wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdzial 21

Nila
Podróż do Portland nie zajęła nam dużo czasu. Chłopaków zostawiłyśmy w jakimś parku, bo tylko dziewczyny miały szukać atrybutu Artemidy. Ale niby gdzie mamy zacząć poszukiwania.
-Z czym kojarzy się wam bogini? – zapytałam, kiedy szłyśmy po centrum miasta.
-Na pewno z łowiectwem – odpowiedziała blondynka.
-Zwierzęta – powiedziała Hazel.
-Albo Łowczynie Artemidy – wtrąciła się Piper. Spojrzałam na córkę Afrodyty.
-Kim one są? – nigdy nie słyszałam o kimś takim. Dziewczęta szybko wytłumaczyły, co to oznacza. Szłyśmy dalej a ja zastanawiałam się czy nie warto byłoby zostać Łowczynią. Na pewno ciekawie byłoby, ale nigdy nie mieć chłopaka? Być starą panną przez wieczność? Nieee, to odpada. Chociaż? Ostatnio jeden z nich mnie rzucił. Może to oznacza, że jednak powinnam wstąpić w szeregi grupy Artemidy. Ehhh, na razie to muszę znaleźć jej atrybut. Bogini łowiectwa, to może …
-Idziemy do ZOO – powiedziałam równo z Annabeth. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem. Kiedy już uspokoiłyśmy się, podeszłyśmy do planu miasta w celu znalezienia najbliższego ogrodu zoologicznego. Najbliższy był dobre 5 kilometrów od miejsca, w którym się znajdowałyśmy.
-No to co, dziewczęta? Dłuższy spacerek? – odezwała się Piper, wzięła mnie pod rękę i ruszyła do przodu. Na początku szłyśmy w ciszy, pierwsza odezwała się brunetka.
-To co, gadamy o chłopakach? – wyszczerzyła zęby w perlistym uśmiechu. No i się zaczęło. Każda mówiła o swoim partnerze.
-Jason ostatnio zmienił się w stosunku do mnie. Częściej mówi o swoich uczucia i ogólnie jest bardziej romantyczny – skomentowała córka bogini miłości.
-A Percy, od kiedy pojawiła się Nila, zrobił się bardziej opiekuńczy – wtrąciła się córka bogini mądrości.
-Nila, a ty czemu nic nie mówisz? – zagadnęła mnie córka Plutona. Szczerze to trochę się wyłączyłam.
-A co ja mam mówić? Niedawno zerwałam z chłopakiem i aktualnie jestem sama, więc nie mam, o kim rozmawiać – wymusiłam słaby uśmiech. Nastała niezręczna cisza. Żadna nie wiedziała, co powiedzieć. Na szczęście albo i nie, zostały uratowane przez stado jeleni. Dosłownie. Szłyśmy spokojnie przez jakiś park, mniejsza o to, gdy nagle usłyszałyśmy stukot kopyt. Jak na zawołanie wszystkie odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy z jakieś 10 jeleni. Ale nie takich normalnych, nie. Ich sierść lśniła srebrzyście, a ich poroże było z niebiańskiego spiżu. No to mamy problem.
-Wiać! – krzyknęła Piper. Nie musiała powtarzać, ruszyłyśmy biegiem przed siebie. I to ma być spacer? Biegłam ile sił w nogach, lecz zwierzęta były coraz bliżej. Odwróciłam się tylko jeden raz, tylko. I o raz za dużo. Po cholerę, ja się odwracałam? Tylko na chwilę zerknęłam za siebie i wpadłam na drzewo, którego wcześniej nie było na mojej drodze. Wpadałam na nie z dużą prędkością, odbiłam się od niego i upadłam mocno na ziemie. Całe powietrze uciekło mi z płuc i nie dałam razy zaczerpnąć oddechu. Od upadku czy też uderzenia, miałam mroczki przed oczami.
-Nawet nie muszę cię zabijać, sama to zrobisz – usłyszałam w głowie ten głos. Zaczęłam szybko mrugać, wstałam i oparłam się plecami o to nieszczęsne drzewo. Mój oddech powoli wracał do normalności.
-Nila! – usłyszałam krzyk Annabeth. Przeniosłam na nią wzrok. Biegła w moim kierunku, ale zagrodził jej drogę jeden z jeleni. Piper i Hazel spotkało to samo. Zwierzęta utworzyły krąg wokół mnie. Największy z nich podszedł do mnie. Był czymś w rodzaju szefa, bo miał na łbie diadem, a na tułowiu… Łuk! Atrybut Artemidy. Ale jak mam go dosięgnąć? Popatrzyłam w brązowe oczy zwierzęcia. Wydawały się takie inteligentne.
-Chcesz dostać łuk, prawda? – powiedział jeleń. Wróć. Od kiedy zwierzęta mówią, a ja je rozumiem? Posejdon jest bogiem koni.
-Czemu ja cię rozumiem? – zapytałam na głos.
-Dziwne, nieprawdaż? Jesteś dzieckiem morza, a rozmawiasz ze zwierzęciem innego boga.
-No właśnie – pokiwałam głową – dlaczego? Co ze mną nie tak?
-Nie zauważyłaś, że jesteś inna niż reszta herosów? Nie wykazujesz cech tylko jednego boga, lecz kilku. W różnych dziedzinach odnosisz sukcesy, które są przeznaczone dla dzieci Ateny, Apolla, Hermesa czy też Łowczyń Artemidy. Masz w sobie coś z każdego z nich. Jesteś w pewien sposób wybrana.
-Yyyy – tak bardzo inteligentna odpowiedź, uczę się od brata – co to znaczy wybrana?
-Nowe siły zła powstają i chcą zburzyć dotychczasowy ład. To od ciebie będzie zależeć wynik tej bitwy. Pamiętaj co w życiu jest najważniejsze i wykorzystaj to – odpowiedział – Nie będę sprawiał ci więcej kłopotów – podszedł do mnie bliżej – bierz ten łuk, jest to symbol mojej pani. Zdjęłam broń, która zmniejszyła się do rozmiarów broszki. Schowałam ją pospiesznie do srebrnego woreczka, podniosłam z ziemi różową karteczkę i schowałam do tylnej kieszeni spodni.
Spojrzałam jeszcze raz na jelenia.
-Dziękuję – powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam. Zwierzę lekko skłoniło głowę i pobiegło razem ze swoimi towarzyszami. Od razu przybiegły do mnie dziewczyny.
-Nila, co to było? Czemu nic ci nie zrobiły? – zapytała się Annabeth. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam wzrok, który padł na szare tęczówki dziewczyny.



Buu, tak, ja zyje jeszcze ;) nie mialam na serio zadnej weny. Cos mi sie znudzilo pisanie o herosach, a ten rozdzial zostal napisany tak jakos w ... kwietniu? tylko zapomnialam go wstawic, brawo dla mnie. Zastanawialam sie czy ktos tu jeszcze wchodzi z nadzieja ze pojawi sie rozdzial, ale chyba nie, glupia bylam ze tak myslalam :P chociaz, nadzieja matka glupich, a matka troszczy sie o swoje dzieci ^^ chyba przestawie sie na inny rodzaj pisania, znaczy inna tematyke, ale nie wiem kiedy bede pisac :/ niby 3 tyg mam jeszcze wiec nigdy nic nie wiadomo :) tak wiec nie przynudzam i do zobaczenia (mam nadzieje) a i sorki ze nie czytalam waszych rozdzialow, ale po prostu nie dalam rady, obiecuje ze to nadrobie :)

sobota, 18 kwietnia 2015

To juz koniec?

Zaczal się listopad, dni staly się pochmurne i deszczowe. Ciemnowłosy chłopak szedł ulica, na nic nie zwracając uwagi. Mial gdzieś co mysla o nim inni, czy jest mokry, czy zdazy na lekcje, ogólnie mial wszystko w ... tam gdzie nie dochodzi swiatlo. Sluchajac na słuchawkach muzyki na fulla stawiał kroki w kierunku placówki oświatowej. Z nikim nie rozmawiał, a wszelkie próby nawiązania z nim kontaktu zbywał jednym spojrzeniem, które jakby moglo by zabiło. Przez ostatnie 2 miesiące strasznie się zmienil. Wcześniej byl otwarty, kolezenski, smial się, wyglupial, a teraz jest raczej typem samotnika. Jedyne co sie nie zmienilo to kolor oczu. Blekit, ten ktory tak uwielbiala. Zdjal kurtke i nie zmieniajac butow ruszyl w kierunku sali, w ktorej miala sie rozpoczac pierwsza lekcja. Usiadl na parapecie i patrzyl na otaczajaca go szara rzeczywistosc. Pamietal jak w takie dni jak te siedzieli razem, popijajac ciepla herbate. Na samo to wpomnienie zalaly go dwie fale uczuc, dwoch skrajnych. Jedna to pewien rodzaj radosci, kiedy wspomina sie szczesliwe chwile, a druga smutek i desperacje wynikajaca z tego, ze wspomnienia zostala juz tylko wspomnieniami. Jej usmiech, jej smiech, jej dotyk, jej skora, jej zapach, jej usta... Potrzasnal glowa, aby pozbyc sie jej obrazu sprzed oczu.
-Ona jest juz przeszloscia, ktora nigdy nie wroci – powiedzial do siebie i zeskoczyl, kroczac do sali. Lekcje dluzyly mu sie niemilosiernie. Po 15 w koncu skonczyly sie jego cierpienia. Deszcz nadal padal, ale on nic z tego nie robil. Nalozyl kaptur i wyszedl na ulice. Wracajac do domu, przechodzil obok kwiaciarni i na chwile sie zatrzymal. Wlozyl reke do kieszeni w poszukiwaniu drobnych i wszedl do srodka. Po chwili wyszedl z bukietem bialych roz, ktore na koncach byly koloru niebieskiego. Kwiaciarka sprzedajac mu bukiet, spytala sie czy to dla dziewczyny, on pokiwal glowa na zgode, a ona zapewnila go ze na pewno sie jej spodobaja. Nie wiedziala tylko, ze ona ich nie zobaczy. Deszcz troche zelzal, a niebieskooki wkroczyl na teren cmentarza. Odszukal grob i polozyl na nim kwiaty.
-To moja wina, nie powinienem byl cie samej puszczac – powiedzial szeptem. Wrocily do niego wspomnienia z tamtego pamietnego dnia. Wieczor, koniec sierpnia, bylo cieplo, spotkanie tego czlowieka, ktory znecal sie nad psem, ostra sprzeczka, telefon na policje, bojka i strzal. Nie w niego, nie w psa, tylko w nia. Samotna lza splynela po jego policzku. Niby wygladal tak samo, ale nie bylo w jego oczach juz tych iskierek, tego zapalu. Nagle poczul czyjas reke na ramieniu i odwrocil sie i zobaczyl chlopaka o morskich oczach i ciemnych wlosach. Probowal sie usmiechnac, ale wyszedl raczej grymas niz usmiech. Obok chlopaka stala blondwlosa dziewczyna o bystrych szarych oczach.
-Jak sie trzymasz?- zapytal morskooki. Chlopak nie odpowiedzial tylko odwrocil sie w kierunku tablicy na ktorej bylo wyryte imie i daty urodzenia i zgonu.
-Wiem, ze jest ci ciezko – zaczela blondynka – ale trzeba sie jakos z tym pogodzic, Dylan – mowila cicho i spokojnie, ale glos jej troche drzal. Chlopak juz dluzej nie wytrzymal, zaczal plakac. Dziewczyna przytulila go i pocieszala, ale wiedziala, ze bedzie musial zyc z ta rana na sercu. Po kilku minutach, niebieskooki uspokoil sie.
-Dzieki, Annabeth – powiedzial. Ta lekko sie usmiechnela.
-Dobra, chodzmy, bo sie jeszcze rozchorujemy – powiedzial morskooki i wszyscy troje ruszyli do samochodu.
-Percy, nie tesknisz za nia? – zapytal sie po dlugiej ciszy Dylan.
-Tesknie, nawet nie wiesz jak bardzo. Brakuje mi jej usmiechu, smiechu, nawet jej docinek na temat mojego slinienia sie w nocy, ale jestem swiadomy, ze nic nie przywroci jej zycia – po tych slowach znow nastala glucha cisza. Niebieskooki zamknal oczy i wsluchal sie w powolna, ale jakze smutna piosenke. Przyponial mu sie ostatni wspolny wieczor. Stali oparci o barierke i wpatrywali sie w zachod slonca. Usmiechala sie i smiala z jej zartow, chociaz byl swiadomy, ze nie wszystkie byly dobre, robila to wtedy z grzecznosci. Byla ubrana w krotkie czarne spodenki, mietowa, zwiewna koszule i biale trampki. Okulary zabral jej chlopak i wyglupial sie, robiac glupie miny.
-Smieszy cie to? – zapytal sie i zlapal ja i podniosl. Ta aby nie spasc, zlapal sie go, trzymajac rece z tylu jego glowy.
-Nie, wcale. Nie widac tej powagi na mojej twarzy? – i wybuchla smiechem.
-Ladnie to tak smiac sie z przyjaciela? – i wyszczerzyl jeszcze bardziej zeby. W koncu postanowili wrocic do domu, w koncu jutro zaczynal sie nowy rok szkolny.
-Juz nie moge sie doczekac jutrzejszego dnia – powiedziala morskooka.
-A co, mamy jutro randke? – wtracil sie chlopak, unoszac jedna brew i kacik ust do gory.
-Ha ha, bardzo smieszne Dylan – i walnela go w bok – jutro poczatek roku, nie cieszysz sie?
-Nie, a mam?
-Nauczysz sie ciekawych rzeczy, poznasz nowe tajemnice swiata albo ...
-Ty na pewno nie jestes corka Ateny?
-A co? Jak Percy nie lubi sie uczyc, to wszystkie dzieci Posejdona tak maja miec? – oburzyla sie, skladajac rece na pierci.
-No nie obrazaj sie, wszyscy wiemy, ze z toba jest cos nie tak. Wtedy po raz ostatni slyszal jej smiech.
-Dylan, obudz sie, musimy na chwile na Olimp wejsc. Ojciec mnie wezwal – powiedzial Percy. Syn Apolla pokiwal glowa i wyjrzal przez okno. Zobaczyl jakas dziewczyne, strasznie podobna do niej, przez moment myslal, ze to ona, ale nie mogla to byc prawda. Oparl glowe o zaglowek i czekal w tej pozycji, az dojada pod Empire State Building.
-A tak w ogole, to po co tam idziesz?
-Nie powiedzial mi, ale ciebie rowniez tam oczekuje. Chlopak sie zdziwil, nie mial pojecia, co moze chciec od niego Pan Morz, Apollo to tak, ale on? To bylo dziwne.
Wchodzac do holu Dylan mial jakies dziwne przeczucie, ze cos sie stanie. Wjechali na 600 pietro. Powital ich bog lekarzy.
-Witajcie – usmiechnal sie blondwlosy chlopak – rada juz was oczekuje. Wszyscy ruszyli przed siebie.
-Dylan, czekaj – zatrzymal niebieskookiego – chce z toba pogadac.
-Nie mamy o czym – ucial szybko.
-Chlopie, ty nie masz nic do gadania, chodz – i pociagnal go za rekaw kurtki. Nie odzywali sie do siebie. Apollo nie wiedzial co powiedziec, po raz pierwszy, a jego syn nie chcial go znac.
-Dylan, wiem ze mozesz byc na mnie troche zly...
-Zly? – wrzasnal – nienawidze cie, rozumiesz? Chcialbym juz nigdy ciebie nie widziec, zebys zniknal z mojego zycia, dal mi swiety spokoj! Szanowalem cie, chociaz jestes – tu szukal odpowiedniego slowa do okreslenia – jaki jestes, dziecinny, nieodpowiedzialny. Kiedy najbardziej cie potrzebowalem, kiedy ona cie potrzebowala, ty mnie olales, miales mnie po prostu gdzies!
Apollo stal oniemialy, nie wiedzac jak zareagowac. Bardzo chcial pomoc tej dziewczynie. Wiedzial przeciez jak jest dla niego wazna. Kiedy chlopak sie uspokoil, brat blizniak Artemidy odwazyl sie podjac jeszcze raz rozmowe. Polozyl synowi reke na ramieniu i spojrzal mu gleboko w oczy.
-Wiem, ze byla dla ciebie kims waznym, ze ja kochales – tu mlody probowal jakos zaprzeczy – kazdy to wie. Przepraszam, ze to tak sie skonczylo. Byla bardzo dobra osoba, inteligentna, mila, uczynna ...
-Apollinie, wzywaja was – zagrzmial glos bogini madrosci. Ruszyli w kierunku sali tronowej. Bogini, ktora miala zawsze surowy wyraz twarzy, ostatnio stala sie milsza. Chlopak w koncu osmielil sie zadac jej pytanie.
-Ateno, nigdy nie myslalasz, ze ... – zaczal.
-Na początku, tak myslalam, ale nie. Ona byla tylko Posejdona. Nie wiem co sie stalo, ze corka jego, moze byc taka madra – skończywszy to zdanie weszli juz do sali, gdzie czekali na nich 11 bogów i bogiń i 2 herosów. Po oddaniu poklonow, Zeus zaczal narade.
-Zastanawiacie sie pewnie po co was wezwałem – rozbrzmiał gleboki glos władcy.
-Znowu jakies twoje widzimisię – powiedział znudzony Posejdon.
-Moze i widzimisie, ale nie moje, tylko Hadesa i dotyczal po niekad ciebie, bracie.
-Ekhem, nie chce przeszkadzac w klotni, ale ona czeka – zabral glos Pan Podziemi.
-Jaka ona? – zapytala sie Ann.
-Nie mam pojecia, jak wam to powiedziec, zebyscie za bardzo sie nie zszokowali – powiedzial Hades.
-Moze wprost? – odpowiedzial troche niegrzecznie Percy.
-Wiesz, ze cie nie lubie, Jackson – zmrozyl oczy Hades – wiesz, ze nie jestes juz najlepszym herosem, ani najukochanszym bahorem Starego Glona? Wszyscy patrzyli oniemiali na faceta w czerni.
-Yyy, co? – zapytal glupio syn Posejdona.
-Patrze, ze nic sie nie zmienilo Percy, nadal nie dorownujesz rozumem do swojej dziewczyny – uslyszeli glos dobrze im znany. U wejscia do sali stala nastolatka o dlugich, falowanych wlosach, intensywnie morskich oczach i w bialej todze. Usmiechala sie do wszystkich. Podeszla na srodek sali, mijajac oniemialych przyjaciol.
-To wlasnie najdzielniejszy heros, corka Posejdona – usmiechnal sie Hades .
-Nila! – krzyknela corka Ateny i rzucila sie przyjaciolce w ramiona. Obu poplynely z oczu lzy. Zaraz do nich dolaczyl jej starszy brat. Po kilku minutach przytulania i radosci, corka Posejdona wyrwala sie z uscisku blondynki i spojrzala w oczy przyjacielowi. Zrobila kilka krokow niepewnie w jego kierunku. Usmiechnela sie lekko i czekala na jego reakcje.
-Dylan, tesknilam za toba – powiedziala niepewnie. Chlopak nadal mial mine bez zadnych emocji.
-Nie wyobrazasz sobie nawet jak wygladaly ostatnie dwa miesiace mego zycia – szepnal. Dziewczynie zbieraly sie lzy w kacikach oczu.
-Dylan, ja...
-Co ty?! Co myslalas?! Po co pchalas sie wtedy do przodu?! Pytam po co?! – zaczal na nia krzyczec. Ann chciala juz cos powiedziec, ale Percy ja powstrzymal, wiedzial dobrze jak to sie skonczy.
-Myslalam, ze sie ucieszysz, ze zyje, ze bedzie jak dawnie, znow bedziemy przyjaciolmi. Zawiodlam sie na tobie! – Nila tez juz nie byla dluzna – zniknales z mego zycia na kilka lat i wtedy bylo wszystko ok, tak?! Bo ty to mozesz wszystko, a ja nie, mam sie zgadzac na wszystko, co jasnie hrabia powie, rzeknie! Mam byc jak ten glupi piesek na posylki, na skinienie palca swego wlasciciela?! Kim ty jestes, zeby mi wytykac bledy?! – kiedy w koncu oboje zamilkli, mierzyli się wzrokiem, do momentu az jeden nie podda się i odwroci wzrok. W czasie klotni przyblizyli się do siebie, ze czuli swoje oddechy. Serca tak szybko im bily, ze kazdy slyszal ich bicie. W końcu Dylan objal jej twarz w dlonie i pocalowal. Dziewczyna nie byla dluzna. 

sobota, 4 kwietnia 2015

Nadzieja - jedyne co mamy

„Czy byliście kiedyś w takiej sytuacji jak ja? Watpie. Nawet zazdroszczę wam. Czy wy tez zasypiając, zastanawiacie się czy jeszcze kiedyś otworzycie oczy, a rano czy przeżyjecie jeszcze jeden dzień? Jeśli nie to jesteście szczesciarzami. Ja niestety nie. Mam 20 lat, niby cale zycie przede mna. Masa perspektyw, kosz pelen ambicji i milion marzeń do spełnienia. Moze i tak, ale gdybym zyla w innym swiecie, w innym stuleciu, w innym kraju. Prawdopodobnie jak to czytasz, ja juz pewnie wacham kwiatki od spodu. Jakiez to subtelne, nieprawdaż? Ja, moi rowiesnicy zamiast trzymac w rekach ksiazki, nosimy karabiny, zamiast wspólnie się smiac i chodzic na imprezy, opłakujemy przyjaciol, którzy oddali zycie za wolnosc kraju. Pytacie pewnie czemu to robimy? Odpowiedź jest prosta – nie chcemy tak dluzej zyc, podporzadkowani jednostce, która jedynie co widzi to czubek własnego nosa. Wrogowie sa natychmiast usuwani, a w akcie zgonu – utopil się, strzelił sobie w glowe, napadli go przeciwnicy władzy, potracenie przez samochód, ale nigdy ze byl zwykłym „szkodnikiem“ dla państwa. Czy ty, siedząc prawdopodobnie w bezpiecznym mieszkaniu, czytając to, bylbys gotów rzucić wszystko i isc walczyc o wolnosc? Wiekszosc z nas tak wlasnie zrobiła.“ To fragment pamiętnika mojej mamy. Kiedy zginela miala 25 lat. Niestety nie dane mi bylo jej poznac. Nie znam obojga rodziców. Oboje zostali zabici. Nic się nie zmieniło od ich czasów. Nadal jest tak samo, mimo ze od ich śmierci minelo 17 lat. Kiedy w końcu skończy się ten horror? Nikt nie zna na to pytanie odpowiedzi. Wraz z przyjaciolmi zalozylam tajna organizacje, mająca na celu obalenie dyktatury i wprowadzenie nowych, lepszych rzadow. Zadne z nas nie jest pewne czy się uda, ale mamy to co najwazniejsze – nadzieje. Normalnie w ciągu dnia chodzimy do szkoly, uczymy się, a wieczorami spotykamy się u kogoś z nas w mieszkaniu i opracowujemy plan naszych dzialan. Musimy bardzo uwazac, zeby nie zostać przyłapanym, szczególnie kiedy wracamy po godzinie policyjnej. Ci którzy nie byli zbyt ostrożni, nadal sa uważani za zaginionych, choc i tak wiemy ze nigdy ich juz nie zobaczymy. Przedstawilam wam swoje zycie, a siebie nie. Mam na imię Joanne, mam 18 lat. Mieszkam z rok starszym bratem i dziadkiem w jednym z szarych osiedli. Mam nadzieje ze dany będzie jeszcze mi czas aby wam przedstawić moja historie. 

Buuu, wiem ze pewnie czekacie na cos z historii herosow, ale jakos nie mam na to weny, za to ostatnio mam pomysly na jakies powstania, bunty itp. postaram sie cos eszcze napisac, ale nie obiecuje. Wiem ze to cos jest krotkie, ale zawsze to cos, prawda :) mam jeszcze napisany jeden os, ale watpie ze bedziecie chcieli go przeczytac :P dobra to chyba tyle ;)
a jeszcze zyczenia :
Kolorowych jajeczek,
rozczochranych owieczek,
rozkicanych króliczków,
pyszności w koszyczku,
a przede wszystkim
mokrego ubrania
w dniu wielkiego lania!

piątek, 3 kwietnia 2015

LBA again :P

Wiec zostałam jeszcze raz nominowana do LBA i to przez dwie osoby. Bardzo dziekuje za obie nominacje :) z racji tego, ze juz kiedyś brałam w tym udział nie bede nikogo nominować 


Pytania Veroniki Riddle
1. Najlepsze opowiadanie/miniaturka jaką czytałaś ?

Hmm ostatnio mało czytam opowiadań, z powodu braku czasu :/ a wszystkie które czytałam sa boskie <3

2. Gdybyś miała wziąć ślub z postacią z książki jaka to by była i dlaczego ?

Któryś z huncwotów, no oprócz Petera ;) a dlaczego? bo kazdy ma takie cechy które cenie 

3. Co teraz czytasz ?

Oprócz lektur to Harry'ego Pottera po angielsku 

4. Co jesz na śniadanie ?

Jak się wyrobie to jogurt z płatkami lub sam 

5. Jakie cechy musi mieć twój chłopak ?

Powinien być inteligentny, pomocny, współczujący, o dobrym sercu i gotowy poświecić swój czas dla innych, najlepiej zeby byl wierzący  

6. Co sądzicie o tym blogu ? LICZĘ NA SZCZEROŚĆ !

Nie czytałam jeszcze całości, choć coś tam czytałam, os i był super :) serio ^^

7. Od jakiej książki zaczełaś czytać nałogowo ?

"Drżenie" Stiefvater Maggie

8. Gdybyś miała możliwość znaleźć się w wybranej przez ciebie powieści, która to by była i dlaczego ?

Harry Potter ale bardziej do czasów huncwotow ^^

9. Ulubiony film ?

Dużo tego, ale chyba Piraci z Karaibów

10. Wolisz soki czy napoje gazowane ?

Soki świeżo wyciskane

11. Jak brzmi twoja dywiza życiowa ?

Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość.


Pytania Radosnej Oli
1. Jak się zaczęła twoja historia z pisaniem ?
Jak miałam może 14/15 lat wymyśliłam w głowie taka historie i pomyślałam ze fajnie byłoby ja spisać :) do tej pory jej nie skończyłam ;)

2.Twoje Motto ?(Wiem pojawiło się już raz to pytanie ,ale zawsze pojawia się coś ciekawego)
Może to nie motto, ale mój ulubiony cytat : 
Og­romne jest bo­hater­stwo te­go człowieka, który, nie zaz­naw­szy łas­ki, nie od­szedł od Bo­ga i niesie krzyż cięższy od in­nych - krzyż ducho­wej ciemności. 

Jeśli chcesz rozśmie­szyć Bo­ga, opo­wiedz mu o twoich pla­nach na przyszłość.

3. Masz piosenkę ,która poprawia ci humor jeśli jesteś smutna /smutny ? Jeśli tak to jaką ?
Up in the sky-77 Bombay Street 

4. Co robisz gdy widzisz jak kogoś bije na ulicy ?
Próbuje ich rozdzielić, nie zawsze to się udaje ale chociaż próbuje ;)

5. Czym jest dla ciebie blog ?
Oderwaniem się od rzeczywistości, może podbudowaniem własnej oceny po przeczytaniu kilku miłych komentarzy :)
6. Czemu właśnie ta tematyka blogu ?
Zaczęłam czytać PJiBO i tak pomyslałam czemu by nie napisać czegoś własnego z tej tematyki () a reszta to jakoś sama przyszła do głowy :) 

7, Która pora dnia jest dla Ciebie najlepsza,jeśli chodzi o pisanie i myślenie nad opowiadaniem ? 
Wieczór i noc, jak leżę w łóżku i mogę sobie snuć niezliczone historie które nigdy nie będą miały odzwierciedlenia w rzeczywistości 

8. Co jest dla ciebie gorsze niewiedzę czy wiedza ,która boli ?
Chyba wiedza która boli, bo nie możesz od niej uciec

9. Planowałaś /łeś założyć bloga czy to był impuls ?
Raczej impuls

10. Jest coś co zawsze chciałeś/łaś  zrobić ,a nie możesz?
Hmmm chyba nie, a wyjazd niezorganizowany, taki na szybko, pakuje się i jadę, się liczy ? :D

11. Co sam /sama sądzisz o swoim blogu ? ( Tu proszę rozwinąć  )
Jest raczej przeciętny, nie ma tak jakiejś trzymającej w napięciu akcji, jakoś szczególnie rozbudowanych bohaterów i ogólnie to takie mocne 4/10 :) nigdy nie byłam dobra ani w pisaniu opowiadań ani w samoocenie ;) czasem nie potrafię przelać na papier tego obrazu co mam w głowie , nie mam pojęcia jak to opisać :/ gdyby ktoś kiedyś wynalazł maszynę która wyświetla obrazy z głowy to moze niektórym by się spodobały historie stworzone przez ma skromna osobę ;) 


Postaram sie napisac cos w czasie tej przerwy swiatecznej, ale nic nie obiecuje :)

sobota, 14 marca 2015

"Czasem przez przypadek odnajdujemy to czego szukalismy"

  Jest takie powiedzenie, ze kto się czubi, ten się lubi. A co się stanie jak, jak jedna osoba darzy uczuciem druga, która rowniez cos czuje do niego, lecz sa to skrajne emocje. Tak jest na początku, a co zdarzy pozniej, wiem tylko ja.
  Byl 1 października 2016 roku, nowi studenci Uniwersytetu Givilton szukali w pospiechu stanowisk do rejestracji i przydziału pokoi. Wsrod nich byla 19-stoletnia ciemna blondynka o szaro-niebieskich oczach. Przed chwila pozegnala się ze starszym bratem, który podrzucił ja tutaj. Wsrod tłumu szukała swojej przyjacioki. Przepychajac sie przez tlum w końcu zauwazyla niska, szczupła blondynkę o intensywnych zielonych oczach. Flirtowala z jakimś wysokim i wysportowanym szatynem. Dziewczyna wywrocilia oczami I usmiechnela sie do siebie. Od czasu ich znajomosci zawsze taka byla, mozna bylo sie przyzwyczaic. Zarzucila torbe na ramie I podeszla do przyjaciolki. Kiedy tamta ja zobaczyla od razu stracila zainteresowanie chlopakiem i pobiegla przywitac sie.
-No w koncu, martwilam sie ze jakis przystojniak cie porwal – powiedziala na jednym wydechu przytulajac sie zielonooka.
-Taa, bardzo smieszne Caroline, normalnie kon by sie usmial – wydusila niebieskooka.
-Oj nie zlosc sie, zlosc pieknosci szkodzi.
-Dla mnie to chyba juz za pozno. I obie zaczely sie smiac. Wszyscy popatrzyli na dwie dziewczyny, probujace uspokoic sie, lecz wszystkie proby konczyly sie fiaskiem. Jak jedna prawie doszla do siebie I spojrzala na druga, automatycznie zaczela sie smiac.
-No dobra, Joanne, trzeba zachowac powage – powiedziala w koncu blondynka.
-Z toba bedzie ciezko – opowiedziala Joanne wachlujac sobie twarz ulotka uniwersytetu.
-Dobra chodzmy sie zarejestrowac – I ruszyly w kierunku odpowiedniego stoiska. Wypelnily szybko potrzebne dokumenty I ruszyly do pokoju 308. Przemierzajac korytarze podziwialy wytroj kampusu.
-Gdzie ten durny pokoj – powiedziala zirytowana Caroline przechodzac drugi raz to samo pietro. Joanne nagle sie zatrzymala.
Hmmm. Nie jestem pewna, ale to chyba tu – I wskazala reka drzwi z numerkiem 308.
-Yyy, nic nie mow – I otworzyla drzwi. Pokoj nie byl duzy, dwa lozka, szafa, biurko, kilka polek i lazienka. Okno wychodzilo na park znajdujacy sie w obrebie collegu. Dziewczeta szybko sie rozpakowaly I wzglednie sie urzadzily, czyli poustawialy rzeczy, ktore ze soba zabraly do udekorowania.
-No to co idziemy sie przejsc? – zapytala sie zielonooka. Jej przyjaciolka pokiwala glowa na znak zgody I wyszly z pokoju. Rozmawiajac ze soba, nie zwracaly na nikogo I na nic uwagi, az jedna z nich wpadla na kogos a raczej na cos, a dokladnie na drzwi.
-O matko, przepraszam bardzo- powiedzial szybko chlopak ktory spowodowal incydent.
-Spoko nic sie nie stalo – powiedziala Joanne, masujac obolala glowe, siedzac na ziemi. Podniosla wzrok na sprawce. Byl to wysoki brunet o ciemnych oczach, przyozdobionych okularami. Wyciagnal do niej reke, pomagajac wstac.
-Ja to zawsze mam takie szczescie – rzekla poszkodowana usmiechajac sie lekko.
-Sorki jeszcze raz, nie zauwazylem cie. Moze w ramach przeprosin, pojdziemy na kawe, ja stawiam? – wyszczerzyl do niej zeby.
-Moze, zobaczymy jeszcze- odpowiedziala i ruszyla przed siebie z przyjaciolka.
-To wpadne po ciebie jutro o 17 – krzyknal jeszcze za nimi.
-I tak nie przyjdzie – stwierdzila Joanne.
-Skad wiesz, nawet przystojny byl.

-Moze I byl, ale nawet nie wie jak sie nazywam, ani w ktorym pokoju mieszkam, a watpie zeby mu sie chcialo to sprawdzac. Nawet nie wiedziala jak bardzo sie mylila i co ja czeka.

hej :) sorki za bledy, ale pozniej sprobuje wszystko poprawic, jak bede miala chwilke czasu. Jakos ostatnio nie mam weny, ale dzis cos mnie naszlo :) pewnie kolejne opowiadanie znajdzie sie na tej stronce :P szukam natchnienia do napisania czegos z pozostalych dwoch, ale jakos odechcialo mi sie pisac o herosach, wole o czyms innym, bardziej prawdopodobnym :P mam nadzieje ze wam sie to spodobalo :D

sobota, 14 lutego 2015

Rozdzial 20

Nila
 Auto było jakieś trzy metry ode mnie, kiedy ktoś odciągnął mnie na bok. Potoczyłam się po mokrej trawie i wylądowałam na czymś miękkim.
-Nila, co ty do jasnej cholery odwalasz?! - krzyknął na mnie.
-Jestem dla was tylko ciężarem i spowalniam waszą misję - odrzekłam spokojnie i znów ruszyłam w kierunku jezdni. Chłopak złapał mnie za nadgarstek i obrócił mną tak, że patrzyłam mu w oczy.
-Zostaw mnie, nie mam, po co żyć.
-Nie masz, po co? A Percy? Annabeth? Cała reszta? A ja? Nie zależy ci na mnie?
-Zostaw mnie.
-Nila, co jest z tobą nie tak? - spojrzał mi głęboko w oczy i dotknął jedną ręką mojego policzka. Od miejsca gdzie trzymał dłoń rozpływało się przyjemne ciepło. Nagle otrząsnęłam się z przygnębienia. Znów byłam sobą. Popatrzyłam na mojego wybawcę.
-Co się ze mną działo? - zapytałam cicho, bo słowa więzły mi w gardle. Chłopak westchnął.
-Prawdopodobnie miałaś styczność z wodą z rzeki Acheron- odpowiedział.
-Acheron? To rzeka w Hadesie, tak?
-Tak, nazywana też rzeką smutku, to przez to tak się zachowywałaś. Taką mam nadzieję - spojrzał na mnie wymownie. Rozkleiłam się. Spuściłam głowę. Poczułam, że ktoś obejmuje mnie ramionami.
-Najważniejsze, że w porę zdążyłem - usłyszałam. Wtuliłam się w niego bardziej. Kiedy się w końcu uspokoiłam, odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. Niebieskie tęczówki badały każdy mój ruch.
-Dziękuję ci Dylan - powiedziałam i pocałowałam go w policzek - gdyby nie ty zostałaby ze mnie mokra plama.
-Nie musisz dziękować, ratowanie księżniczek to moja praca - odpowiedział z uśmiechem - chociaż, wolałbym więcej wdzięczności - nastawił drugi policzek. Przewróciłam oczami, ale dałam mu całusa. Chłopak uśmiechnął się promiennie i objął mnie ramieniem.
-Wracajmy może do hotelu, bo pogoda jest nie przyjemna - stwierdził Dylan. Prawda, zaczęło mocno lać. Włosy przykleiły mi się do twarzy. Spodnie i bluzka przylegały ściśle do ciała. Spojrzałam na syna Apolla. Też był cały przemoczony. Czarny T-shirt, który był mokry, uwydatniał jego klatkę piersiową. Musiałam przyznać, że nawet cały mokry był przystojny. Dziewczyny w obozie pewnie za nim szalały, nie zwracałam wtedy na to uwagi. Wymężniał przez te lata. Na pewno się z kimś spotyka, bo która nie chciałaby z nim być. Chyba zauważył, że mu się przyglądam, bo wyszczerzył zęby.
-Wiem, że najchętniej zechciałabyś zedrzeć ze mnie ubranie, ale może jednak się powstrzymasz. Zarumieniłam się na te słowa i odwróciłam wzrok.
-Chciałbyś, co? - droczyłam się z nim i ruszyłam przed siebie.
-No pewnie - usłyszałam przy uchu. Za to dostał ode mnie w bok. Kiedy weszliśmy do hotelu skierowaliśmy się do swoich pokoi.
-Tylko znowu nie próbuj się zabić, ok?
-Postaram się - wystawiłam język. Chłopak przybliżył się do mnie. Nasze twarze dzieliło parę centymetrów. Widziałam w jego oczach swoje odbicie. Patrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi niebieskimi oczkami. Jego wzrok był wręcz hipnotyzujący. Chciałam w tym momencie go pocałować, poczuć się kochana, bezpieczna. Matko, Nila ogarnij się w końcu! Dylan jest, był i będzie tylko twoim przyjacielem, nikim więcej, zrozum to. Apollinie, czemu musiałeś mieć takiego syna? Ughh. Zaraz znienawidzę większość bogów.
-Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś wtedy zginęła - szepnął chłopak. Uniosłam nieznacznie kąciki ust.
-Dziękuję ci jeszcze raz - powiedziałam cicho i odeszłam. Stanęłam przed drzwiami do swojego pokoju. Walnęłam się w czoło. Przecież nie miałam karty! Jak mogłam być taka głupia. Zawróciłam i zapukałam do chłopaków. Tak jak się spodziewałam otworzył syn Apolla. Zdążył tylko zmienić spodnie. Stał przede mną bez bluzki. O matko, jaki on... Nila tobą ktoś manipuluje, na pewno.
-Nie mam jak wejść do pokoju - powiedziałam skruszona. Dylan odsunął się i przepuścił mnie w drzwiach. Weszłam i rozejrzałam się. Pokój wyglądał tak samo jak mój, tyle że tu były trzy łóżka.
-Czekaj, znajdę zaraz dla ciebie jakieś ubranie - i zaczął szukać w plecaku. Podał mi bordowy t-shirt i czarne dresy. Wzięłam ciuchy i zamknęłam się w łazience. Po chwili wyszłam w czystym i suchym ubraniu, stare i przemoczone zostawiłam do wyschnięcia. Mój brat i Jason smacznie sobie spali. Percy na prawdę ślini się przez sen. Usiadłam na brzegu łóżka Dylana. On natomiast rozwalił się jak tylko umiał. Uśmiechnęłam się do niego i przybliżyłam się. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Zaczął głaskać mnie po włosach.
-A co ja pies, że mnie głaszczesz? - zapytałam patrząc mu w oczy.
-Noo nie - przestał dotykać mojej fryzury - może opowiesz mi co się działo przez te lata, kiedy no wiesz ...
-Cię nie było, tak? No więc - zaczęłam opowiadać co mi się przydarzyło, a on nie pozostał mi dłużny. Wycieńczona tym wszystkim nie wiedziałam nawet, kiedy zasnęłam. Śniło mi się, że jestem w jakimś gęstym lesie, jest noc i jedynym źródłem światła jest księżyc. Ubrana byłam w długą białą suknię, podobną do tej, w której byłam po uznaniu przez Posejdona. Szłam przed siebie, bose stopy zostawiały ślady na mokrej trawie. Doszłam do leśnego oczka. Nachyliłam się i zobaczyłam swoje odbicie w wodzie. Nagle obok pojawiła się druga osoba. Natychmiast odwróciłam się do przybysza. Stał zaledwie metr ode mnie. Był to chłopak, wyższy o parę centymetrów, czarne włosy wygolone po bokach, ciemnoczerwone oczy patrzące na wszystko a w szczególności na mnie, z nienawiścią, pewny wyraz twarzy. Ubrany był w czarne spodnie z dziurami, tego samego koloru skórzaną kurtkę i krwisty podkoszulek. Emanowała od niego złość, nienawiść. Uśmiechnął się do mnie.
-Żegnaj - powiedział i wbił mi prosto w serce czarny sztylet. Wydałam z siebie cichy jęk. Chłopak wyjął ostrze, które było splamione moją krwią. Osunęłam się na ziemie. Przede mną pojawiła się szczelina, w którą wpadłam. Nic nie widziałam, ale czułam czyjąś obecność. Powoli budziłam się.
-Ekhem - usłyszałam znajomy głos. Powoli otworzyłam oczy. Wciąż leżałam w łóżku Dylana, a przed sobą widziałam w iryfonie syna Hadesa.
-Chyba nie jestem w porę - zaczął Nico - Nila, co ty robisz? - chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Też chciałbym to wiedzieć - wtrącił się Percy.
-A co ja mam niby robić? Wstaję przecież, nie? - zeszłam z łóżka - Co chciałeś Nico?
-Ten, tego, yyy - zaciął się ciemnooki - chciałem zapytać jak idzie wam misja.
-Póki co, wszyscy żyjemy - uśmiechnęłam się - a co tam w obozie?
-Spokojnie, którego boga teraz macie?
-Artemidę - odpowiedział za mnie Jason. Zapomniałam, że on też tu mieszka. Super normalnie.

-Dobra ja idę do pokoju się przebrać - powiedziałam - trzymaj się Nico - wyszczerzyłam do niego zęby i pomachałam. Po wyjściu z pokoju chłopaków od razu poszłam do swojego. Annabeth już nie spała. Opowiedziałam jej wszystko, co wydarzyło się w nocy. Na szczęście nie przerywała mi. Była dobrym słuchaczem. Uzgodniłyśmy, że za godzinę jedziemy do Portland szukać atrybutu bliźniaczki Apolla. Same dziewczyny. Może to i lepiej.

*********************************************************************************
Hej, witam po dlugiej nieobecnosci. Nie mialam czasu nic napisac, ani przeczytac waszych rozdzialow, za co Was bardzo przepraszam. Rozdzialy bede sie pojawiac w nieregularnych odstepach czasu, za co tez sorki. Musze sobie wszystko poukladac w zyciu itp. :) a to taka kontynuacja w sam raz na Walentynki, ktorych i tak nie obchodze :P