknęła okno. Wsiadłem do samochodu i pojechałem za moją mądra siostrzyczką.
-Wiesz co, ona przypomina mi dziecko Ateny, ogólnie by pasowała - stwierdziła nagle moja dziewczyna.
-Ona w ogóle ma zdolności innych potomków bogów - wtrąciła się Hazel. Pokiwałem głową.
-Chyba Posejdon będzie miał innego ulubieńca - powiedział Frank.
-Ejj,a ja! - oburzyłem się na co wszyscy wybuchli śmiechem. Na początku siedziałem z naburmuszoną miną, ale zaraz dołączyłem się do przyjaciół. Kiedy się uspokoiliśmy zwróciłem się do Dylana. -Dylan, tak się zastanawiam, dlaczego akurat ty?
-Percy - powiedziała Annabeth i trąciła mnie łokciem.
-Dobra inaczej, dlaczego Nila wybrała akurat ciebie? Chłopak westchnął.
-Nie mam pojęcia - stwierdził ze zrezygnowaniem.
-Czy coś cię łączy z Nilą? - wtrąciła się moja dziewczyna. Sam byłem ciekaw co się działo między tą dwójką. Zetknąłem w lusterko i zobaczyłem że syn Apolla spuścił głowę.
-Chyba raczej łączyło - westchnął - byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
-Nie chcę być wścipska, ale co się stało że już się nie przyjaźnicie? - dopływała się blondynka.
-Nieważne - skończył rozmowę niebieskooki. Nie zamierzałem naciskać. Zapadła niezręczna cisza. Przerwała ją Hazel odchrząkając.
-Zaczynamy od Zeusa. Jego atrybutem jest piorun piorunów, tak - wszyscy przytakneliśmy - ale gdzie to może być schowane?
-Sądzę że w Białym Domie - odpowiedział Dylan - Zeus jest tak jakby szefem wszystkich szefów, nie? Więc piorun będzie schowany tam gdzie jest najważniejsza osoba w państwie.
- Logiczne - stwierdziła Annabeth.
-W końcu zobaczę Biały Dom, zawsze chciałem go zwiedzić - powiedziałem. Dalsza podróż minęła spokojnie i miło. Miałem nadzieję, że to zadanie nie będzie takie trudne. Ale tego nie mogę powiedzieć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej wszystkim. Napisałam rozdział. Jest krótki i jest pewnie parę błędów [piszę na telefonie ]. Jakoś znalazłam czas żeby coś naskrobać :) jak wrócę to coś wstawię [ najpierw muszę napisać ale to szczegół ] nieważne że mam już wymyślone zakończenie, ale środka nie ;P a tak w ogóle pozdrawiam wszystkich z Grecji ;*

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 7

Leo
Było niedzielne popołudnie. Jutro mieliśmy wyruszyć na kolejną misje. Argo II nie nadawało się jeszcze do podróży, nie zdążyłem go naprawić po ostatniej przygodzie. Siedziałem w bunkrze 9. Jak to zwykle u mnie bywa, moje ręce coś robiły, ale nie zwracałem na to uwagi. Moje myśli krążyły wokół jednej dziewczyny. Zakochałem się w jej włosach, które falowały na wietrze, w jej uśmiechu, który poprawiał mi humor, w jej śmiechu, który był zaraźliwy, w jej charakterze i oczywiście w jej oczach koloru morza. Przed oczami pojawił mi się jej obraz. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Zobaczyłem co zrobiłem, przez ten czas. W ręku trzymałem metalową różę. Aż się zdziwiłem, że mogłem stworzyć coś tak ładnego i delikatnego ze śrubek, drutów itp. Wziąłem kwiat i pobiegłem do swojego domku. Przebrałem się w czyste ubranie ( te co miałem na sobie, lekko się pobrudziło), wziąłem prysznic i poszedłem pod domek Posejdona. Przed wejściem stało rodzeństwo, brat i siostra. Chłopak trzymał w ręku okazały bukiet białych i pięknych kwiatów. Ja miałem przy sobie tylko jedną marną różę i to w dodatku nie prawdziwą. Podszedłem bliżej i podsłuchałem ich rozmowę.
-I ty zamierzasz jej to dać?! - zdziwiła się morskooka.
-Tak, są ładne. Dziewczyny zresztą lubią kwiatki - uśmiechnął się brunet. Dziewczyna przewróciła demonstracyjnie oczami i załamała ręce.
-Serio myślisz, że spodobają się jej te badyle? Może jakby była córką Demeter to tak, ale ona jest dzieckiem ATENY! Mógłbyś się trochę wysilić, zrobić jakąś niespodziankę, może jakaś romantczna kolacja albo coś. Ale niee, ty musiałeś kupić kwiaty! Percy, Annabeth zasługuje na coś lepszego niż białe badyle - zdenerwowała się Nila. Patrzyłem na tą wymianę słów. Nie zauważyłem nawet kiedy podeszła do mnie Ann.
-Są trochę podobni do siebie, nie uważasz? - powiedziała.
-Noo może troszkę. Serio nie lubicie dostawać kwiatków? - zapytałem mocniej ściskając metalową roślinkę. Blondynka uśmiechnęła się.
-Lubimy, każda lubi - puściła mi oczko i podeszła do dzieci Pana Mórz.
-Hej, musicie się tak głośno kłócić? - zwróciła im uwagę, kiedy stała już obok nich. Poszedłem w jej ślady i stanąłem obok Nili. Uśmiechnęła się do mnie.
-To tylko drobna wymiana słów - odpowiedział Percy i podrapał się wolną ręką po głowie - Ann to dla ciebie - dał jej bukiet, który przyjęła z uśmiechem na twarzy.
-Oh, dziękuję Percy, są piękne - rzuciła mu się na szyję. Chłopak przytulił ją i dał całusa w usta. Zazdrościłem im trochę. Odwróciłem się do jego siostry i uśmiechnąłem się lekko.
-A to dla ciebie - wręczyłem jej różę. Wzięła ją ode mnie i dokładnie się jej przyjrzała.
-Leo, ja nie wiem co powiedzieć, jak przepiękna. Dziękuję - powiedziała i przytuliła się do mnie. Byłem wtedy najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Objąłem ją ramionami i wdychałem jej zapach. Pachniała bryzą morską. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, zobaczyłem, że ma w oczach łzy.
-A mówiłaś, że dziewczyny nie chcą dostawać kwiatów - powiedział Percy.
-Zamknij się braciszku - zwróciła się do brata i pokazała mu prezent od mnie - takie kwiatki mogę dostawać - uśmiechnęła się do mnie.
-Chcesz może ... yyy, ten...yyy - zacząłem się jąkać. Nigdy nie byłem dobry w kontaktach z ludźmi. Dziewczyna zaczęła się cicho śmiać, ale próbowała to ukryć przede mną. Uśmiechnąłem się do niej.
-Nie ładnie tak śmiać się z kogoś - zacząłem, ale też śmiałem się. Popatrzyliśmy sobie w oczy i wybuchliśmy śmiechem. Nila złapała się za brzuch. Spojrzałem na Percy'ego i Annabeth. Oboje uśmiechali się do nas. Chłopak uniósł kciuk do góry,a dziewczyna pokiwała głową.
-No to my lecimy, na razie - powiedział morskooki i pociągnął swoją ukochaną. Zostałem sam z córką Posejdona. Zebrałem się w końcu na odwagę.
-Masz ochotę się przejść? - zapytałem. Dziewczyna kiwnęła głową. Poszliśmy na spacer. Słońce powoli zachodziło. Nie wiedziałem, gdzie możemy pójść. W końcu zdecydowałem się na plażę. Usiedliśmy przy brzegu. Dziewczyna zapatrzyła się na zachód słońca. Jej twarz przybrała odcień brązu,a oczy świeciły się. Włosy wyglądały na ciemniejsze. Uśmiechnąłem się mimo woli.
-Co się tak patrzysz? - zapytała się nie odwracając wzroku.
-Na najpiękniejszą dziewczynę - odpowiedziałem. Nila zarumieniła się.
-Nie jestem tak ładna jak np. Annabeth - tu zmieniła kolor włosów na blond, a oczy przybrały barwę burzowych chmur - albo Hazel - znowu się przemieniła - nie mówiąc już o Piper - teraz wyglądała podobnie jak moja stara przyjaciółka - Ughh - zachwiała się i zmieniła się w siebie. Prawie by upadła, gdybym jej nie podtrzymał. Nasze twarze dzieliły centymetry, tak że czułem na twarzy jej oddech. Uśmiechnęła się i podziękowała. Kiedy odsunęliśmy się od siebie nie mogłem oderwać wzroku od jej oczu. Mógłbym w nich utonąć. Nagle uświadomiłem sobie, że coś do mnie mówiła, ale ja nie słuchałem. Uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową. Zrozumiała, że nie wiem o czym opowiadała. Odwróciła się i zobaczyłem w jej oczach smutek. Zwiesiła głowę. Coś ją trapiło, ale nie wiedziałem co.
-Nila, przepraszam, że nie słuchałem.
-Nic się nie stało. Można przyzwyczaić się - westchnęła - w szkole prawie nikt nie zwracał na mnie uwagi, no chyba że chodziło o spisanie pracy domowej czy coś. Miałam tylko jednego przyjaciela, ale mnie zostawił wiele lat temu.
-Chodzi o Dylana? - domyśliłem się. Pokiwała głową. - Przykro mi, że tak cię traktowali. Obiecuję, że ja tak nie będę, znaczy my nie będziemy.
-Dzięki Leo. Potrafisz mnie rozśmieszyć - uśmiechnęła się do mnie - może opowiesz coś o sobie, Percy powiedział, że sam zbudowałeś ten statek, Argo II - zaświeciły się jej oczy. Zacząłem jej opowiadać moją historię. Nie była ona raczej ciekawa, ani szczęśliwa. Nila była dobrym słuchaczem, nie przerywała.
-No to chyba wszystko - skończyłem - teraz twoja kolej. Córka Posejdona w skrócie powiedziała o sobie. Dowiedziałem się że jej matka, choć myślała że i ojciec, zginęła w wypadku samochodowym, kiedy miała dwa latka, że mieszka z ciotką i wujkiem. Kiedy skończyła, było już ciemno.
-Powinnam już wracać - powiedziała. Wstałem i wyciągnąłem w jej stronę rękę.
-Chodź, odprowadzę cię - zaoferowałem. Dziewczyna zgodziła się i ruszyliśmy w kierunku jej domku. Musiałem oświetlić drogę ogniem. Bałem się, że Nila się przestraszy, ale ona z zachwytem przypatrywała się mojej dłoni. Jak szedłem do niej, obiecałem że powiem co do niej czuję, ale do tej pory nie zrobiłem tego. Kiedy byliśmy już przy domku zatrzymaliśmy się. Nie przed głównym wejściem, tylko z drugiej strony. Jako dzieci Posejdona, mieli taras z tyłu z widokiem na morze. Morskooka weszła po schodkach. Byłem od niej trochę wyższy, a schody nie były dość wysokie, więc Nila była trochę wyżej od mnie.
-Dziękuję za miły wieczór - powiedziała.
-Nie ma sprawy - odpowiedziałem. Patrzyła mi w oczy, jakby czekała aż coś zrobię. Potem odwróciła się i zamierzała już wchodzić, ale ją powstrzymałem. Złapałem ją za nadgarstek. Najpierw popatrzyła na moją rękę, potem na mnie. Uśmiechnąłem się do niej, stanąłem na pierwszym schodku. Spojrzałem znowu w jej oczy. Przybliżyłem się do niej tak że dzieliły nas ze 3 centymetry. Jedną rękę położyłem na jej policzku. Nachyliłem się i dotknąłem wargami jej ust. Miały przyjemny słony smak. Fala ciepła rozlała się po moim ciele. Drugą ręką objąłem ją w tali. Pogłębiłem pocałunek. Nila zarzuciła mi ręce na szyję. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Ale bogowie chyba nie chcieli, a szczególnie Posejdon.
-Ekhem, nie chcę przeszkadzać - powiedział Percy, a ja odsunąłem się od dziewczyny - ale co wy wyrabiacie!
-Percy, uspokój się - zaczęła Annabeth, która stała obok chłopaka w drzwiach - Przepraszam, ale nie udało mi się go powstrzymać - zwróciła się do nas.
-Jak mam się uspokoić?! Ona ma tylko 16 lat - oburzył się.
-A my ile mieliśmy, co?
-My to co innego.
-Ughh, Percy wkurzasz mnie już - wtrąciła się Nila.
-Ja się tylko o ciebie martwię - próbował się usprawiedliwić, ale dwie dziewczyny nie dawały mu spokoju.
-Słuchaj, będę robiła co chcę, kiedy chcę i z kim chcę, a ci nic do tego!
-Właśnie, to jej życie, nie powinieneś się wtrącać!
-Wiesz co stary, współczuję ci - powiedziałem z uśmiechem.
-Ty mi współczujesz? To ja raczej ci powinienem - odparł i ruchem głowy pokazał na swoją siostrę. Obie dziewczyny obraziły się. Z Percym podeszliśmy do nich i objęliśmy. Pocałowałem jeszcze raz Nilę. Uśmiechnąłem się do niej i zszedłem z tarasu.
-Dobranoc księżniczko, do jutra. Pa Percy i Annabeth - pożegnałem się z nimi i poszedłem do swojego domku. Położyłem się na łóżku i od razu zasnąłem. Przyśniła mi się Kalipso,a potem Nila. Obudziłem się w samą porę. Zabrałem plecak i wyszedłem. Wszyscy byli już gotowi. Pocałowałem morskooką na powitanie, a wszyscy się uśmiechnęli, no prawie wszyscy. Chyba cieszyli się, że w końcu kogoś sobie znalazłem. Ruszyliśmy w dół zbocza. Nasza misja rozpoczęła się. Wyruszyliśmy w dziewięć osób, ale nie spodziewałem się, że wróci inna liczba osób.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

zdążyłam napisać jeden rozdział :) przez 2 tyg nie pojawi się na pewno żaden rozdział :( w czasie roku szkolnego też nie będą się pojawiać często :/ idę do drugiej klasy liceum, więc trochę nauki będzie, matma, matma i jeszcze raz matma, no w przerwach będzie angielski i gegra, pozdrawia profil menadżerski :P jeżeli myślicie, że to będzie słodziutka historia i wszyscy wrócą cali i zdrowi to powiem wam jedno : hahahaha ... nie :) ups... chyba za dużo napisałam, no trudno. nie martwcie się, może będzie happy end ^^ znaczy będzie na sam koniec, bo blog nie skończy się wraz zakończeniem misji, oj nie

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 6

Nila
Nagle usłyszałam szelest w krzakach za mną. Natychmiast wstałam i odwróciłam się w kierunku dźwięku. Zaczęłam się cofać się, ale na moje nieszczęście trafiłam na kamień i potknęłam się, lądując tyłkiem w wodzie. Wzrok wciąż miałam utkwiony w krzaki. Nagle zobaczyłam, jak ktoś wychodzi z pomiędzy drzew. W moim kierunku szedł czarnowłosy chłopak, o bladej skórze i ciemnobrązowych oczach. Był ubrany w czarny T-shirt, tego samego koloru spodnie. U boku był przyczepiony miecz ze stygijskiego żelaza. Uświadomiłam sobie, że wciąż siedzę w wodzie, więc szybko się podniosłam. Popatrzyłam w oczy chłopaka. Można było w nich zobaczyć smutek, odosobnienie, nawet śmierć. Był mojego wzrostu. Uśmiechnęłam się do niego i wyciągnęłam do niego rękę.
-Hej, jestem Nila - przedstawiłam się. Czarnowłosy przyjrzał mi się uważnie od stóp po głowę, ale nie uścisnął mi ręki, tylko schował je do kieszeni. Czułam się głupio, więc zabrałam dłoń. Przez chwilę panowała cisza. Zastanawiałam się, kim może być chłopak. Patrzyłam na niego bacznym wzrokiem i czekałam aż coś powie.
-Jesteś córką Posejdona, prawda? - zapytał się. Pokiwałam twierdząco głową. -Przepraszam, że cię przestraszyłem - dodał i odwrócił się na pięcie. Zaczął iść w kierunku lasu.
-Czekaj, a ty kim jesteś? - zawołałam za nim. Ciemnooki odwrócił się i popatrzył mi w oczy.
-Kimś, kogo nie chciałabyś spotkać ani polubić - powiedział i wtopił się w cień, który rzucało jakieś drzewo. Zastanawiałam się, co to miało znaczyć. Postanowiłam, że jak go spotkam, wypytam go, o co mu chodziło. Na razie miałam ważniejsze sprawy. Poszłam trochę podszkolić moje umiejętności herosa. Zdecydowałam się na łucznictwo. Poszukałam najlepszego dla mnie łuku i wzięłam kołczan ze strzałami. Ustawiłam się 10 metrów przed tarczą i napięłam na łuk jedną ze strzał. Próbowałam wymierzyć na oko, pod jakim kątem oddać strzał. Zamknęłam jedno oko i przegryzłam wargę. Puściłam cięciwę, ale chybiłam. Chyba, że trzeba strzelać wszędzie tylko nie w tarczę. Upuściłam rękę z bronią, a drugą oparłam o biodro.
- Trochę lżej napinaj to powinnaś trafić - usłyszałam. Odwróciłam się i zobaczyłam przed sobą syna Marsa. Podszedł bliżej, ustawił się i oddał strzał. Strzała trafiła w sam środek tarczy. Byłam pełna podziwu.
-Niezły jesteś Frank. Może zechciałbyś mi pomóc? - poprosiłam.
- No jasne, to nie jest takie trudne - powiedział. Przez prawie dwie godziny uczył mnie jak się ustawić, jak dobrze wymierzyć i oddać strzał. Szło mi coraz lepiej, nawet raz trafiłam w środek, na co aż podskoczyłam z radości. Ale czułam, że to nie dla mnie. Lepiej mi było z mieczem w ręku niż z łukiem.
-Dzięki wielkie, że mi pomogłeś - zwróciłam się do Franka.
-Nie ma sprawy, przyjemność po mojej stronie - odpowiedział. Może i wyglądał groźnie z taką posturą zawodnika sumo, ale w środku był grzecznym i miłym chłopakiem. Hazel miała szczęście, że ma takiego chłopaka. Usłyszeliśmy wcześniej dźwięk gongu, co oznaczało śniadanie.
-Musimy pospieszyć się, bo i tak już jesteśmy spóźnieni na śniadanie – powiedziałam i ruszyłam przed siebie. Odwróciłam się, żeby sprawdzić czy syn Marsa idzie za mną, ale nie zauważyłam tam nikogo. Wzruszyłam ramionami i chciałam ruszyć się, ale przede mną pojawił się wielki czarny wilk. Popatrzyłam mu w oczy. Miał takie same jak mój przyjaciel. Patrzył na mnie takim wzrokiem, który mówił Wsiadaj. Usiadłam na grzbiecie zwierzęcia i pognaliśmy do pawilonu jadalnego. Tuż przed zsiadłam i poczekałam, aż Frank zmieni się znów w człowieka.
-Ale super, nie wiedziałam, że tak się w ogóle da - powiedziałam z entuzjazmem. Chłopak uśmiechnął się i poszedł do swojego stolika. Skierowałam kroki do stołu Posejdona, gdzie czekał na mnie Percy. Kątem oka zauważyłam jak Leo patrzy dziwnym wzrokiem na Franka. Kiedy siedziałam przy stole i jadłam płatki z jogurtem, przyłapałam się, że zerkam w stronę syna Hefajstosa. Zganiłam się w duchu. ,,Przecież taki chłopak nie zwróci na ciebie uwagi Nila, odpuść sobie". Skupiłam się na posiłku. Nie miałam jakoś apetytu, tylko mieszałam łyżką w misce. Wszystkie moje myśli krążyły wokół jednego chłopaka. Westchnęłam. Mój brat popatrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem. Kiedy nic nie powiedziałam zwrócił uwagę na czymś innym. Zauważył chyba, że Leo zerka w moim kierunku. Na twarzy syna Posejdona pojawił się uśmiech.
-Oj, chyba ktoś tu się zakochał - powiedział szturchając mnie w ramię.
-Oj chyba ci się coś pomyliło braciszku - odparłam.
-Tego nie ukryjesz siostrzyczko.
-Zamknij się Percy.
-Spokojnie, spokojnie. Może mam poprosić Leo, aby ci w tym pomógł. Po tych słowach popatrzyłam na niego spode łba. Dosiadła się do nas Annabeth. Myślałam, że przy swojej dziewczynie się zamknie, ale oczywiście nie.
-Ann, wiesz że nasza Niluś się zakochała - powiedział. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-No Nila, kto jest tym szczęściarzem?
-Nasz Leo - odpowiedział Percy, zanim zatkałam mu usta. W chwili napadu złości rzuciłam się na brata i zaczęłam go podduszać, zaciskając dłonie na jego szyi.
- Jeszcze jedno słowo, a cię zabiję - wycedziłam przez zęby. Uśmiech niestety nie schodził mu z twarzy. Opanowałam się i usiadłam prosto z obrażoną miną. Poczułam, że obejmuje mnie ramieniem.
-Przepraszam Nila - szepnął. Podniosłam głowę. Percy patrzył się na mnie z mieszanką rozbawienia i skruchy. Annabeth patrzyła karcąco na swojego chłopaka, ale kiedy zwróciła wzrok na mnie, rozchmurzyła się. Przewróciła oczami.
-Chłopcy, nigdy nie wiedzą jak się zachować - powiedziała blondynka. Potem poszliśmy na zajęcia. Ja miałam grekę. Następnie łucznictwo, co już sobie odpuściłam. Poszłam na plażę. Nie miałam na sobie niestety stroju kąpielowego, a woda była tak przyjemnie chłodna. Zamarzyłam sobie, żeby tak wejść do zatoki i nie zmoczyć ubrania. Weszłam do wody po pas, a ciuchy wciąż były suche. Percy powiedział, że potrafi kontrolować, kiedy jego ubranie będzie suche, a kiedy mokre. Zanurkowałam i zauważyłam, że dam radę tutaj oddychać. W końcu odkrywam swoje moce. Zastanawiałam się, czemu ojciec nigdy mnie nie odwiedzał. Wytłumaczyli mi, że Zeus zakazał kontaktu ze swoimi dziećmi, ale bez przesady. Ojciec jakoś kontaktował się z Pecym. Może jak go kiedyś spotkam to mi to wytłumaczy. Nie miałam mu za złe. Ciotka nauczyła mnie, że nie powinno dochowywać uraz, a wybaczać. Więc ja Nila di Carlo wybaczam mojemu ojcu, że miał mnie w poważaniu przez szesnaście lat. Kiedy wyszłam z wody poszłam na trening szermierki. Nie miałam ze sobą żadnej gumki ani nic i włosy wciąż właziły mi do oczu i przeszkadzały mi.
,,Chciałabym mieć teraz krótkie włosy " pomyślałam. Nagle poczułam, że jest coś nie tak z moimi włosami. Uniosłam miecz tak, że zobaczyłam swoje odbicie. Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Hazel, z którą walczyłam, pokiwała powoli głową i uśmiechnęła się.
-Potrafisz zmieniać swój wygląd, no nieźle - powiedziała złotooka - Frank, jako przodek syna Posejdona, może zmieniać się w jakie chce zwierzę, a ty wygląd. Ja też tak chciałabym. Percy, który walczył obok na chwilę przestał. Popatrzył na mnie i zmarszczył brwi.
-To nie fair, ja potrafię tylko panować nad wodą, a ona umie się zmieniać - oburzył się. Wzruszyłam ramionami. Do brata od tyłu podeszła Annabeth.
-Ale ty masz przynajmniej dziewczynę - powiedziała i dała mu całusa w policzek.
-Najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynę - stwierdził i pocałował ją w usta. Przewróciłam demonstracyjnie oczami, ale uśmiechnęłam się na ten widok. Zazdrościłam córce Ateny, że ma takiego kochającego chłopaka. Wróciłam do ćwiczeń. Hazel stwierdziła, że bardzo dobrze mi idzie. Po szermierce miałam coś podobnego do historii. Syn Ateny opowiadał nam o olimpijczykach, sławnych herosach, najgroźniejszych potworach. Nawet ciekawe. Mój brat mówił, że to nuda, na co Annabeth powiedziała, że może w moich żyłach płynie też i krew Ateny. Przy ostatnim posiłku Chejron przekazał nam, że wyruszamy w poniedziałek. Muszę powiedzieć, że był już piątek. Mało czasu na treningi. Po kolacji udałam się na spacer. Chodziłam wzdłuż brzegu. W końcu się ściemniło. Nie chciało mi się spać, ani trenować. Usiadłam przy drzewie. W oddali zauważyłam tego samego chłopaka, którego spotkałam rano. Pobiegłam w jego kierunku. Złapałam go za ramię. Czarnowłosy odwrócił się do mnie.
-Czego chcesz? – warknął.
-Chcę cię po prostu poznać, jak masz na imię itp.
-Jestem Nico di Angelo i wątpię, że chcesz mnie poznać - i znowu wtopił się w cień. Nie no znowu. Pobiegłam przed siebie w las. Zatrzymałam się na jakieś polanie. Nie wiedziałam gdzie jestem. Znowu zobaczyłam Nica.
-Nico czekaj, ja chcę się tylko zaprzyjaźnić - powiedziałam.
-Nie będziesz się chciała ze mną przyjaźnić - odpowiedział.
-Niby czemu? - Podeszłam do niego.
-Jestem synem Hadesa.
-Nie przeszkadza mi to, nawet odwrotnie - uśmiechnęłam się. Chłopak zmarszczył brwi jakby dziwił się tym, co powiedziałam. Ruszył przed siebie mijając mnie.
-Nico, nie ważne czyim jesteś synem.
-Ale ja jestem zły.
-Na pewno jest w tobie odrobina dobra.
-Nie.
-W każdym jest.
-Zrozum to, ja jestem zły i inny. Nie poddawałam się i ruszyłam za nim.
-Nico, ja nie chcę ci nic złego zrobić.
-Nila odejdź, nie chcesz znać kogoś takiego jak ja.
-A właśnie, że chcę - upierała  się.
-Zakochałem się kiedyś w twoim bracie - prawie krzyknął. No tym to mnie zdziwił.
-Nie obchodzi mnie to.
-Zostaw mnie!
-Nie!
-Zostaw mnie póki panuję nad sobą!
-Nie!
- Zostaw mnie samego ! - wrzasnął i odwrócił się w końcu w moją stronę. Nagle zauważyłam, że ziemia drży. Potem z gruntu wyrosły szkielety z mieczami i ruszyły w moją stronę. Przeraziłam się nie na żarty. Nie miałam szans z nimi wygrać. Zaczęłam się cofać.
-Mówiłem ci, że jestem zły - powiedział i odwrócił się znowu, ale nie ruszył się z miejsca.
-Nie ważne kim jesteś, ani kim staniesz się w przyszłości. Ważne abyś miał serce dobre i otwarte dla innych - powiedziałam. Chyba dotarło to do niego, bo szkieletowi wojownicy zniknęli. Podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie.
-Jesteś bardzo podobna do mojej siostry, Bianci. Wpadłam na pewien pomysł. Pomyślałam, że chciałabym wyglądać jak żeńska forma Nica. Otworzyłam oczy, które miały teraz ciemnobrązowy kolor. Di Angelo popatrzył na mnie zdziwiony. Znowu wróciłam do swojego wyglądu. Chłopak w końcu się otworzył. Poszliśmy do jego domku. Przez cały czas wylewał z siebie smutki, żale i to wszystko, co leżało mu na sercu. Opowiedział swoją historię. Dowiedziałam się, że jego starsza siostra zginęła w czasie misji. Kiedy poprosił mnie o powiedzenie coś o sobie, zgodziłam się. Kiedy skończyłam, siedzieliśmy przez chwile na jego łóżku nic nie mówiąc.
-Jesteś dla mnie jak starsza siostra - wyznał w końcu.
-Mogę spróbuję zastąpić ci Biancę, ale wątpię, że mi się uda.
-Ale obiecaj, że mnie nie zostawisz.
-Nigdy w życiu - po tych słowach oboje się uśmiechnęliśmy. W czasie jednej nocy, Nico stał się dla mnie jak młodszy brat. Wyjrzałam przez okno i stwierdziłam, że jest już po 10. Nagle ktoś wpadł do domku.
-Nico, może widziałeś ... - zaczął Percy, ale w tym momencie mnie zauważył - Nila! - krzyknął i podbiegł mnie przytulić. Będąc w ramionach brata, spojrzałam na syna Hadesa. Miał smutny wyraz twarzy.
-Wszyscy cię szukaliśmy - powiedział syn Posejdona, kiedy odsunął się od mnie - Leo wychodził z siebie.
-Przepraszam. Spotkałam Nica i gadaliśmy przez całą noc.
-No dobrze - wstał, ciągnąc mnie za sobą - dzięki Nico, że zająłeś się moją młodszą siostrą - zwrócił się do ciemnookiego. Ten tylko pokiwał głową. Reszta dnia minęła spokojnie, z resztą niedziela też. Byłam już spakowana i wyszłam przed domek. Spotkałam tam Leo. Zaproponował spacer, na który się z chęcią zgodziła. Myślałam, że nic ciekawego się dziś nie zdarzy. Jak się myliłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i mamy kolejny rozdział :) dziwne trochę, że wstawiam je codziennie, co? też się dziwię. z koleżanką prowadzę blog, też o tematyce PJ i OH, ale z własnymi nowymi postaciami :) to rozdziały były co 2-3 tyg. we wtorek wyjeżdżam i nie będzie mnie do następnej soboty. jak będę miała czas to coś tam napiszę i może wstawię, ale jest małe prawdopodobieństwo :P to chyba tyle, mam nadzieję, że się spodoba, choć za bardzo mi się nie podoba ten rozdział

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 5

Z dedykacją dla Cherry :) dzięki tobie aż uśmiechnęłam się do monitora ;P i bardzo fajnie piszesz, czytałam twojego bloga :) a tak poza tym, napiszcie w komentarzach linki do swoich blogów, chętnie poczytam coś ^^

 Jason
Po kolacji Chejron zwołał naradę. Miała być cała siódemka, plus Nila. Po posiłku wszyscy udaliśmy się do Wielkiego Domu. Weszliśmy do Sali, gdzie zawsze odbywają się narady grupowych. Usiedliśmy dookoła stołu do ping – ponga. Leo usiadł koło córki Posejdona i próbował z nią flirtować. Była o rok od mnie młodsza. Obok Nili siedział Percy, dalej Annabeth, Hazel, Frank, ja i Piper. Złapałem za rękę Pipes i uśmiechnąłem się do niej dając jej w ten sposób otuchę. Dziewczyna odwzajemniła gest, ale i tak było widać, że jest spięta.
-Po zebraniu, zabiorę cię na romantyczny spacer – szepnąłem jej do ucha. Córka Afrodyty uśmiechnęła się już szerzej i pokiwała głową. Popatrzyłem w jej oczy. Kolor zmieniał się jak w kalejdoskopie. Nagle zauważyłem kątem oka, że Chejron stoi za Nilą. Był w swojej prawdziwej formie.
-Witam wszystkich. Chyba wiecie po co was tu wezwałem – kiedy wszyscy pokiwaliśmy głowami centaur kontynuował – wczoraj przybyła nowa heroska i to nie byle jaka. Córka Posejdona. Jak już wszyscy, no prawie wszyscy – tu spojrzał na Nilę – znacie przepowiednie to się domyślacie, że zaczęła się wypełniać.
-Przepraszam, o jaką przepowiednie chodzi? – zapytała niepewnie morskooka. Centaur popatrzył na nas, dając nam jakby znak, że to my mamy jej wytłumaczyć.
-Jakiś miesiąc temu, nasza wyrocznia przekazała nam kolejną przepowiednie – zaczęła Annabeth i popatrzyła na Percy’ego. Chłopak odchrząknął.
-Dzieci morza wyruszyć muszą,
resztę siódemki i jeden do tego zmuszą.
Atrybuty bogów wszędzie schowane,
pilnowane przez potwory tam pochowane.
Po drodze zwodzeni będą,
nim na ostatnie miejsce przybędą.
Dwoje z nich będzie schwytane,
uwolnione przez osoby kochane – powiedział syn Posejdona.
-Siódemką herosów jesteśmy my – powiedziała Hazel.
-Ty i Percy jesteście dziećmi morza, to oczywiste – kontynuował Frank.
-Ale kto jest jeszcze jedną osobą? – zapytała się Piper. Wszyscy zwrócili się w kierunku Ann. Była zawsze naszym strategiem i była z nas najmądrzejsza. Niby córka Ateny, to co się dziwić. Niestety pokręciła głową, dając nam znak, że nie ma pojęcia, o kogo chodzi.
-Na pewno musi to być heros, to nie ulega wątpliwości – powiedziałem.
-Dylan – powiedział Nila – Dylan, syn Apolla jest tą osobą, tak myślę.
-To może być prawdopodobne. To on przecież wprowadził cię do tego świata – potwierdziła Annabeth. Wszyscy pokiwali głowami, chociaż Leo nie miał raczej uszczęśliwionej miny.
-No dobra, to mamy już skład – zacząłem – przejdźmy do reszty przepowiedni.
- Atrybuty bogów wszędzie schowane,
pilnowane przez potwory tam pochowane – powiedziała Annabeth – To raczej oczywiste, że musimy znaleźć je.
-Reszta przepowiedni jest raczej klarowna – wtrąciła się córka Afrodyty – musimy pamiętać, co jest naszym celem i nie zbaczać z kursu.
-Jest cos o schwytaniu dwojga z nas – teraz wypowiedział się Percy – co oznacza, że musimy trzymać się razem i walczyć jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Wszyscy pokiwali głowami.
-To kiedy wyruszamy? – zapytał się Frank.
-Jak najszybciej – powiedział syn Posejdona.
-Tylko jest jeden problem – odezwała się Nila – ja nie umiem walczyć! Jej brat podrapał się w głowę.
-Zapomniałem. Ale pomogę ci się nauczyć – stwierdził z uśmiechem – a i oczywiście pomogę ci odkryć twoje moce, jako córka Posejdona.
-Ja ci też pomogę – zaoferowała się córka mądrości. Wszyscy zadeklarowaliśmy swoją pomoc.
-Czyli wszystko uzgodnione. Koniec narady – stwierdził Chejron. Wyszliśmy z Wielkiego Domu. Percy, Annabeth i Nila poszli na arenę. Frank z Hazel poszli gdzieś, a Leo udał się do Bunkru 9. Zostałem sam z Piper. Uśmiechnąłem się do niej.
-No to zabieram cię na romantyczny spacer – wziąłem ją za rękę i poszliśmy się przejść. Słońce właśnie zachodziło. Doszliśmy na plażę i tam usiedliśmy.
-Jason, denerwuję się trochę – powiedziała nagle. Objąłem ją ramieniem i spojrzałem w oczy. Teraz miały brązowy kolor.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję ci, że wszyscy wrócą cali i zdrowi – powiedziałem z przekonaniem. Dziewczyna pokiwała głową i wtuliła się w moją pierś. Patrzyliśmy na zachodzące słońce. Byłem pewny, że ta misja zakończy się szczęśliwie. Ostatnia nasza misja była o wiele bardziej niebezpieczna, a wyszliśmy prawie bez szwanku. Więc teraz powinno nam też wyjść. Nie wiedziałem jak się myliłem.


Nila
Nie ma to jak przybyć do Obozu Półkrwi i następnego dnia dowiedzieć się, że musisz wyruszyć na niebezpieczną misję. Nie no super. Po naradzie poszłam z bratem i Ann na trening. Percy poszedł poszukać dla mnie miecza, a ja stałam z moją nową przyjaciółką.
-Nie musisz się bać tej misji. Nie będzie tak źle – powiedziała.
-Taką mam nadzieję – westchnęłam – Percy poszedł dla mnie po miecz?
-Tak, a co?
-Bo ja już mam – i dotknęłam trójzębu na moim pierścionku. Po chwili trzymałam w ręku długi srebrny miecz z symbolem mojego ojca. Rękojeść była ozdobiona szafirami. Broń była wykonana z niebiańskiego spiżu. Była nie tylko śmiercionośna, ale i elegancka. Usłyszałam że ktoś gwiżdże.
-No no, siostruś, fajny miecz – powiedział mój brat.
-Dzięki, braciszku – odpowiedziała. Percy był bardzo fajny. Wczoraj opowiedział mi o sobie, jego przygodach. Byłam pod wrażeniem ilu rzeczy dokonał, choć miał dopiero 18 lat. Bardzo go polubiłam. Zaczęliśmy trening. Walczyłam z moim bratem. On atakował i bronił się przede mną, a Annabeth dawała mi rady, jak mam stanąć, jak mam uderzyć, odparować atak i takie inne. Potem Percy zamienił się ze swoją dziewczyną i to on dawał mi porady. Kiedy byłam już wykończona, na niebie świeciły gwiazdy. Widok był niesamowity. Poszliśmy we trójkę nad brzeg. Oczywiście mój braciszek musiał się pochwalić swoją mocą. Zmuszał wodę, aby przybrała różne formy np. psa, kotka, konia, a nawet smoka. Zaśmiewałyśmy się z Annabeth do łez. Popatrzyłam na wodę, która przybrała kształt konia. Pomyślałam, że fajnie byłoby żeby zmienił się w pegaza. Nagle dla konia „wyrosły” skrzydła i pogalopował w moim kierunku. Wytrzeszczyłam oczy, kiedy pegaz stanął przede mną. Podniosłam rękę, aby pogłaskać go po pysku. Kiedy dotknęłam go ręką, zmienił się w prawdziwego czarnego konia ze skrzydłami.
- Witaj panienko, nazywam się Aeraki, jestem prezentem od twojego ojca – usłyszałam w głowie głos zwierzęcia. Tak myślałam, że to on. Popatrzyłam na moich towarzyszy. Uśmiechali się do mnie.
-No, ładnie. Dostałaś od ojca pegaza – powiedział mój brat – Aeraki tak? Pokiwałam głową.
-Bryza – powiedziała Annabeth.
-To już wiemy, że umiesz panować nad wodą, bo to ty dałaś mu skrzydła. Ciekawe co jeszcze potrafisz – zastanowił się Percy. Wzruszyłam ramionami. Mój brat przekazał w myślach dla Bryzy, żeby poszedł do stajni. Kiedy powiedział, że nie, ja wkroczyła.
-Aeraki, idź do stajni. Tam będziesz miał jedzenie, a ja do ciebie jutro wpadnę – obiecałam i pogłaskałam go. Tym razem posłuchał i pognał do stajni. Poszłam razem z Percym i Ann do domków. Odprowadziliśmy dziewczynę mojego brata i poszliśmy do siebie. Usiadła na jednym z łóżek i popatrzyłam na swoje dłonie. Czy ja naprawdę potrafię kontrolować wodę? Zauważyłam misę z wodą i postanowiłam spróbować. Wyprostowałam rękę i skierowałam ją w stronę wody. Skupiłam się jak mogłam i poczułam przyjemne mrowienie w palcach. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Zobaczyłam, że Percy wychodzi z łazienki i skierowałam strumień wody w jego stronę. Nie wiedziałam, że moja moc jest tak silna i powali chłopaka. Pobiegłam szybko do niego i pomogłam mu wstać.
-O matko, Percy ja cię przepraszam – powiedziałam, kiedy już wstał.
-Nic się nie stało – odpowiedział z uśmiechem – niezła jesteś.
-Ty lepszy – uśmiechnęłam się do niego. Przytulił mnie i szepnął do ucha.
-Cieszę się, że mam siostrę i to taką jak Ty. Na same słowa zrobiło mi się miło. Powiedział, że dobrze mi idzie walka na miecze i powinniśmy wyruszyć na misję w następnym tygodniu. Potem położyliśmy się spać. Kiedy zamknęłam oczy, od razu zasnęłam. Nie śniło mi się nic przyjemnego. Stałam między budynkami. Wyglądało to jakby hale produkcyjne. Cały teren był oświetlony wielkimi lampami. Nagle usłyszałam krzyk i pospieszne kroki. Pobiegłam w kierunku źródła odgłosów. Zobaczyłam dziewięć osób. Nie wróć, dziesięć. Jedna leżała. Dookoła jej była kałuża krwi. Była to na pewno dziewczyna, bo miała długie włosy. Nad nią pochylała się dwójka chłopców. Nie mogłam dostrzec twarzy zebranych, ale czułam, że ich znam. Nagle cały obraz się rozpłynął. Stałam w ciemności. Nagle usłyszałam mrożący krew w żyłach głos.
-Przez jeden wybór śmierć nastanie,
Długo zajmie sposobu poznanie.
Miłość zawsze znajdzie drogę,
Ale pamiętać trzeba jako przestrogę.
Ten kto nieskory do pomocy,
Zrobi wszystko co w jego mocy. – powiedział głos. Byłam przerażona. Nagle zobaczyłam przed sobą moich przyjaciół. Leżeli martwi i każdy z nich miał ranę w brzuchu. Chciałam krzyczeć, ale nie wydobył się z moich ust żaden dźwięk. Zaczęłam płakać. Przyklękłam obok ciała Leona i zaczęłam głaskać go po policzku. Próbowałam powstrzymać płacz, ale nie miałam na to siły. Położyłam się obok syna Hefajstosa i przyłożyłam głowę do jego piersi.
-Kocham cię Leo – szepnęłam i zamknęłam oczy. Obudziłam się cała zlana potem. Oddychałam płytko. Spojrzałam przez okno. Dopiero świtało. Drugi raz budzę się o wschodzi słońca. Ubrałam się w ciuchy od dziewczyn i wyszłam z domku. Usiadłam przy drzewie obok zatoki. Myślałam, że jestem sama, ale się myliłam.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 4

Leo
Po pokonaniu armi Gai i ponownym jej uśpieniu, powróciłem na tą przeklętą Ogygię. Dotrzymałem obietnicy,a tam co? Nic. Nie było tam już Kalipso. I co ja mam robić. Trochę się zawiodłem na niej, ale przynajmniej jest wolna. Powinienem się cieszyć, co nie? Ale w cale tak nie jest ! Po roku czasu prawie zapomniałem o niej. Siedziałem przy ognisku obok pięknej dziewczyny. Dopiero dziś dowiedziała się, że jest herosem. Wyglądało na to, że dobrze to zniosła. Musiałem przyznać, że mi się spodobała. Kiedy poszedł ten chłopak, z którym się kłóciła, posmutniała. Chciałem jakoś ją rozweselić. Próbowałem swoimi kawałami, zabawą ogniem, nawet urokiem osobistym. Na początku nic się nie zdało. Wciąż była zdołowana, ale w końcu usłyszałem jej śmiech.
-Wiesz co Leo...
-Co, księżniczko?
-Ej nie nazywaj mnie księżniczką - oburzyła się i dostałem w bok.
-Ała, dziewczyna mnie pobiła, ała jak boli - udawałem, trzymając się w miejsce uderzenia. Dziewczyna chyba nie zrozumiała, że tylko udaję, bo popatrzyła na mnie przerażona.
-O matko, przepraszam bardzo, nie chciałam - mówiła szybko - jak ci pomóc? - zapytała z troską w głosie.
-Oj nie wiem, może całusa? - i wystawiłem policzek. Niestety nie doczekałem się go. Popatrzyłem na Nilę. Siedziała ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
-To nie było zabawne - powiedziała.
-Przepraszam - i pocałowałem ją w policzek. Tego chyba się nie spodziewała. Popatrzyła na mnie zdezorientowana, a ja tylko uśmiechnąłem się. Potem to co się stało, zrobiło na mnie duże wrażenie.Nad głową Nili pojawił się neonowy trójząb. Następnie okryła się tak jakby ścianą wody, że nie było jej widać. Kiedy ciecz opadła, nie mogłem odwrócić od niej wzroku. Miała na sobie długą morską togę, ze srebrnym sznurkiem na biodrach. Miała grube ramiączka i tam gdzie stykały się z suknią, były srebrne broszki z symbolem jej ojca. Włosy sięgały jej połowy pleców. Na czole miała srebrny diadem z niebieskim szafirem na środku. Subtelny makijaż dodawał jej kobiecości. Na ręku pojawił się pierścień z trójzębem na środku. Nie mogłem się na nią napatrzeć i to nie tylko przez to, że sukienka miała duży dekolt. Czuło się od niej bryzę morską, ale i też siłę. Wszyscy się na nią gapili, włącznie ze mną.
-Witamy cię Nilo di Carlo, córko Posejdona, pana wszelkich wód - powiedział Chejron. Wszyscy pokłonili się przed Nilą. Dziewczyna wyglądała na zdezorientowaną i wystraszoną. Trzeba było ją stąd zabrać. Złapałem ją jedną ręką w talii, a drugą robiłem nam przejście. Za sobą słyszałem szepty reszty obozowiczów. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Piper. Pamiętam, kiedy ona była uznana przez Afrodytę. Też się zmieniła. Za nami wyszli jeszcze Jason, Percy, Ann, Hazel i Frank. Odeszliśmy w jakieś ustronne miejsce. Podeszliśmy nad zatokę. Nila usiadła na kamieniu widać było, że jest jeszcze oszołomiona. Przysiadłem przed nią. Pierwsza odezwała się Piper.
-Spokojnie Nila - powiedziała. Użyła czaromowy, to było pewne.
-No to mamy i dziecko morza - stwierdził Jason. W ogóle zapomniałem o przepowiedni. ,, Dzieci morza wyruszyć muszą..." Popatrzyłem na twarze przyjaciół. Nie dało się ich odczytać. Ale pewne było, że myślą nad czymś gorączkowo.
-Przepraszam Annabeth - powiedziała nagle Nila. Nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Za co ty mnie przepraszasz - powiedziała córka Ateny i podeszła do dziewczyny - teraz będziesz siostrą mojego chłopaka - przytuliła córkę Posejdona. Każdy teraz próbował ją jakoś rozweselić, w tym ja. Kiedy udało się nam ją rozśmieszyć, udaliśmy się do naszych domków.
-Uważaj, bo Percy ślini się przez sen - powiedziała Ann. Wszyscy zanieśliśmy się śmiechem, no może nie Percy.
-Dzięki wielkie, ale mam jeden problem - powiedziała córka Pana Mórz.
-Co się stało? Dla ciebie zrobimy wszystko księżniczko - wyszczerzyłem do niej zęby.
-Haha, bardzo śmieszne Valdez.
-Szczerze, to z tym diademem to wyglądasz jak księżniczka - powiedziała Hazel z uśmiechem. Podszedłem bliżej Nili i objąłem ją ramieniem.
-No to czego ci potrzeba ?
-Ubrań, bo w tym to ja nie chcę chodzić. Wszyscy zaczeli się śmiać. Dziewczyny obiecały coś podrzucić. Odprowadziłem Nilę do jej domku i poszedłem do swojego. Ten wieczór był niesamowity. Niesamowita jest też Nila. O bogowie, chyba znowu się zakochałem.

Piper
No to i mamy dzieci morza. Percy'ego i Nilę. To oznacza, że wyruszymy niedługo na misję. A już miałam nadzieję, że przepowiednia się nie spełni. Jason odprowadził mnie pod sam domek.
-Czym się tak martwisz? - zapytał mnie syn Jupitera, kiedy staliśmy przy drzwiach domku numer 10.
-Szczerze, to wszystkim. Posejdon ma kolejne dziecko, czyli przepowiednia się spełni. Nie wiadomo co się stanie na naszej misji. I boję się też o Leona. Chyba znowu się zakochał - powiedziałam i spuściłam głowę. Poczułam jak obejmuje mnie Jason i gładzi mnie po włosach.
-Pipes, wszystko będzie okej. W przepowiedni nie ma nic na temat umierania lub czegoś podobnego, więc spokojnie. A co do Leo, to jakoś sobie poradzi. Zapomniałaś jak zakochiwał się w różnych dziewczynach. No na przykład w Chione, śnieżnej bogini. Ogień i śnieg nie idą raczej w parze.
-A ogień i woda też nie - zauważyłam. Jason złapał mnie za podbródek i zmusił mnie żebym na niego popatrzyła. Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie. Oddałam pocałunek. Kiedy skończyliśmy, położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Wsłuchałam się w bicie jego serca, co od razu mnie uspokoiło.
-Dziękuję - szepnęłam i popatrzyłam mu w oczy. Miały taki piękny kolor nieba. Uśmiechnęłam się.
-Kocham cię - powiedział i jeszcze raz mnie pocałował. Kiedy się odsunęliśmy od siebie powiedziałam i że ja go kocham i weszłam do swojego domku. Od razu poszłam do łóżka. Oczywiście jako heros nie mogę mieć spokojnych snów. Byłam w jakieś piwnicy. Było tam tylko jedno małe okienko, przez które wlewało się światło księżyca. Przy ścianie siedziały dwie osoby, ale były w cieniu i nie zobaczyłam ich twarzy.
-Spokojnie, na pewno przyjdą - powiedziała jedna z nich.
-Wcześniej tu umrę, niż po nas przybędą - prychneła druga.
-Nie mów tak.
-Ale ja już dłużej nie pociągnę. Było można usłyszeć szloch.
-Ciii, spokojnie, wszystko będzie okej - po tych słowach do pomieszczenia ktoś wszedł.
-Jeszcze żyjecie? Trzeba w takim razie coś zrobić - powiedział. Postać podeszła do dziewczyn ze sztyletem w dłoni.
-Nieee - krzyknęłam, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Usłyszałam tylko świst ostrza i obudziłam się. Byłam cała zlana potem. Próbowałam opanować oddech, bo strasznie płytko oddychałam. Wyjrzałam przez okno. Dopiero świtało. Wzięłam byle jakie ubranie i poszłam do łazienki. Po porannej toalecie wyszłam z domku. Wszyscy pewnie jeszcze drzemali, ale ja nie chciałam znowu zapaść w sen. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc przeszłam się po obozie. Nagle zobaczyłam, że ktoś siedzi nad brzegiem zatoki. Udałam się tam i zobaczyłam córkę Posejdona. Usiadłam obok niej.
-Hej, bezsenna noc czy wręcz przeciwnie? - zagadałam.
-Hej, nic lepiej nie mów. Miałam okropny sen, nawet nie chcę o tym myśleć - zakryła twarz dłońmi.
-Takie życie herosa. Nawet we śnie nasze życie nie jest kolorowe - westchnęłam. Dziewczyna popatrzyła na mnie i pokiwała głową. Miała piękne morskie oczy. Była bardzo ładna, według mnie. Miała na sobie krótkie czarne spodenki i za dużą koszulkę.
-To twoje? - zapytałam łapiąc za brzeg koszulki.
-Niee. To Percy'ego. Nie mam tu żadnych ubrań - wzruszyła ramionami - z drugiej strony nie mam po co się stroić, ładna to ja nie jestem i nikt nie zwraca na mnie uwagi - powiedziała z uśmiechem, ale na pewno nie szczerym. Przewróciłam oczami.
-Nila, spójrz tylko na siebie. Jesteś bardzo ładna, nawet w koszulce brata. Gdyby Posejdon cię wczoraj nie uznał to obstawiałabym, że jesteś od Afrodyty - powiedziałam z uśmiechem i wstałam - chodź, znajdziemy jakieś ubrania dla ciebie. Masz szczęście, wczoraj byłyśmy z dziewczynami na zakupach - puściłam jej oczko i udałyśmy się do mojego domku. Dałam dla Nili kilka bluzek, spodenki i itp.
-No to resztę kupimy na mieście - powiedziałam.
-Wielkie dzięki Piper - podziękowała dziewczyna i przytuliła mnie. Wiedziałam już że zostaniemy przyjaciółkami. Była wesoła, miła. Kiedy usłyszałyśmy gong na śniadanie, wyszłyśmy z dziesiątki. Nila poszła zanieść rzeczy do domku, a ja poszłam do pawilonu jadalnego. Usiadłam z resztą mojego rodzeństwa. Niektórzy byli naprawdę fajni, a niektórzy np Drew, nie do zniesienia. Popatrzyłam na resztę stolików. Jason siedział sam, Percy w końcu miał towarzystwo. Najbardziej oblegany był stolik Hermesa, ale tak było zawsze. Po śniadaniu udałam się na lekcje szermierki. Idąc w stronę areny, wpadłam na kogoś.
-Ała - powiedziałam siedząc na ziemi.
-Oh Piper, przepraszam. Zamyśliłem się - podał mi rękę.
-Nic się nie stało Leo, a o czym tak myślałeś? A może o kim? - zapytałam z uśmiechem. Chłopak podrapał się po głowie. Chyba trochę się zawstydził.
-O Nili - powiedział patrząc się na swoje buty. Współczułam mu trochę, po tym co było z Kalipso, więc ucieszyłam się, że w końcu się pozbierał.
-No to zagadaj do niej Leośku - powiedziałam i poszłam przed siebie. Szermierka w końcu dobrze mi szła. W końcu. Ćwiczyłam z Ann, Hazel, z dzieciakami od Hermesa i Demeter. Kiedy miałam już schodzić podeszła do mnie Nila.
-Pomożesz mi z szermierką? - poprosiła mnie. Zgodziłam się i poćwiczyłam z nią trochę. Trzeba było przyznać, że dobrze walczyła, chociaż mówiła, że po raz pierwszy trzyma w ręku broń. Kiedy nie miałyśmy już siły, zeszłyśmy z areny. Nili poszła na lekcje greki, a ja nie miałam teraz zajęć. Poszłam poszukać Jasona. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu i wzniosłam się parę centymetrów w górę. Obróciłam się i pocałowałam swojego chłopaka. Miałam szczęście, że go mam. Niestety nie wszyscy mają tyle szczęścia.


Mam nadzieję, że się podoba i ktoś to w ogóle czyta :P proszę o komentarze :]

a to moje bazgrołki:P
Picasso to ja nie jestem ^^

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 3

Nila
Jakbyście zareagowali gdyby dowiedzieliście się, że jesteście herosami? Albo że wasz kolega jest kozą? Dylan wytłumaczył mi, że greccy bogowie istnieją naprawdę i mają dzieci ze śmiertelnikami. Na początku nie mogłam w to uwierzyć, ale z czasem przyswoiłam do siebie tą myśl.
-Nila? - wyrwał mnie z zamyśleń głos byłego przyjaciela.
-Co? - warknęłam. Nie mogłam znieść jego obecności, tego uśmiechu, tych pięknych niebieskich oczu. Nila ogarnij się w końcu.
-Spokojnie księżniczko, chcę mi tylko powiedzieć, że musimy się stąd zmywać i to nie tylko z powodu, że jesteśmy w DAMSKIEJ łazience. Empusa może zaraz się odrodzić, więc chodź - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi. Złapałam tylko swoją torbę. Kiedy szliśmy korytarzem, nasze kroki odbijały się echem. Lekcja wciąż trwała.
-Ej, ale ja mam jeszcze w-f! - powiedziałam zatrzymując się nagle. Chłopak też się zatrzymał. Przewrócił oczami i skupił wzrok na mnie.
-Patrzę, że od dzieciństwa nic się nie zmieniło.
-Co masz na myśli? - skrzyżowałam ręce na piersi. Dylan uśmiechnął się szeroko.
-Zawsze sumienna i odpowiedzialna. Nigdy nie opuścisz żadnego dnia w szkole.
-I co w tym złego? Ja tu zostaję !
-Ehhh - westchnął - nie dajesz mi wyboru - powiedział zbliżając się do mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry. Czułam na skórze jego oddech. Patrzyłam w jego oczy. Miały taki ładny kolor. Trzeba było przyznać, że jest przystojny. Może gdyby nie był takim chamem to byłoby coś z tego. Wyszczerzył znowu zęby w uśmiechu.
-Pójdziesz po dobroci czy będę musiał to zrobić - szepnął i zbliżył się jeszcze bardziej. Zrozumiałam co chciał zrobić. Odskoczyłam do tyłu jak poparzona. Dylan zaśmiał się.
Popatrzyłam na niego spode łba.
-Dobra chodź, idziemy - powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw koszulki. Przed szkołą czekał na nas już Victor. Siedział za kierownicą czarnego Mercedesa. Usiadłam z tyłu sama. Oparłam głowę o zagłówek i popatrzyłam na niebo przez szyberdach. Zbierało się na burzę i to dość gwałtowną.
-Oj chyba Zeusa coś wkurzyło - powiedział Dylan wyglądając przez okno.
-Noo i to nieźle. Dobra dzieciaki zmywamy się stąd - odpowiedział Vic i ruszyliśmy w stronę Long Island, do Obozu Półkrwi.
-Wiecie kto jest moim boskim rodzicem? - zapytałam po jakiś 30 minutach drogi.
-Nie mamy pojęcia. Satyry wyczuwają herosów, a ty masz tak jakby stłumiony zapach. Więc albo to jakieś pomniejsze bóstwo, albo ktoś zataił twój zapach i moce.
-Normalnie żaden heros nie przeżyłby 16 lat, nie spotykając potworów, nie ginąc przy tym.
-No to mnie teraz pocieszyliście, dzięki - powiedziałam i wypuściłam głośno powietrze.
-Nila, wyluzuj - powiedział Dylan.
-Łatwo powiedzieć - westchnęłam. Przez resztę drogi syn Apolla i mój opiekun wychwalali jaki to obóz nie jest wspaniały i itp. W pewnym momencie Vic zatrzymał samochód.
-Jesteśmy na miejscu - powiedział. Wzięłam swoją torbę i zaczęłam się wspinać na wzgórze. Kiedy tam dotarłam, zaparło mi dech w piersiach. Mogłam tam stać i podziwiać, ale poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Podniosłam wzrok i zobaczyłam roześmianą twarz Dylana.
-No to witaj w domu. Pociągnął mnie w dół zbocza. Zaprowadził mnie do jakiegoś budynku.
-Najpierw poznasz Chejrona, a potem ktoś cię oprowadzi po obozie.
-Mam nadzieję, że nie ty - powiedziałam szorstko. ,,Co się ze mną dzieję? W jednej chwili jestem wściekła na niego i mam podły humor a za chwilę mam ochotę go pocałować i jestem ogólnie jakaś taka... Szczęśliwa. Oj Nilciu musisz sobie załatwić psychiatrę". Na ganku stały trzy osoby. Blondynka, szatyn i półkoń? Znaczy się centaur. Od pasa w górę był dobrze zbudowanym mężczyzną, a w dół białym rumakiem.
-Chejronie, to jest Nila - przedstawił mnie chłopak.
-Miło mi cię poznać Nilo - skłonił się centaur - czy ktoś ci już wytłumaczył cokolwiek?
-Tak, Dylan i Victor wszystko mi powiedzieli.
-To w takim razie, nie jestem ci potrzebny, wybaczcie, ale muszę coś załatwić - powiedział i wszedł do środka. Para herosów zeszła z ganku i podeszła do nas.
-Hej, nazywam się Percy - wyciągnął do mnie rękę czarnowłosy chłopak o morskich oczach - a to jest Annabeth - wskazał na blondynkę o szarych oczach. Uśmiechnęłam się do nich i uścisnełam dłoń.
-To może ja oprowadzę ją po obozie - zaproponowała Annabeth. Potaknęłam głową, za to syn Apolla spuścił głowę.
-Wiem, że ty miałeś na to ochotę, ale ja to lepiej zrobię - dodała blondynka uśmiechając się szeroko. Wzięła mnie pod rękę i poszłyśmy zwiedzać obóz.

Annabeth
Po zakupach poszłam z Percy'm do Chejrona.
-Jakieś nowe informacje dotyczące przepowiedni? - zapytał się mój chłopak.
-Niestety nie, ale czuję, że niedługo coś się wyjaśni - odpowiedział centaur. Zobaczyłam, że zmierza w naszym kierunku Dylan, syn Apolla z jakąś dziewczyną.
-Chejronie, to jest Nila - powiedział chłopak kiedy był przy nas.
-Miło mi cię poznać Nilo - przywitał ją Chejron - Czy ktoś ci już wytłumaczył cokolwiek?
-Tak, Dylan i Victor wszystko mi powiedzieli - odpowiedziała.
-W takim razie, nie jestem ci potrzebny, wybaczcie, ale muszę coś załatwić - powiedział dyrektor obozu i wszedł do budynku. Przez cały czas przyglądałam się nowej. Czułam, że się zaprzyjaźnimy. Zaproponowałam, że oprowadzę ją po obozie, co przyjeła z entuzjazmem. Pokazałam jej stajnie pegazów, arenę do szermierki, ściankę wspinaczkową z lawą, pola truskawek, boisko do gry w siatkówkę i oczywiście domki. Nila była zachwycona tym wszystkim. Widziałam to po jej oczach. Kiedy zobaczyłyśmy już wszystko, poszłyśmy nad zatokę. Usiadłyśmy nad brzegiem.
-Może opowiesz coś o sobie -zaproponowałam. Dziewczyna zaczęła nieśmiało opowiadać o sobie. Dowiedziałam się, że kocha rysować. Zapytałam się czy interesuje się architekturą, a ona zaczęła nawijać o jakimś muzeum sztuki, o którym nie wiedziałam. Zaczęłyśmy żywo rozmawiać na tematy sztuki. Znalazłam wspólny język z Nilą. Bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało i dobrze czułam się w jej towarzystwie. Jako jedyna podzielała moje zainteresowania. Okazała się też dobrym słuchaczem. Jak rozmawiam z Percy'm to nasza konwersacja przypomina raczej monolog.
-Jak myślisz, czyim dzieckiem mogę być? - zapytała się w pewnym momencie.
-Nie wiem, ale na pewno twój boski rodzic uzna cię przy ognisku.
-Hmmm - zamyśliła się na chwile. Miała smutny wyraz twarzy. Musiałam ją jakoś pocieszyć. Objęłam ją ramieniem i spojrzałam w oczy. Nie miała szarych tęczówek, ale to nie zmienia niczego. Niektórzy z mojego domku nie mają takich samych tęczówek jak ja.
-Uśmiechnij się, będzie dobrze. Mam nadzieję, że jesteś od Ateny, bo wtedy byłybyśmy w jednym domku - uśmiechnęłam się do niej. Nila nieznacznie uniosła kąciki ust. Nagle uderzyła nas fala. Przecież nie było żadnego wiatru, ani nic. Zobaczyłam przed sobą Glonomóżdżka. Zagotowałam się aż ze złości.
-Percy! Co ty u licha robisz ?! - wstałam i stałam z nim twarzą w twarz. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Myślałem, że wam gorąco i chciałem was ochłodzić.
-Ty.. Ty.. Ughh - załamałam ręce.
-Annabeth spokojnie. Przecież nic się nie stało - uspakajała mnie Nila.
-Okej, chodź. Zaraz kolacja - powiedziałam i udałam się w kierunku pawilonu jadalnego.
-Dzięki - powiedział Percy do Nili.
-Spoko - odpowiedziała - Ann zwolnij trochę - zawołała za mną. Zwolniła. Tak aby mnie dogoniła. Kiedy zrównała się ze mną, ktoś złapał mnie od tyłu. Przechyliłam głowę i zobaczyłam twarz Percy'ego. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo zamknął moje usta pocałunkiem. Miał słone usta jak zwykle. Nie powiem, że mi się nie podobało, ale miałam być na niego zła. Kiedy odsunęliśmy się od siebie, popatrzyłam w jego morskie tęczówki. Zawsze w nich tonęłam. Bardzo podobne miała Nila.
-I tak jestem nadal zła - powiedziałam. W jadalni usiadłam razem z moim rodzeństwem przy stoliku Ateny. Nilę usadziłam z domkiem Hermesa, a Percy jak zwykle sam przy stole Posejdona. Po kolacji było ognisko. Usiadłam obok mojego chłopaka. Dosiadła się do nas ta nowa. Obok niej Dylan, który próbował coś jej wytłumaczyć, ale ona go zbywała. Za nami usiedli Jason z Piper, Hazel z Frankiem i Leo.
-Weź odwal się - powiedziała Nila.
-Ale Niluś... - próbował syn Apollina.
-Wyjdź! - wkurzyła się już dziewczyna.
-Niby gdzie mam wyjść?
-Powiedziałam WYJDŹ ! Już lubię tą dziewczynę. Percy już chciał jakoś zareagować, ale ktoś go uprzedził.
-Koleś, dziewczyna nie chce z tobą rozmawiać, więc odpuść - powiedział mój przyjaciel.
-Leo, nie wtrącaj się. Nila ...
-Weź spadaj Dylan - powiedziała dziewczyna.
-Nie słyszałeś, wyjdź - wtrącił się znowu syn Hefajstosa. Syn boga lekarzy wstał i poszedł na drugi koniec. Nila odwróciła się do swojego wybawcy i uśmiechnęła się.
-Dzięki - powiedziała. Leo wstał i usiadł na miejscu Dylana.
-Nie ma sprawy, tak w ogóle to jestem Leo.
-Ja Nila. Rozmawiali razem przez cały czas. Czułam że może coś z tego będzie. Wtuliłam się w Percy'ego.
-Wiesz co Glonomóżdżku?
-Co Mądralińska?
-Kocham cię - i pocałowałam go. To co się później wydarzyło, nie powinno nigdy się zdarzyć.

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 2

Nila
Usłyszałam dźwięk budzika. Otworzyłam oczy i wyłączyłam ten irytujący dźwięk. Zdjęłam z siebie kołdrę i postawiłam na drewnianej podłodze stopy. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Ściany były koloru białego, na jednej ze ścian było duże okno z widokiem na port. Przy oknie było ustawione ciemne łóżko. Obok stała szafka nocna z przeklętym budzikiem. Dalej stało biurko, na którym walały się książki, zeszyty i inne duperele. Naprzeciwko łóżka stała szafa, obok regał z książkami, albumami, pamiątkami z podróży i ramkami ze zdjęciami.
„Dziś ostatni dzień szkoły” – pomyślałam. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej szarą koszulę, białą podkoszulkę z czarną kotwicą na środku i czarne dżinsy. Udałam się do łazienki razem z ubraniami. Kiedy byłam już w łazience, zdjęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Zimne krople wody spływały po ciele, zabierając ze sobą resztki snu. Zakręciłam wodę i owinęłam się ręcznikiem. Stanęłam przed umywalką i spojrzałam w lustro. Zobaczyłam w nim nastolatkę o długich brązowych włosach, po których spływały kropelki wody. Uczesałam się i założyłam ubranie. Wytuszowałam jeszcze rzęsy (to jedyny makijaż jaki robię :P ) i wyszłam z łazienki. Wróciłam do swojego pokoju. Spakowałam do torby podręczniki, zeszyty oraz piórnik i poszłam do kuchni. Siedział tam już mój wujek Paul i ciotka Madeleine. Mieszkam z wujostwem i ich dziećmi. Moi rodzice zginęli w wypadku, kiedy miałam dwa latka. Mama pochodziła z Włoch, a tatę poznała tutaj. Po śmierci rodziców zaopiekowała się mną ciocia. Tak więc mieszkam tu już 14 lat, w Nowym Jorku. Wujek siedział przy stole i czytał gazetę. Madeleine robiła kanapki dla mnie i dwójki jej dzieci, 15-letniego Jamesa i 8-letniej Lucy. Usiadłam obok wujka i nalałam sobie do szklanki soku. Kiedy jadłam kanapkę rozmawiałam z wujkiem i ciocią. Wzięłam drugą kanapkę i spakowałam ją do torby. Pożegnałam się z wujostwem i wyszłam z mieszkania. Na klatce założyłam słuchawki i puściłam muzykę z telefonu. Przejechałam kilka przystanków autobusem i wysiadłam przy szkole. Przy wejściu spotkałam kolegę – Victora. Uczył się ze mną w klasie. Przytrzymałam mu drzwi, kiedy wchodził do szkoły. Raczej wjeżdżał. Victor porusza się na wózku inwalidzkim, ale nie użala się nad sobą. Zawsze potrafi mnie rozśmieszyć.
-Hej Nila, co tam słychać? – zaczął Victor.
-Hej, a nic ciekawego. Cieszę się że to ostatni dzień szkoły – powiedziałam z uśmiechem idąc obok niego.
-Noo, ja też – odpowiedział. Nie zdążyliśmy pogadać, bo zadzwonił dzwonek. Pierwsze trzy lekcje minęły spokojnie, matma, historia i angielski. Później miałam mieć biologię, ale nie było pani Blee, więc mieliśmy wolną godzinę. Następną lekcją miał być w-f. Spora część klasy poszła sobie do domu. Oczywiście ja zostałam, nie chciałam uciekać ostatniego dnia. I to był mój błąd. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i poprawiłam fryzurę. Wyjęłam z torby telefon. Nie miałam żadnych nowych wiadomości, więc schowałam go z powrotem do torby. Odwróciłam się i wpadłam na kogoś.
-Przepraszam – powiedziałam.
-Patrz jak chodzisz – warknęła blondynka. Wpadłam na jedną z cheerleaderek, tak myślałam, bo była ubrana w biało-niebieską bluzkę i spódniczkę. Dziewczyna zmarszczyła brwi i wciągnęła mocno powietrze przez nos. Potem uśmiechnęła się, ale nie podobało mi się to.
-Heros. W sam raz na obiad – powiedziała oblizując wargi. Popatrzyłam się na nią zdezorientowana. Na moich oczach zmieniła się w … potwora! Jedną nogę miała z brązu, a drugą owłosioną zakończoną kopytem. Nie no, serio? Jej oczy były nienaturalnie czerwone. Nie mogłam się ruszyć choć każda część mojego mózgu krzyczała „UCIEKAJ!”. Empusa – przypomniałam sobie, że tak właśnie wygląda, z lekcji greki – uderzyła mnie z taką siłą, że wylądowałam na drugim końcu pomieszczenia tuż przy drzwiach. Walnęłam głową o kafelki. Miała mroczki przed oczami. Sięgnęłam ręką w miejsce gdzie walnęłam głową. Poczułam ciepłą ciecz. Popatrzyłam na dłoń. Była cała we krwi. Zakręciło mi się w głowie. Zobaczyłam jak otwierają się drzwi i wchodzi do łazienki dwójka chłopaków. Jeden był na wózku, a drugiego bardzo dobrze znałam w dzieciństwie.
-Nila – krzyknął jeden z nich, ale nie wiedziałam który. Zobaczyłam jeszcze tylko jak rzuca się na mnie empusa. Potem straciłam na chwilę przytomność.

Dylan
Siedziałem właśnie na historii. Profesor Bling opowiadał coś tam o wojnie secesyjnej, ale nie słuchałem go. Moje myśli krążyły wokół jutrzejszego dnia. Od jutra do końca wakacji będę w Obozie Herosów. Jeździłem tam od kilku lat. Mieszkam w domku numer 7 – tam gdzie są dzieci Apolla. Miałem jakieś dziwne przeczucie, że coś się dzieje, więc powiedziałem dla profesora, że źle się czuję i wyszedłem z sali. Szedłem korytarzem, kiedy zobaczyłem kolegę z obozu, Victora.
-Siema stary, co tam? – zagadałem. Satyr był czymś zaniepokojony.
-Nigdzie nie mogę znaleźć mojej podopiecznej – powiedział rozglądając się na boki.
-Nie martw się, znajdziemy ją – poklepałem go po ramieniu. Szliśmy korytarzem, kiedy usłyszeliśmy jakby ktoś upadł z dużą siłą na podłogę. Pobiegliśmy w kierunku z którego dobiegał hałas. Damska toaleta. Otworzyłem drzwi i to co tam zobaczyłem przeraziło mnie. Na środku stała empusa i patrzyła na dziewczynę, która leżała pod ścianą. Spojrzałem na nią. Przy jej głowie była kałuża krwi. Nie dobrze. Popatrzyłem na twarz dziewczyny. Serce mi zamarło i otworzyłem szerzej oczy. Na ziemi leżała umierająca moja przyjaciółka – Nila.
-Nila! – krzyknął Victor i ruszył do niej. Ale nie tylko on miał ten sam pomysł. W ostatniej chwili dotknąłem zegarka i w mojej dłoni pojawił się miecz. Zaatakowałem potwora i po chwili zostało po nim tylko złoty pył. Podbiegłem do dziewczyny. Była cała blada. Poklepałem ją po policzku. Nic, zero reakcji. Ująłem jej głowę w ręce. Jedną położyłem z tyłu jej głowy i poczułem ciepłą ciecz. Krew. Jej krew.
-Beee, co ja zrobiłem?! – powiedział Victor. Nie siedział już na wózku tylko przysiadł obok Nili i trzymał ją za rękę. Przyciągnąłem do siebie swój plecak i wyjąłem z niego termos z nektarem. Wlałem kilka kropli do jej gardła. Ale nic się nie stało. Nadal leżała nieprzytomna. Oparłem ją o ścianę. Przyłożyłem swoje czoło do jej. Położyłem ręce na ranie z tyłu głowy. Skupiłem się jak najmocniej umiałem i wypowiedziałem w myślach modlitwę do mojego ojca.
„Proszę, niech ona przeżyje. Zrobię dla niej wszystko” – pomyślałem. W pewnym momencie poczułem, że krew już nie leci. Odsunąłem się trochę od Nili. Jej twarz powoli odzyskiwała kolory. Kiedy zaczęła otwierać oczy, uśmiech sam wszedł na moje usta. Kiedy mnie zobaczyła, wyglądała na zdezorientowaną. Próbowała się podnieść, ale była jeszcze za słaba. Upadłaby gdybym jej nie złapał w ostatniej chwili.
-Co się tu dzieje? Co to było? – popatrzyła mi w oczy. Musiałem przyznać, że wyładniała przez te kilka lat. Przeniosła wzrok na Victora i otworzyła szerzej oczy.
-Victor, co jest z twoimi nogami?! – zapytała. Popatrzyłem na satyra. Nie miał spodni, więc Nila zobaczyła jego prawdziwą formę. Parsknąłem śmiechem. Popatrzyła na mnie z wyrzutem. Uśmiechnąłem się do niej.
-Nila, spokojnie. Zaraz wszystko ci wytłumaczymy.




poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 1

Percy
Jakiś miesiąc temu Rachel wygłosiła następną wielką przepowiednie. Ma ona dotyczyć odnalezieniu atrybutów bogów. Przynajmniej nie ma tam nic o umieraniu, a to już coś. Ale. No właśnie jest zawsze jakieś ale. Ma w misji uczestniczyć cała siódemka z poprzedniej przepowiedni. Prawie rok temu pokonaliśmy Gaję. Myślałem, że moje życie będzie po tym w miarę normalne. Znaczy żadnych niebezpiecznych misji, umierania i itp. I do tego ten pierwszy wers. Dzieci morza. Na pewno chodzi o dzieci Posejdona. Ale on ma tylko mnie. Znaczy się jest jeszcze Tyson, ale on nie jest półbogiem. W takim razie przepowiednia się nie spełni. Póki co oczywiście. Nie wiadomo kiedy mój ojciec będzie miał kolejne dziecko. Chyba nigdy. Przecież złożył przysięgę, ze nie będzie miał smiertelnego potomstwa. Ale ja jednak jestem.
-Percy! Ziemia do Percy'ego - usłyszałem przy uchu. Spojrzałem na osobę która przerwała swoje rozmyślenia. Miała piękne szare oczy i blond włosy uczesane w kucyk. Miała na sobie obozowy podkoszulek i jeansowe spodenki. Usiadła obok mnie na brzegu zatoki. Uśmiechnąłem się do niej i dałem całusa w policzek. Odwzajemniła mi tym samym.
-Co tam Ann?
-A nic, nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia, jak wszyscy przyjadą - powiedziała z uśmiechem. Uśmiechnąłem się lekko i przeniosłem wzrok na wodę. Annabeth zauważyła, że coś mnie trapi. Złapała moją twarz w dłonie i zmusiła żebym na nią popatrzył.
-Percy, co jest? - zapytała. Zobaczyłem w jej oczach troskę. Tak bardzo mi na niej zależało. Nie chcę jej znowu narażać na niebezpieczeństwo i nie chcę jej ponownie stracić. A czułem, że to się stanie.
-Chodzi o tą przepowiednie, prawda? - powiedziała - Percy, nie martw się, wszystko będzie dobrze - wyczułem w jej głosie niepewność. Uniosłem meden kącik ust do góry i pocałowałem moją dziewczynę w usta. Położyłem ręcę na jej talii, a ona swoje przeniosła na moją szyję. W tej chwili czułem się szczęśliwy, że mam ją. Mogliśmy się całowac tak dłużej, ale ktoś nam przeszkodził.
-Ekhem, nie chcę wam przeszkadzać, ale przyjechali Frank z Hazel - powiedział Nico. Podnieśliśmy się z Ann z ziemi i ruszyliśmy za synem Hadesa. Mimo że miał dopiero 15 lat zachowywał się na starszego. Był bardzo skryty, pierwszy wiedział o istnieniu dwóch obozów, ale w żadnym z nich nie siedział długo. Dotarliśmy do Wielkiego Domu, gdzie na ganku siedzieli nasi przyjaciele, Chejron i Pan D.
-Percy, Annabeth - krzykneła córka Plutona biegnąc w naszym kierunku - jak ja za wami tęskniłam - rzuciła mi się na szyję. Córka Ateny zaczeła się cicho śmiać, ale próbowała to zataić kiedy zobaczyła mój wzrok. Hazel kiedy mnie puściła podeszła do Annabeth i przytuliły się. W tym czasie podszedł do mnie Frank, ale na szczęście nie rzucił się na mnie jak jego dziewczyna, tylko uścisneliśmy sobie dłonie.
-I jak? - zapytałem się syna Marsa. Pokręcił przecząco głową.
-Nie ma nikogo od Neptuna w obozie Jupiter - powiedział.
-I co będzie z przepowiednią? - wtrąciła się Hazel.
-Na razie nic, póki nie ma kolejnego dziecka Posejdona nic nie możemy zrobić - podsumowała Ann.
-Heej - usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem jak biegnie w naszym kierunku Piper, a za nią wleczą się Jason i Leo. Córka Afrodyty uściskała się z przyjaciółką. Zaczeły coś szeptać między sobą, aż w końcu popatrzyły na nas. Stałem ze zdezorientowaną miną. Podeszła do mnie Annabeth. Położyła dłonie na mojej klatce piersiowej i spojrzała mi prosto w oczy.
-Percy, wiesz jesteś taki dobry i uczynny - zaczeła moja dziewczyna.
-O co ci chodzi? - zapytałem.
-Zawieziesz nas do Nowego Jorku ? - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Chłopaki zaczeli się śmiać, a dziewczyny patrzyły na mnie błagalnym wzrokiem.
-Percyyy, prosimy. Westchnąłem.
-No dobra, zbierajcie się szybko - powiedziałem. Każda dziewczyna ucałowała mnie w policzek i pobiegły się przygotować. Jason poklepał mnie po ramieniu.
-Nie martw się, nie zostawimy cię samego - powiedział z uśmiechem. Frank i Leo zgodnie pokiwali głowami.

-Dzięki wielkie, chodźcie do samochodu - powiedziałem i udaliśmy się na skraj obozu. Wsiedliśmy i czekaliśmy na dziewczyny. Zaraz i one przyszły i pojechaliśmy do Nowego Jorku.

                                                                            ~*~ 
W następnym rozdziale poznacie dwójkę nowych herosów :) mam nadzieję, że się podoba :]



niedziela, 3 sierpnia 2014

Prolog

-Cisza! Cisza! – krzyknął Gromowładny. W końcu wszyscy się uspokoili.
-Jak już mówiłem, mamy kolejną wielką przepowiednie – zaczął Zeus – Apollo może zechcesz nam ją przedstawić – zwrócił się do przystojnego chłopaka, który siedział niedbale na swoim tronie. Kiedy usłyszał swoje imię, usiadł prawie prosto i przebiegł wzrokiem po twarzach zebranych. Odchrząknął i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Dzieci morza wyruszyć muszą,
resztę siódemki i jeden do tego zmuszą.
Atrybuty bogów wszędzie schowane,
pilnowane przez potwory tam pochowane.
Po drodze zwodzeni będą,
nim na ostatnie miejsce przybędą.
Dwoje z nich będzie schwytane,
uwolnione przez osoby kochane. – po tych słowach rozpętał się chaos. Każdy z bogów chciał wyrazić swoją opinię i swoje przemyślenia. Władca Olimpu popatrzył na cały ten zamęt i w końcu nie wytrzymał. Przez całą salę przeszedł grzmot. Nagle zapanowała cisza. Nikt nie miał na tyle odwagi żeby się odezwać. Pierwsza odważyła się Afrodyta.
-Przecież niedawno spełniła się przepowiednia o siódemce, na szczęście pomyślnie, Gaja śpi, a tu już nowa przepowiednia. Zeusie co robimy? Gromowładny zmarszczył brwi.
-Nie możemy nic zrobić. To nie my będziemy uczestniczyć w misji odnalezienia atrybutów tylko nasze dzieci.
-No właśnie. W przepowiedni jest, że będą w niej uczestniczyć cała siódemka i jeszcze dwie osoby – powiedziała Atena.
-Jedną z tych dwóch ma być dziecko morza, ale jest tylko jeden dzieciak Posejdona, więc przepowiednia raczej się nie spełni – zaczął Hades – masz tylko jedno dziecko, prawda braciszku? – podniósł jedną brew do góry. Wszyscy zwrócili wzrok na ciemnowłosego mężczyznę w hawajskiej koszuli i bermudach. Posejdon spuścił wzrok na swoje stopy.
-Bracie, powiedz że masz tylko jedno dziecko – zwrócił się do Pana Mórz, Zeus. Posejdon wciąż nie podniósł wzroku.

-Niestety nie – powiedział cicho, ale i tak wszyscy to usłyszeli. Każdy zaczął mówić i Pan Niebios nie dał rady ich już uciszyć. Spojrzał z wyrzutem na brata. Ten tylko wstał ze swojego tronu i wyszedł z sali.  „Co ja zrobiłem? Ona nie powinna tego doświadczyć” – pomyślał ojciec Percy’ego. Obiecał sobie przecież, że nie pozwoli żeby jej się coś stało. Ale nie udało się mu.




                                                                             ~*~
Hej, blog będzie opowiadaniem o dalszych losach siódemki herosów, czyli Percy'ego, Annabeth, Jasona, Piper, Leona, Franka i Hazel. Ale nie tylko o nich. Pojawią się jeszcze dwójka głównych bohaterów : Nila i Dylan. Mam nadzieję, że spodoba się chociaż kilku osobom :)