piątek, 26 września 2014

Rozdział 14

Jason
Misja coraz bardziej się komplikuje. Najpierw walczymy z Campe, potem jakieś krwiożercze pawie atakują moją dziewczynę, następnie Percy z Nilą gubią się w opuszczonej chacie, dowiadujemy się o nowej przepowiedni, gdzie jest wzmianka o śmierci, a na końcu córka Posejdona zostaje zamieniona w syrenę. Na szczęście jest już człowiekiem i siedzi obok mnie w pociągu. Jakoś nie miałem okazji z nią porozmawiać. Spojrzałem na nią. Miała zamyślony wyraz twarzy.
-Hej, o czym tak myślisz? – zapytałem.
- Zastanawiam się, co może nas spotkać w Phoenix – odpowiedziała. Została nam godzina do celu. Też nad tym rozmyślałem.
-Miejmy nadzieję, że poradzimy sobie z tym – lekko się uśmiechnąłem. Dziewczyna pokiwała głową. Odwróciła twarz w moim kierunku.
-Tak się zastanawiam – zaczęła – czemu jesteś zawsze taki poważny. Rzadko się uśmiechasz, śmiejesz się.
-Ehhh – westchnąłem – wiesz, jak się jest synem Jupitera, każdy wymaga od ciebie, że będziesz przywódcą, będziesz najlepszy. Musiałem się pod to dostosować. To chyba, dlatego taki jestem – zwiesiłem głowę. Poczułem że Nila, kładzie mi rękę na ramieniu. Spojrzałem jej w oczy. Miały taki sam kolor jak Percy’ego. Lekko się uśmiechała.
-Jason, wiem że ciężko jest być dzieckiem Zeusa, czy tam Jupitera, że musisz przestrzegać pewnych reguł – przy ostatnim słowie zrobiła w powietrzu cudzysłów – ale czasem możesz trochę odpuścić. Zobaczy Percy też jest synem jednego z potężniejszych bogów, a jak się zachowuje. Rób to co chcesz robić, a nie to co powinieneś – powiedziała wstając – przemyśl to co powiedziałam. Idę poszukać Leona, stęskniłam się za nim – wyszła z przedziału. Zacząłem analizować jej słowa. Miała w zupełności rację. Muszę zacząć żyć własnym życiem. Chyba zacznę podziwiać tą dziewczynę. Ma teraz tyle samo lat jak ja, kiedy walczyliśmy z Gają. Tyle, że ja miałem lata treningu za sobą, a ona parę dni. Była taka szczera, miła i po tym co zobaczyłem i słyszałem gotowa poświecić się i pomóc innym. Leo jest szczęściarzem. Chociaż ostatnio jakoś zmarkotniał. Muszę się dowiedzieć czemu. Przecież to mój przyjaciel. Wstałem i ruszyłem szukać syna Hefajstosa. Znalazłem go w następnym przedziale, razem z resztą znajomych. Córka Posejdona siedziała obok niego. Szeptał jej coś do ucha, a ona tylko się uśmiechała i co raz to parskała śmiechem. Percy siedział obok, ale nie zwracał na nich uwagi. Annabeth siedziała na kolanach swojego chłopaka. Dała mu całusa w policzek, na co on rozpromienił się. Frank z Hazel siedzieli przytuleni i zajęci tylko sobą. Piper stała przy oknie, oparta o ścianę. Nigdzie nie mogłem jednak znaleźć Dylana. Podszedłem do córki Afrodyty. Uśmiechnęła się na mój widok. Stanąłem naprzeciwko niej. Zobaczyłem jak Nila kiwa głową. Spojrzałem w oczy mojej dziewczyny. Przybliżyłem się do niej i pocałowałem w usta. Spodobało jej się to, bo objęła moja szyję rękoma, pogłębiając nasz pocałunek. Kiedy trzymałem w objęciach osobę, którą kocham, poczułem rozlewające się ciepło po ciele. W końcu czułem, że żyję. Kiedy odsunąłem się, usta same wykrzywiły mi się w uśmiech. Piper położyła głowę na mojej klatce piersiowej.
-Nie wiem kto co ci powiedział, ale chcę żebyś taki został – powiedziała podnosząc na mnie wzrok.
-Już zawsze tak będzie, Pipes – i znowu dotknąłem jej warg ustami. Później rozmawialiśmy aż do dotarcia do celu. Wyszliśmy na peron. Była już może 14, słońce mocno grzało. Był to już 6 dzień naszej misji. Musieliśmy trochę odpocząć w San Diego. Może ciupkę za długo, ale trudno. Jeszcze nadrobimy.
-No to gdzie idziemy? – zapytał się Leo, trzymając za rękę swoją dziewczynę. Spojrzałem na Percy’ego. Pokręcił głową. Dobra, z czym kojarzy się nam się Hermes? Z podróżami, kupcami, złodziejami. Jakby to wszystko połączyć to wyjdzie…
-Musimy iść do galerii handlowej – powiedziałem. Mój stary przyjaciel parsknął śmiechem.
-Nie no Jason, zakupów ci się zachciało, czy co? – uśmiechnął się do mnie. Lekko uniosłem kąciki warg.
-Taa, bardzo zabawne Valdez. Nie, chodzi o to, że Hermes jest bogiem podróżnych, kupców jak i złodziei. A gdzie tych wszystkich spotkamy? W centrum handlowym.
-To by miało sens – potwierdziła Hazel.
-No to na zakupy, znaczy poszukiwanie eee jak się nazywa ta jego laska? – zaczął Leon.
-Kaduceusz – odpowiedziała Annabeth.
-No właśnie – i ruszył przed siebie. Całe szczęście nie musieliśmy długo szukać. Weszliśmy przez obrotowe drzwi. Budynek miał z 5 pięter. Ludzie wchodzili i wychodzili ze sklepów. Jedni z torbami, a inni bez. W kawiarenkach grupy rozmawiały na rożne tematy, pary siedziały i obejmowały się, a pojedyncze osoby rozmawiały przez telefony, pracowały przy komputerach lub nic nie robiły tylko piły kawę. Ogólnie nic nowego, ani podejrzanego.
-To od czego zaczynamy? – odezwał się Frank. Popatrzyliśmy z Percy’m na siebie. Znowu pokręcił głową, ale tym razem ja też nie wiedziałem gdzie iść.
-Może po prostu pochodzimy po galerii i miejmy nadzieję, że natrafimy na jakiś trop – zaproponowała córka Posejdona. Pokiwaliśmy wszyscy głowami. Wziąłem za rękę Piper i ruszyłem przed siebie. Mijałem ludzi, niektórzy się uśmiechali, inni wręcz przeciwnie, ale na razie nic nie zwróciło mojej uwagi.
-Jason, patrz – szturchnęła mnie córka Afrodyty. Wskazała coś ręką. Podążyłem w tamtym kierunku wzrokiem. Zobaczyłem ekskluzywne biuro podróży. Wejście ozdabiały dwie kolumny w stylu jońskim. Wykonane były z białego marmuru. Wnętrze było eleganckie. Ogromne biurko, regały na ulotki, ale też siedzenia były zrobione z tego samego materiału – kamienia. Ogólnie pomieszczenie było zaprojektowane z antycznym stylu. Spodobało by się dla Annabeth. Za stołem siedziała młoda kobieta. Miała czarne włosy i oczy. Nie chodzi mi, że miała ciemne tęczówki, tylko całe czarne! Jak smoła. Ostre rysy twarzy nadawały jej wygląd bezwzględnej i okrutnej. Za nią stał oparty kaduceusz. Tak po prostu, tam stał. Musieliśmy odwrócić uwagę sprzedawczyni i zabrać atrybut. Rozejrzałem się za resztą, ale nikogo nie było. Czyli to zadanie dla naszej dwójki. Weszliśmy do biura.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała kobieta. Usiedliśmy na krzesłach naprzeciwko niej.
-Szukamy wycieczki dla dwojga – zaczęła Piper.
-Ooo, a gdzie państwo chcą się wybrać?  -
-Może … -zamyśliła się moja dziewczyna.
-Grecja – odpowiedziałem.
-W takim razie, ta oferta państwu się spodoba – pokazała nam katalog.
-Całkiem, całkiem. Ale czy mogę popatrzeć na katalogi – wskazała ręką na półkę, obok laski Hermesa.
-Przykro mi, to nie dla was.
-Dlaczego, jak można wiedzieć?
-Bo jesteście herosami – syknęła czarnowłosa. Nagle zaczęła się zmieniać. Tułów został taki sam, ale od pasa w dół była centkowanym wężem.
-Echidna – powiedziałem. Pipes pokiwała głową. Rzuciłem się na potwora z mieczem. Ciąłem ją w brzuch. Zawyła z bólu i wściekłości. Odrzuciła mnie na bok, poleciałem parę metrów i walnąłem głową o szafkę. Przed oczami pojawiły mi się czarne kropki. Szybko pomrugałem i wstałem. Trochę kręciło mi się w głowie, ale musiałem chronić moją dziewczynę. Stała bezbronna przed echidną. Do obrony miała jedynie swój Katopris. Uniosłem miecz i wbiłem w ogon węża. Potwora odwróciła się do mnie. Próbowałem uderzyć w serce, ale szybko uciekła od ostrza. Skoczyła na mnie. Cofnąłem się, ale nic mi to nie dało. Przygniotła mnie swoim ciężarem do ziemi. Gladius wyleciał mi z ręki i nie miałem, czym atakować. Piorunów nie przywołam, bo jesteśmy w zamkniętym budynku. Czyli zginę jako przekąska dla węża. W przepowiedni, którą słyszała Nila, było że przez jeden wybór śmierć nastanie. Zdecydowałem się, że ochronię Piper. Echidna przybliżyła twarz do mojej. Poczułem zapach krwi i zgnilizny. Powstrzymałem się przed zwróceniem na nią mojego śniadania.
-Mniam – potwór oblizał sobie wargi – syn pana nieba. Na pewno będziesz pyszny – syknęła. Próbowałem się jeszcze wyrwać, ale nic z tego.
-Zostaw go – krzyknęła córka Afrodyty. Trzymała się wężowej części, ale jedną ręką wymierzała cios. Widziałem jak sztylet kieruje się w stronę pleców, po drugiej stronie serca. Wbiła ostrze bardzo głęboko. Kobieta-wąż zawyła z bólu i zmieniła się w kupkę złotego pyłu. Dziewczyna lekko upadła na ziemie, nie robiąc sobie krzywdy. Podbiegła do mnie i pomogła wstać.
-Piper, dziękuję że uratowałaś mi życie – powiedziałem patrząc jej w oczy – to ja powinienem cię bronić, a nie odwrotnie. To moje zadanie – zacząłem pogrążać się. Mówiłbym pewnie tak w nieskończoność, ale Pipes zamknęła mi usta w pocałunku. Objąłem ją w talii i pogłębiłem gest.
-Kocham cię – szepnąłem jej w ucho. Na te słowa uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem, szkoda tylko, że tak rzadko mi to mówisz.
-Od dzisiaj, będziesz to słyszeć codziennie – musnąłem delikatnie jej wargi – chodź znajdziemy resztę – pociągnąłem ją do atrybutu Hermesa. Kiedy go dotknąłem zmniejszył się, a obok pojawił się wyblakły woreczek i fioletowa karteczka. Schowałem wszystko do kieszeni spodni. Złapałem dziewczynę za rękę i poszliśmy szukać przyjaciół. Spotkaliśmy ich w jednej z kafejek. Siedzieli pijąc kawę lub sok.
-I co, znaleźliście coś? – zapytała się Annabeth. Dosiadłem się do nich. Piper zaczęła opowiadać, co przeżyliśmy, a ja wyciągnąłem kaduceusz i kawałek papieru.
-Ten to dopiero ma życie,
We wszystkich imprezach ma obycie.
Ostatnio w Las Vegas szalał,
Z paroma nimfami się tam spoufalał – przeczytałem. Percyemu zrzedła mina.
-Tylko nie on. I to w dodatku w Las Vegas. Znając nasze szczęście jego atrybut będzie w kasynie Lotos – powiedział syn Posejdona. Jego dziewczyna poklepała go po udzie.
-Spokojnie, nie będzie tak źle.
-Nie martwmy się na zapas – odezwała się Hazel – spokojnie zjedzmy tutaj, wypijmy i troszkę odpocznijmy. Potem znajdziemy transport.
-Hazel, ma rację – zgodziła się Nila – chyba nie może być tak źle – nagle przed nią pojawiła się koperta z jej imieniem i nazwiskiem. Zdziwiła się, ale wzięła ją do ręki i otworzyła. Z każdą linijką, uśmiech jej malał. Złożyła kartkę i zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, były szkliste. Spojrzała na Leona i zacisnęła usta.
-Nila, co jest?  - zapytał się jej chłopak.
-Nic takiego, przepraszam na chwilę – wstała z kanapy i poszła przed siebie. Również wstałem i podążyłem za nią. Złapałem ją za nadgarstek i zmusiłem, żeby odwróciła się w moją stronę. Na szczęście nie płakała.
-Nila, co się stało? - zapytałem. Zamknęła oczy i pokręciła głową.
– Mogę zobaczyć? – podała mi kopertę. Na środku było napisane Nila di Carlo, ładnym pochyłym pismem. Otworzyłem i wyjąłem list. Był napisany takim samym charakterem pisma.
Nila,
Czytasz to pewnie, jak mnie już nie ma na tym świecie. Bardzo chciałabym być teraz przy tobie, wspierać cię, doradzać. Niestety los płata nam figle. Nie miałam okazji nawet cię poznać, ty mnie też. Ale przez ten krótki okres czasu z tobą, byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Kiedyś na pewno się spotkamy. Poznałaś pewnie swojego ojca. Proszę nie bądź dla niego surowa. Gdy go lepiej poznasz, polubisz go, obiecuję. Masz takie same oczy jak on. Oh Nila, przepraszam cię.
Twoja mama
Clara
Ale na dole było jeszcze coś dopisane. Ktoś inny to pisał, na pewno.

Przepraszam, że przeczytałem ten list i jeszcze tu piszę. Ale pamiętaj, cios zadany przez osobę, którą kochasz, bliską, boli najbardziej. Ale w najgłębszej ciemności, znajdzie się promyk nadziei.
Posejdon

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziałem, że matka Nili, zginęła w wypadku. Czyżby miała jakieś przeczucie, że niedługo umrze i napisała list do córki? Nie dowiemy się już tego. Niestety.
-Wiesz co mnie najbardziej drażni? – odezwała się dziewczyna – Że ojciec miał możliwość bycia z nią, a ja nie – westchnęła – Wiesz, co może oznaczać, to ostatnie, co napisał Posejdon? Podszedłem do niej i spojrzałem w oczy. Oddałem jej list, a ona schowała go do kieszeni.
-Nie wiem, ale kiedyś się tego dowiemy, na pewno – przerwałem na moment – nie mam pojęcia, jak mam cię pocieszyć. Moja matka też nie żyje.
-Nie musisz mnie pocieszać – powiedziała i uśmiechnęła się lekko – dzięki.
-Za co?
-Za to że jesteś tu teraz.
-Zawsze do usług – uśmiechnąłem się do niej – chodźmy może już do reszty.
-Okej, ale mam prośbę. Nie mów nikomu o tym liście, dobrze?
-To będzie nasza tajemnica. I w ten o to sposób zbliżyłem się do siostry Pery’ego. Stała się dla mnie jak rodzina.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej :) jak tam w szkole? czy tak jak ja, nie możecie doczekać się Krwi Olimpu? boję się, że Nico zginie :(

piątek, 19 września 2014

Rozdział 13

Dylan
Co ze mną jest nie tak? Wciąż się nad tym zastanawiam. W obozie byłem uważany za jednego z przystojniejszych, no oczywiście nie porównujcie mnie tu do Percy’ego czy Jasona lub innych starszych obozowiczów. Nie jestem jakoś zadufany w sobie, chamski, nic z tego. To, czemu ONA nie chce ze mną gadać?! Ughh… Dobra, mniejsza z tym. Droga z Los Angeles do San Diego nie zajęła długo. Wybraliśmy do podróży tym razem pociąg. Do miasta dojechaliśmy około 3 w nocy. Poszliśmy do motelu obok dworca, wynajęliśmy pokoje i położyliśmy się spać. Śniło mi się, że byliśmy całą dziewiątką w jakimś lesie. Siedzieliśmy dookoła ogniska, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i zajadaliśmy pianki. Byłem obok Nili. W tym świetle, jej oczy przybrały barwę czekolady. Uśmiechnąłem się na sam widok. Tak się zmieniła przez te lata. Obok niej siedział Leo. Na początku ich znajomości był taki szczęśliwy, żywy, a teraz jakoś się to wszystko ulotniło. Wpatrywał się w ogień. Morskooka położyła mu rękę na ramieniu.
-Leo, co jest? – zapytała z troską w głosie.
-Nic – odpowiedział. Nagle usłyszałem kroki. Wszyscy wstaliśmy i patrzyliśmy się w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. Spomiędzy drzew wynurzyła się postać. Dziewczyna miała piękne cynamonowe włosy związane w kucyk, miłą i pogodną twarz. Ubrana była w zwykłą białą bluzkę i ciemne rybaczki.
-Leo – powiedziała i rzuciła się na szyje dla chłopaka. Ten wyszczerzył zęby i przytulił dziewczynę.
-Kalipso – zwrócił się do niej. I zrobił to, czego nie powinien. Stałem osłupiały. Nie miałem pojęcia co robić. Spojrzałem na Nilę. Stała odrętwiała, a w jej oczach gromadziły się łzy. Zaczęła szybko mrugać, aby się ich pozbyć. Syn Hefajstosa chyba nagle zrozumiał, co uczynił. Odsunął się od Kalipso i stanął przed córką Posejdona.
-Nila, ja… ja nie chciałem.. nie – zaczął się tłumaczyć. Dziewczyna ściągnęła usta i pokiwała głową. Już chciałem uderzyć gościa w twarz, ale mój sen się rozwiał. Usiadłem na łóżku i zobaczyłem, że dłonie mam zaciśnięte w pięści. Miałem z jednej strony nadzieję, że ten sen to po prostu zwykły durny sen, ale z drugiej, chciałem, żeby było tam trochę prawdy. Wstałem i udałem się do łazienki. Kiedy wróciłem do pokoju, chłopcy jeszcze spali. Wyszedłem z motelu. Była może jakaś ósma, dziewiąta rano. Postanowiłem zwiedzić okolicę i może natrafić na jakiś trop do atrybutu. Poszedłem przed siebie. Po jakiś 15 minutach doszedłem do brzegu morza. Może nie dokładnie, bo stałem na krawędzi stromego klifu. Widok był przepiękny. Odwróciłem głowę w lewo i zobaczyłem kogoś. Siedziała sama na kamieniu, parę metrów ode mnie, ale nie zauważyła mojej obecności. Oczy w kolorze morza patrzyły na ocean, włosy owiewały jej twarz. Jedną nogę przyciągnęła do piersi i objęła rękoma. Drugą postawiła na ziemi. Miała smutny wyraz twarzy. Postanowiłem podejść do niej i pogadać. Zaszedłem ją od tyłu i złapałem w pasie. Dziewczyna krzyknęła i szybko się obróciła. Uśmiechnąłem się do niej.
-Boisz się mnie? – zapytałem i usiadłem obok niej na głazie.
-Nie, ale teraz mnie wystraszyłeś. Myślałam, że to jakiś potwór czy coś – powiedziała patrząc mi w oczy. Wciąż była smutna.
-Nila, co jest? – odwróciła głowę – coś się stało? Może mogę jakoś pomóc?
-Nie przejmuj się mną – ucięła krótko i wstała. Poszedłem w jej ślady. Złapałem za jej nadgarstek.
-Nila, widzę że coś się dzieję, nie umiesz tego ukryć – powiedziałem stanowczo.
-Naprawdę nic mi nie jest.
-No dobra jak nie chcesz mówić to cię nie zmuszę.
-Dziękuję – gdy to wypowiedziała, wytrzeszczyła oczy. Złapała mnie za rękę. – Wiej! – krzyknęła i pobiegła, ciągnąc mnie za sobą. Zdążyłem tylko się odwrócić. Zobaczyłem czarną postać zwierzająca w naszą stronę. Przyspieszyłem. Biegliśmy nie patrząc za siebie, ani pod nogi. Nagle gwałtownie zahamowaliśmy. Staliśmy na krawędzi klifu. Nie mieliśmy gdzie uciec. Postać była parę metrów od nas.
-Co to teraz robimy? – zwróciłem się do dziewczyny. Ta spojrzała za siebie, oceniając ile metrów jest w dół, potem popatrzyła mi w oczy.
-Ufasz mi?
-Tak.
-Powierzyłbyś mi swoje życie? Nie rozumiałem po co mnie o to pyta.
-No pewnie. Uśmiechnęła się blado. Złapała mnie za rękę. Odsunęliśmy się od krawędzi. Dopiero teraz zrozumiałem co ona chce zrobić. Nie zdążyłem zaprotestować. Rozpędziliśmy się i skoczyliśmy do oceanu. Tafla wody zbliżała się z ogromną szybkością. Nila objęła mnie w pasie. To było miłe, chociaż zaraz miałem zginąć. Kiedy byliśmy bardzo blisko wody, dziewczyna odwróciła się tak, że ona pierwsza miała dotknąć cieczy. Kiedy uderzyłem o lustro, powinienem poczuć jakiś ból, nie? Ale niczego takiego nie było. Kiedy byliśmy pod powierzchnią, córka Posejdona utworzyła wokół nas bąbel powietrza, w którym się unosiliśmy.
-Dzięki – powiedziałem.
-Nie ma sprawy – odpowiedziała. Rozejrzałem się dookoła. Nic ciekawego nie zauważyłem.
-Patrz! – wskazała mi coś ręką. Spojrzałem tam. Jakieś sto pięćdziesiąt metrów od nas leżał trójząb. Atrybut i symbol władzy Posejdona, ojca Percy’ego i Nili.
-Pójdę po niego, ty tu zostań – nakazała mi i już chciała wyjść z bąbla powietrza, ale ją powstrzymałem.
-Nie możesz pójść sama.
-Niby dlaczego?
-A jak cos cię zaatakuje?
-Potrafię zadbać o siebie – i popłynęła, zostawiając mnie samego. Próbowałem podążać za nią w tej kuli, ale ruszałem się jak mucha w smole. Kiedy Nila była przy trójzębie, odetchnąłem z ulgą. Nic jej nie zaatakowało, ani mnie. Już miała dotknąć atrybutu, kiedy nie wiadomo skąd pojawiły się syreny. Nie takie jakie możemy oglądać w bajkach. Piękne, miłe syrenki. Oj nie. Miały dziwnie chorobliwy odcień zieleni, ich włosy przypominały zgniłe wodorosty, a zamiast zębów miały same ostre i podkreślam ostre, żółte kły. Próbowałem krzyknąć do dziewczyny, aby uważała, ale bańka była dźwiękoszczelna. Potwory rzuciły się na córkę Pana Mórz. Brzydsze siostry Małej Syrenki atakowały, gryzły, szarpały moją przyjaciółkę. Ta próbowała się ich pozbyć przy pomocy miecza, ale przeciwniczki były szybsze. Próbowałem podpłynąć do niej, ale nie dałem rady. Jedna z nich w końcu mnie dostrzegła. Przypłynęła do mnie i wyszczerzyła do mnie swoje kły. Aż cofnąłem się.
-Córunia Posejdona, przyprowadziła towarzystwo – syknęła. Jej oczy miały kolor zarośniętego jeziora.
-Zostawcie ją! – warknąłem. Syrena zaczęła się śmiać.
-Nawet nie wiesz, jak smaczne są dzieci Pana Mórz – oblizała wargi przypatrzyła mi się dobrze – syn Apolla? Tobą też nie pogardzimy. Wkurzyłem się. Aktywowałem swój miecz i rzuciłem się na nią. Bańka z powietrzem prysnęła. Zdążyłem tylko nabrać w płuca trochę tlenu. Zamachnąłem się na potwora. Z łatwością uniknęła ciosu. Spojrzałem na Nilkę. Dzielnie się trzymała, ale miała kilka ran i powoli opadała z sił. Przecież jesteśmy w wodzie, to czemu rany się nie zabliźniają? Moje rozmyślania przerwała moja przeciwniczka. Rzuciła się na mnie z pazurami. Odciąłem jej kilka pasemek włosów.
-Sssss, nie daruję ci tęgo – zagroziła. Drasnęła mnie w udo. Prawie syknąłem z bólu. Połączenie rany i słonej morskiej wody, nie jest dobre. Zamachnąłem się i wbiłem miecz w pierś syreny. Rozpadła się w szary muł. Podpłynąłem do heroski. Powoli brakowało mi powietrza. Dziewczyna mnie zobaczyła. Pokiwała głową i wbiła ostrze w przedostatnią potworzyce. Została jedna.
-Myślicie, że wam się uda?
-Tak, jesteś jedna, a nas jest dwójka. Raczę ci uciekać – powiedziała Nila. Syrena uśmiechnęła się do niej.
-Zaraz się przekonamy – i rzuciła się na morskooką. Ja też zaatakowałem. Syrena wbiła kły w ramię dziewczyny, a ja wbiłem jej ostrze w plecy. Zostaliśmy tylko my. Moja przyjaciółka nagle zzieleniała na twarzy. Gdyby była na lądzie na pewno by upadła. Nagle wokół niej była kurtyna piachu. Kiedy opadła, miała zamiast nóg zielony ogon. Zmieniła się w syrenę. Zamiast bluzki miała stanik z muszli. Spojrzała na siebie i pokręciła głową. W jej oczach zobaczyłem panikę. Wskazała ręką na górę, żebym się wnurzył. Tak też zrobiłem. Kiedy miałem już głowę powyżej powierzchni wody zaczerpnąłem powietrza. Obok mnie pojawiła się zaraz Nila. Miała morski woreczek i nową karteczkę. W oczach widziałem wciąż narastającą panikę.
-Co ja mam robić? – zapytała się mnie łamiącym głosem. I co ja miałem powiedzieć? Że nie wiem? Musiałem ją jakoś pocieszyć.
-Spokojnie, coś wymyślimy – powiedziałem bez przekonania. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach. Podpłynąłem do niej i przytuliłem.
-Ciii, wszystko się jakoś ułoży – szeptałem jej do ucha. Spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami.
-Chodź, zabiorę cię na brzeg – i popłynęliśmy. Znalazłem mały kawałek plaży i tam usiadłem. Nila została w wodzie. Machała wciąż ogonem.
-Super, zawsze chciałam zostać rybą.
-Oj chyba wyczuwam sarkazm – powiedziałem z lekkim uśmiechem. Oczywiście przez to zostałem ochlapany. Wpadłem na pewien pomysł. – Nila podaj mi rękę.
-Po co? – zapytała podejrzliwie.
-Daj, muszę coś wypróbować – podała mi dłonie. Złapałem je i próbowałem się skupić. Ale nie udawało mi się przy niej. Wciąż się rozpraszałem. Puściłem ją i pokręciłem głową. Poklepała mnie po kolanie. Podniosłem na nią wzrok. Uśmiechała się delikatnie.
-Idź do reszty i kontynuujcie misję. Jak będziecie podróżować po wybrzeżu to będę z wami.
-Nie zostawię cię – przewróciła oczami.
-Już raz mnie zostawiłeś, zapomniałeś?
-Zostawiłem cię, aby cię do cholery chronić, rozumiesz?! – w końcu to powiedziałem. Wytrzeszczyła na mnie oczy.
-Niby, przed czym chronić?
-Dowiedziałem się, że jestem herosem. Zaczęły mnie atakować potwory. Nie chciałem cię narażać na niebezpieczeństwo, więc oddaliłem się jak tylko mogłem. Nawet nie wiesz jak to cholernie bolało. Zależało mi na tobie i to bardzo. Ale bałem się, że może coś ci się stać – po tych słowach spuściłem wzrok. Poczułem, że ktoś mnie przytula. To była Nila. Miała łzy w oczach, ale się uśmiechała.
-Dylan, ja… ja… dziękuję, ale nie musiałeś się o mnie troszczyć – spojrzała mi w oczy – czy jak wiadomo, że i ja jestem półbogiem, to mnie już nie zostawisz?
-Nigdy – odwzajemniłem uścisk.
-Ekhem – usłyszałem nad sobą. Podniosłem wzrok. Nade mną stał mężczyzna w średnim wieku o czarnych oczach i morskich oczach. Ubrany był w zieloną koszulę hawajską i ciemne bermudy. Miał pogodny wyraz twarzy, ogólnie był przystojny – Nie chcę wam przeszkadzać w tak wzruszającej chwili…
-Posejdon? – zapytałem głupio.
-Tata? – odezwała się Nila. Ciekawe kogo pytanie było durniejsze?
-Tak. Nila podaj mi rękę. Dziewczyna posłusznie wykonała prośbę? Rozkaz? Sugestie? Mniejsza z tym. Kiedy Pan Mórz ścisnął dłoń córki, ona znowu zmieniła się w człowieka. Pomógł jej stanąć na brzegu. Patrzyli sobie w oczy. Mężczyzna lekko się uśmiechał, a moja przyjaciółką była lekko spięta.
-Miło mi cię widzieć, córko – powiedział.
-Posejdonie, czemu tu jesteś? Przecież Zeus zakazał bogom kontaktu z ich śmiertelnymi dziećmi.
-Może i tak, ale chciałem, żebyś mnie w końcu poznała. I chyba miałaś mały problem.
-Yyy, tak i dziękuję bardzo. Ale czemu dopiero po 16 latach?
-Po śmierci twojej matki, bałem się o ciebie. Zataiłem twoje moce, aby żaden potwór ich nie wyczuł. Dopiero w obozie zdjąłem ochronę. Przez te wszystkie lata nie miałaś zdolności, takie jak miał Percy.
-Czyli powinnam ci podziękować?
-Nie musisz, nie masz za co.
-Ale i tak dziękuję. Ale mam jeszcze jedno pytanie.
-Tak?
-Dlaczego wybrałeś moją mamę? Co było w niej wyjątkowego? Bóg się zamyślił.
-Kiedyś ci powiem. Teraz muszę iść. Trzymaj się córko. I ty też Dylan – skłoniłem się – pamiętaj, że ja wszystko widzę i wiem o czym myślisz – ostrzegł mnie. Kiedy Pan Mórz zniknął, Nila popatrzyła na mnie.
-O co mu z tym ostatnim chodziło? – zapytała.
-Nie mam pojęcia – skłamałem. Tak naprawdę doskonale zrozumiałem jego słowa. Wdrapaliśmy się na górę, co było trochę trudne i męczące. Poszliśmy do motelu, gdzie byli nasi przyjaciele. Przez całą drogę rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Właśnie takich zobaczyli nas koledzy. Spojrzałem na Leo. Malowała mu się na twarzy zazdrość pomieszana z ulgą. Ale z powodu tego, że ona żyje czy z innego. Przypomniał mi się teraz sen. Opowiedzieliśmy im o naszej przygodzie. Nila wyjęła z kieszeni karteczkę. Miała kolor wyblakłej żółci.
-Wiadomości wszędzie zanosi,
Przy tym wielkie brzemię nosi.
Aktualnie w Phoenix przebywa,
Nowych klientów tam zdobywa.
-To teraz Hermes, zgadza się? – odezwała się Hazel. Pokiwałem głową. Ciekawe, co tam nam się przydarzy.

piątek, 12 września 2014

Rozdział 12

Percy
Niby nie boję się zamków strachów itp., ale ten mnie przerażał. Był to rozkładający się drewniany domek, pomalowany na czarno. Okna były powybijane, niektóre deski odpadły, tak jak i dachówki. Pachniało tam zgnilizną, jakby nikt tam nie sprzątał od paru lat albo stuleci. No ale trzeba znaleźć ten hełm. Kiedy stanęło się na desce, rozległo się głośne skrzypienie. Szedłem pierwszy razem z Annabeth. Za nami kroczyła córka Pana Mórz z Leo. Dziewczyna była przerażona. Widziałem to w jej oczach. Podszedłem do niej i objąłem ramieniem.
-Spokojnie, nie ma się tu czego bać – próbowałem ją uspokoić. Nagle usłyszałem kroki, choć nikt z nas się nie poruszał. Następnie rozległo się przerażające wycie. Złapałem siostrę za rękę i pobiegłem przed siebie. Pomyślałem, że trzeba jak najszybciej zdobyć ten atrybut i się stąd wynosić. Ciągnąc za sobą Nilę, nie zwróciłem uwagi na moich przyjaciół. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Nikogo nie widziałem.
-Annabeth! – zacząłem krzyczeć w ciemny korytarz, z którego wybiegliśmy. Zero reakcji.
-Leo! Dylan! Ktokolwiek! – wrzeszczała córka Posejdona na skraju histerii.
-Kurde, mieliśmy się nie rozdzielać – powiedziałem sam do siebie.
-Percy, to nie twoja wina – próbowała mi wytłumaczyć.
-Właśnie, że moja. Ja tu jestem przywódcą, ja biorę odpowiedzialność za wszystkich. Jeżeli komuś coś się stanie – walnąłem pięścią w ścianę i już nie dokończyłem mojej wypowiedzi, bo spadłem w jakąś dziurę. Oczywiście pociągnąłem za sobą siostrę. Jeżeli myślicie, że zachowałem zimną krew i byłem gotowy na to co mnie czeka, to się mylicie.
-Aaaaa – wrzeszczałem razem z córką Posejdona. Lot w dół nie trwał długo. Za to upadek był bolesny i to bardzo. Upadliśmy na coś twardego. Kiedy wstaliśmy i otrząsnęliśmy się z kurzu i pajęczyn, rozejrzeliśmy dookoła. Byliśmy jakby w podziemnej komnacie. Ściany jak i podłoga, na której przed chwilą leżeliśmy były z kamieni. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające różne drastyczne sceny śmierci herosów. Na sam widok przeszedł mnie dreszcz. Nie pomagało nawet światło ze świec, które były na ścianach. Dawało to raczej efekt grozy. Naprzeciwko nas było ogromne dwuskrzydłowe dębowe drzwi. Podeszliśmy do nich. Spojrzałem na moją siostrzyczkę. Była blada jak ściana. Pokiwała do mnie głową. Pchnąłem drzwi. Przed nami pojawił się długi korytarz. Był urządzony w takim samym stylu jak komnata. Przeszliśmy parę kroków, kiedy Nila wrzasnęła. Odetkałem Orkan gotowy bronić siebie i ją, ale niczego nie zauważyłem. Popatrzyłem pytająco na dziewczynę. Wskazała coś ręką. Przeniosłem tam wzrok. Zobaczyłem tylko jakieś robactwo. Parsknąłem śmiechem.
-Boisz się owadów? – zapytałem z uśmiechem na twarzy. Zgromiła mnie wzrokiem i ruszyła dalej. Poszedłem za nią. Póki co nic się nie działo. Straciłem na chwilę czujność. I to był mój błąd, za który mogłem zapłacić życie. Stawiałem kroki, nie patrząc na otoczenie. Usłyszałem warknięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem piekielnego ogara. Biegł w moim kierunku. Był za blisko i szybko się poruszał. Nie miałem szans nawet ciąć mieczem. Zostało tylko jedno. Uciekać. Biegłem ile sił w nogach, ale potwór wciąż siedział mi na ogonie. Wtedy przypomniało mi się coś. Nila! Odwróciłem się w czasie biegu, ale jej nie zauważyłem. Miałem tylko nadzieję, że nic jej nie jest. Skręciłem w pierwszy lepszy korytarz. Pech chciał że był to ślepy zaułek. Odwróciłem się do psa, jak można to nazwać. Popatrzyłem w te wielkie czerwone ślepia. Jedyną ucieczką było przejście między jego nogami, ale to nie wchodziło w rachubę. W takim razie musiałem zaatakować i znaleźć moją siostrę. Rzuciłem się na ogara. Ciąłem mu po łapach, twarzy, grzbiecie, ale nic z tego. Potwór chyba troszeczkę się zdenerwował. O mało nie zjadł mi ręki. Niestety straciłem miecz. Orkan poleciał parę metrów za bestią. No super, pomyślałem, skończę jako przekąska dla ogromnego psa. Powoli się cofałem. Miałem nadzieję, że znajdę jakiś magiczny guzik i ściana ustąpi. Ale nie. Kiedy ogarek był jakiś metr od mnie, czułem jego oddech. Nic przyjemnego. Nagle zobaczyłem moją siostrę. Siedziała na grzbiecie bestii trzymając w ręku miecz. Zamachnęła się i wbiła ostrze w kark. Potwór zawył z bólu i strącił Nilę z siebie. Dziewczyna poleciała do tyłu i uderzyła głową o podłogę. Piekielny ogar zamienił się w kupkę złotego proszku. Pobiegłem do córki Posejdona. Leżała nieprzytomna. Poklepałem ją po policzku. Zero reakcji. Próbowałem wyczuć puls, ale nie znalazłem. Poczułem wzbierającą się we mnie panikę. Złapałem ją za ramiona.
-Nila, Nila – krzyczałem – proszę obudź się, błagam. Po policzkach popłynęła mi łza. Nachyliłem się nad twarzą dziewczyny, szukając, jakich kolwiek oznak, że żyje. Zacisnąłem szczeki. Kilka kropel łez spadło na nią. Otarłem sobie twarz. Jak mogłem dopuścić do śmierci mojej siostry? Poświęciła się, żeby mnie ratować. Chociaż niedawno dowiedziała się, że jest półbogiem to już stała się herosem. Nagle zobaczyłem, że zaczyna otwierać oczy. Wezbrała się we mnie iskierka nadziei.
-Co… co się stało? – zapytała słabym głosem. Ścisnąłem ją, uśmiechając się przy tym.
-Ty żyjesz, dzięki bogom – powiedziałem odsuwając się od niej.
-No pewnie, że żyję. I będę żyć jeszcze długo, żeby cię denerwować – wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Znowu ją uścisnąłem. Dobra trzeba się ogarnąć. Podałem jej rękę i pomogłem wstać. Otrzepała się z kurzu i przyjrzała mi się uważnie.
-Ty płakałeś? – zdziwiła się. Podrapałem się w tył głowy.
-Ja… myślałem, że nie żyjesz. I to przeze mnie.
-Ooo, jakie to słodkie. Następnym razem nie płacz tylko idź dalej – powiedziała i ruszyła przed siebie. Podążyłem za nią. Stanęliśmy na rozstaju. Popatrzyłem na dwa korytarze. Oba wyglądały tak samo.
-Którym idziemy? – zwróciłem się do Nili. Wzruszyła ramionami.
-POMOCY!!! – usłyszałem krzyk Annabeth. Dochodził z korytarza po prawej. Ruszyłem tam biegiem. Moja siostra za mną.
-POMÓŻCIE MI! – tym razem to był głos Leona. Dziewczyna przyspieszyła i wyprzedziła mnie. Zauważyłem w jej oczach determinację i strach. W przypływie adrenaliny poruszaliśmy się bardzo szybko. Dobiegliśmy do metalowych drzwi. Takich, jakie są w więzieniu, z taką małą kratą, żeby można pilnować więźnia. Spojrzeliśmy przez nią. W środku leżeli nasi przyjaciele. Każdy z nich był ranny i krwawił. Próbowałem otworzyć drzwi, ale nie drgnęły nawet. Nila też próbowała. Bez skutku. Kiedy użyłem miecza, drzwi ustąpiły. Wbiegliśmy do środka. Podbiegłem do mojej dziewczyny. Jej koszulka była w strzępach, a ona posiniaczona, ranna i cała we własnej krwi.
-Annabeth, co się stało? – zapytałem, próbując jej dotknąć. Gwałtownie się od mnie odsunęła.
-Nie uratowałeś mnie – powiedziała głucho. Spojrzałem w jej oczy. Miały dziwny kolor. Nie taki jak zwykle.
-Ann, ja próbowałem… – zacząłem się bronić.
-I co z tego? Przez ciebie nie żyję! Reszta naszych przyjaciół też! I to twoja wina! Nie umiałeś nas ochronić! Widziałeś tylko czubek własnego nosa! – zaczęła się na mnie wydzierać. Coś było nie tak. Uniosłem głowę. Nila rozmawiała z Leo, ale on mówił to samo co córka Ateny. Moja siostra miała łzy w oczach. Odwróciłem się do blondynki. Czułem, że jest z nią coś nie tak.
-Ann, co ci jest?
-Przez ciebie nie żyję, Percy! – wydarła się na mnie. Nagle kątem oka coś zauważyłem. Czarny hełm Hadesa. Już miałem po niego iść, kiedy ktoś złapał mnie za bluzkę i pociągnął w dół. Uderzyłem z hukiem o podłogę. Zobaczyłem nad sobą moją dziewczynę.
-A ty dokąd się wybierasz? – syknęła. To na pewno nie ona. Nagle przemieniła się w swoja prawdziwą formę, zresztą jak inni.
-Erynia – warknąłem. Parsknęła śmiechem.
-Jaki ty domyślny, synu Posejdona. Poznaj moje pozostałe siostry – powiedziała wskazując na resztę potworów. Cztery rzuciły się na mnie, a trzy na Nilę. Ciąłem mieczem na lewo i prawo, próbując zabić sługuski Pana Podziemi. Jedna z nich rozdarła mi policzek. Poczułem ciepłą ciecz na twarzy. Zignorowałem to i wbiłem jej ostrze w brzuch. Po długiej walce w końcu pozbyłem się wszystkich zerknąłem za siostrę. Stała ze zwieszonym mieczem i wpatrywała się w chudego, ciemnowłosego chłopaka.
-Ni..Nico? – jąkała się. Chłopak wyszczerzył zęby.
-Nila, to nie Nico. To erynia, zabij ją – krzyknąłem do niej. Pokręciła głową. Widać było, że nie da rady. Sam rzuciłem się na potwora i zamieniłem go w kupkę pyłu. Spojrzałem na dziewczynę. Zakryła twarz w dłoniach i usiadła na podłodze. Przysiadłem obok niej.
-Nila, nie przejmuj się. Dobrze sobie poradziłaś – pocieszałem ją.
-Percy, ja, ja myślałam, że to jest naprawdę – powiedziała patrząc mi już w oczy.
-Ja też, ale w przepowiedni, było że nikt nie zginie, spokojnie.
-Ja nie powiedziałam ci czegoś.
-Czego?
-Kilka dni temu miałam sen. Przyśniło mi się, ze wszyscy leżeliście martwi, a potem usłyszałam przepowiednie. Inną przepowiednie.
-Pamiętasz jaką? Pokiwała głową.
-Przez jeden wybór śmierć nastanie,
Długo zajmie sposobu poznanie.
Miłość zawsze znajdzie drogę,
Ale pamiętać trzeba jako przestrogę.
Ten kto nieskory do pomocy,
Zrobi wszystko co w jego mocy. Nie wyglądało to optymistycznie.
-Dobra, teraz musimy zabrać ten hełm – wskazałem go ręką – i znaleźć resztę. Kiedy dotknąłem atrybutu, zmniejszył się i tak jak ostatnio, pojawił się czarny woreczek i morska karteczka. Jak ja chowałem hełmik, Nila przeczytała liścik.
-Cały żywioł pod jego mocą,
Najbardziej służy herosom pomocą.
w San Diego teraz panuje,
I z delfinami sobie obcuje.
-O, to chyba spotkamy naszego tatusia – powiedziałem z uśmiechem. Dziewczyna tylko pokiwała głową. Wyszliśmy z sali i jakoś szybko znaleźliśmy wyjście z domu. Na zewnątrz wszyscy na nas czekali.
-No w końcu, martwiliśmy się o was – powiedziała Piper. Annabeth rzuciła mi się w ramiona. Pocałowałem ją i opowiedziałem wszystkim to co przeżyliśmy w środku. Na szczęście nikt mi nie przerywał.
-No to teraz do San Diego, do Starego Wodorosta – stwierdził Jason. Oboje z Nilą zgromiliśmy go wzrokiem. Potem każdy wybuchł śmiechem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej :) jak tam wam minął ten tydzień w szkole? Ja już miałam trzy kartkówki... a w następnym tygodniu wypracowanie z Pana Tadeusza ughhh , ale jakoś żyję :) dobra po co się rozpisywać, jak i tak tego nikt nie czyta, Papa ;*








sobota, 6 września 2014

Rozdział 11

Annabeth
Byłam dumna z Percy’ego, że tak dzielnie przeżył podróż samolotem. Zeus na szczęście był dla nas łaskawy i spokojnie wylądowaliśmy na drugim końcu Stanów. Udaliśmy się do centrum. Stanęliśmy przy jakieś fontannie. Usiedliśmy i zaczęliśmy dyskutować.
-No to jak nie wejście do Hadesu, to niby gdzie może być ten hełm? – zapytał Frank.
-Hmmm – odpowiedział Percy. Nie no, mój chłopak ostatnio nie grzeszy inteligencją.
-Tylko później nie dziw się, że nazywam cię Glonomóżdżkiem – zwróciłam się do syna Posejdona – musimy znaleźć miejsce, które kojarzy się nam z Hadesem – stwierdziłam. Wszyscy zaczęli się zastanawiać. Pierwsze, co mi przyszło do głowy to jakiś dom strachów. Pan Podziemi kojarzony jest zawsze z upiorami i strachem. Ale czy to na pewno dobre skojarzenie?
-Może jakieś muzeum kamieni szlachetnych? – zaproponowała Hazel. To też mogło być dobre rozwiązanie. Hmmm. I co tu wybrać?
-Albo dom strachów lub coś takiego? – powiedział Jason. Spojrzałam na Nilę, która zrobiła wielkie oczy. Wyglądała na przerażoną. Podeszłam do niej i odeszłam z nią na bok. Popatrzyłam jej w oczy. Czaił się w nich strach.
-Nila, co jest? – zapytałam. Przełknęła głośno ślinę.
-Od dzieciństwa prawie wszystkiego się boję. A ten dom strachów. Coś czuję, że nie będzie tam bezpiecznie – odpowiedziała cicho.
-Spokojnie – położyłam jej rękę na ramieniu – nie ma się tam, czego bać. Obiecuję. Strach nie jest czymś wstydliwym, każdy się czegoś boi – pomyślałam tutaj o sobie.
-Chyba nie wszyscy. Ty na pewno niczego się nie boisz. Ani nikt z naszej grupy – westchnęła – może nie tyle, że boję się duchów itp. Po prostu przeraża mnie to oczekiwanie, aż coś się stanie. Dlatego nie oglądam nawet horrorów – wyznała. Współczułam jej trochę.
-Wszystko będzie dobrze. Na przykład ja boję się pająków – opowiedziałam jej o moich lekach, które podzielałam razem z resztą mojego rodzeństwa. Kiedy skończyłam, widziałam że dziewczyna chce coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymała. Czułam, że ma jeszcze jakiś strach. Zastanawiałam się, jaki. Wyglądała przecież na kogoś, kto nie boi się niczego. Może to tylko pozory, które zawsze mylą?
-Chodźmy, sprawdzimy co ustalili – pociągnęłam ją znowu do przyjaciół.
-Powinniśmy się rozdzielić – kłócił się Jason – szybciej nam pójdzie.
-Może i szybciej, ale dużo ryzykujemy – powiedział Percy – w przepowiedni jest, że dwójka herosów będzie schwytana. Nie możemy pozwolić na to na samym początku misji.
-Przecież nie będziemy chodzić pojedynczo, tylko w dwóch grupach, spokojnie – próbował przekonać go syn Jupitera.
-Nie ma mowy – zaprzeczył mój chłopak. Percy miał racje. Mieliśmy się nie rozdzielać. Może i szybciej by nam poszło jakbyśmy się podzielili, ale razem będzie bezpieczniej. Spojrzałam na moją młodszą przyjaciółkę. Już się na szczęście uspokoiła. Przeniosłam wzrok na chłopaków. Zagwizdałam. Wszyscy na mnie popatrzyli.
-Moim zdaniem, powinniśmy chodzić razem, bez dzielenia się na grupy. Ale to nie ja przewodzę misją, tylko nasze morskie rodzeństwo. Znamy już zdanie Percy’ego. Trzeba teraz wysłuchać jego siostry – przeniosłam wzrok – Nila, co ty proponujesz?
-Zgadzam się z bratem. W grupie jest bezpieczniej i mamy większą siłę. Kiedy byśmy się rozdzielili, mogło by nas rozpraszać myśl, co robi druga grupa – powiedziała pewna siebie – zaczniemy od tych kamieni szlachetnych. Wie ktoś może gdzie znajdziemy jakąś wystawę? Każdy przeniósł wzrok na Hazel. Jako jedyna z nas umiała wyczuć drogocenne kamienie itp.
-Za rogiem jest muzeum geologii. W jednej z sal jest ekspozycja na ten temat – odpowiedziała i wskazała ręką kierunek. Poszliśmy, więc tam. Akurat dziś był wstęp wolny, co przyjęliśmy z wielkim entuzjazmem. Bilety lotnicze trochę nadszarpnęły nam budżet. Weszliśmy do budynku. Ściany były białe, które mocno kontrastowały z ciemną drewnianą podłogą. Przeszliśmy przez hol, w którym stały gabloty ze przewodnimi skamieniałościami minionych epok np. belemnity, amonity, trylobity i wiele innych. Nikogo to raczej nie interesowało. Nawet mnie. Gdyby to było muzeum sztuki, to co innego. Tym razem miałabym z kim rozmawiać. Musieliśmy przejść prawie przez całe muzeum, aby dojść do naszego celu. Po drodze widzieliśmy różne inne skamieniałości, skały i minerały. W końcu dotarliśmy. Przed wejściem stała tabliczka. „Kamienie szlachetne – cuda z ziemi”. Bardzo wymyślna nazwa, nie ma co. Rozeszliśmy się po sali. Niektóre eksponaty zapierały dech w piersiach. Były przepiękne. Stałam akurat nad granatowych i oszlifowanym szafirem, kiedy ktoś objął mnie w pasie. Podniosłam wzrok znad kamienia i ujrzałam morskie tęczówki mojego chłopaka. Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam gest.
-Ładny, prawda? – skinął głową w stronę gablotki.
-Przepiękny, chciałabym kiedyś taki mieć – powiedziałam.
-Na przykład na pierścionku zaręczynowym? – zapytał unosząc jedną brew i ponownie szczerząc zęby.
-No mogło by być – odpowiedziałam i wydęłam usta. Chłopak się roześmiał.
-Zobaczy się, jak wrócimy.
-Mam taką nadzieję – pocałowałam go w usta. Chłopak przybliżył się do mnie i pogłębił pocałunek. Mogłabym tak stać w nieskończoność. Nic się wtedy dla mnie nie liczyło. Byłam tylko ja i on. Usłyszałam chrząknięcie. Odsunęłam się od syna Posejdona i zobaczyłam, że przygląda nam się Nila. Miała skrzyżowane ręce na piersi i kręciła głową.
-I kto tu się mnie czepia, co? – zwróciła się do Percy’ego. Parsknęłam śmiechem. Przypomniała mi się sytuacja sprzed … dwóch dni?
-Ja po pierwsze jestem starszy – zaczął się bronić – a po drugie, co cię obchodzi, co ja robię i z kim. Teraz nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Kłótnie między tą dwójką jakoś zawsze mnie rozśmieszały.
-Mogę nie zwracać na to uwagi, spoko. Ale pamiętaj – pogroziła mu palcem – nie zamierzam zostawać w tak młodym wieku ciocią. Nie wiedziałam jak zareagować.
-Przykro mi Nila, za późno – powiedziałam śmiertelnie poważna. Dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy, ale nic nie powiedziała. Za to Percy wyglądał jakby zobaczył ducha. Zbladł i patrzył mi w oczy.
-Co… co …co? Jak? Przecież… nie, to niemożliwe – zaczął się plątać. Ledwo wytrzymałam, żeby się nie roześmiać. Wiem, że było to okrutne, ale przynajmniej zabawne.
-Nie cieszysz się? – zapytałam udając, że powstrzymuję się od płaczu. Chłopak się otrząsnął i złapał mnie za ręce. Spojrzał mi głęboko w oczy.
-Cieszę się Annabeth. Tylko trochę mnie zaskoczyłaś – wyznał – obiecuję, że jak wrócimy to będę się tobą zajmował najlepiej jak umiem. Naszym dzieckiem też – i przytulił mnie. Ledwo się powstrzymałam od śmiechu. Nila chyba zrozumiała, że żartuje bo wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Z jednej strony śmiałam się z naiwności Percy’ego, a z drugiej cieszyłam się , że mam takiego chłopaka. Inny pewnie by powiedział, że to nie jego dziecko i by mnie zostawił. Ale nie on. Kochałam go za to. Nachyliłam się nad jego uchem.
-Żartowałam kochanie – szepnęłam. Podniósł na mnie wzrok.
-Naprawdę? – chciał się upewnić.
-Tak – potwierdziłam. Myślałam, że odetchnie z ulgą lub co. Ale znowu mnie zaskoczył. Przytulił mnie i pocałował.
-Kocham cię, moja kłamczucho – powiedział. Uśmiechnęłam się.
-Ej tam gołąbeczki, skończyliście już? – zawołał do nas Jason. Podeszliśmy do pozostałych, którzy stali przy wyjściu.
-I co, znaleźliście coś? – zapytałam.
-Niestety nic tu nie ma, musimy szukać gdzie indziej – odpowiedział Frank. Pokiwałam głową.
-Dom strachów? – zaproponowała Piper. Wszyscy zgodziliśmy się, choć córka Posejdona niechętnie. Wyszliśmy z muzeum i skierowaliśmy do najbliższego zamku upiorów. Na nasze szczęście, jeden był niecałe 30 min od miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Udaliśmy się tam. Myśleliśmy, że będzie to jakaś atrakcja turystyczna czy coś. Ale nie znaleźliśmy żadnej kasy ani informacji. Dziwne trochę. W dodatku był on na uboczu.
-No to wchodzimy – powiedziałam, łapiąc za rękę mojego chłopaka.
-Yhm – usłyszałam w odpowiedzi. Sądziłam, że nie będzie to takie straszne. Myliłam się, co do tego.

poniedziałek, 1 września 2014

one shot - Ale jak on żyje to wszystko się komplikuje

Dawno, dawno temu, ale nie w jakiejś prehistorii, nie aż tak daleko, bez przesady. Może tak XV albo XVI wiek? Zresztą nieważne, nie ma to być podręcznik do historii. Przenosimy się do czasów kiedy na morzach i oceanach grasowali piraci. Myślicie pewnie : o pewnie będzie pisać o tęgich chłopach, którym tylko alkohol i kobiety w głowie. No po części tak, ale będzie to raczej romansidło. Oh i ah i blee. Nie lubię za bardzo historii miłosnych, ale to co wymyśliłam, mam nadzieję, nie będzie takie złe. Ale z resztą, wy to oceniacie. Tak więc, na czym to ja skończyłam. A już pamiętam. No więc skaczemy do przeszłości, do państwa które nie istnieje, ale jest położone nad Atlantykiem. W państwie panuję król wraz ze swoją małżonką. Panują sobie spokojnie. Są dobrymi władcami. Mają jedną córkę. Jest ich oczkiem w głowie. Przez ostatnie lata krajowi nic nie zagrażało. Niedawno dotarte wieści mówią o atakach piratów. Król zlekceważył niestety to. Musiał za to słono zapłacić… Ale usłyszycie to raczej od naszych głównych bohaterów. Zapraszam.
***
Obudziłam się dość wcześniej. Usiadłam na ogromnym łóżku i przetarłam oczy. Obiegłam wzrokiem moją komnatę. Niebieskie ściany ładnie wpasowały się do ciemnych, ciężkich mebli. Naprzeciwko mnie stał regał z książkami, które kocham czytać. Trochę na prawo znajdowało się wielkie biurko. Siedząc na miękkim krześle widziało się całe wybrzeże. Na drugim końcu była szafa, a w niej przeróżne suknie. W kufrach znajdowały się tuziny par butów, niektóre nigdy nienoszone. Na ścianach wisiały obrazu ukazujące krajobrazy z naszego królestwa, sady, ogrody, ocean i inne takie. W rogu stała jeszcze moja toaletka. Postawiłam stopy na podłodze i poszłam odsunąć zasłony. Wyjrzałam przez okno. Słońce już wzeszło, ludzie zaczęli swoją pracę. Lekko się uśmiechnęłam. Podeszłam do lustra. Ciemnoblond, falowane włosy spadały kaskadą na plecy i ramiona. Westchnęłam. Nigdy ich nie lubiłam, choć każdy mówił mi, że są piękne i też chciałby mieć takie. Ale ja uważam inaczej. Czasem mam ochotę ściąć je na krótko, ale jakoś boję się. Związałam je w warkocz. Obmyłam twarz i wytarłam się ręcznikiem. Znowu spojrzałam na swoje odbicie. Duże morskie oczy patrzyły na mnie, pełne malinowe usta wykrzywiły się w uśmiechu. Ogólnie nie miałam nic do swojego wyglądu, chociaż … nie, wszystko mi pasuje. Odeszłam od toaletki i stanęłam przed szafą. Cóż by tu wybrać? Zastanówmy się. Wzięłam długą, kremową suknię. Założyłam ją i przyjrzałam się sobie. Rękawy były trochę luźne i sięgały mi nadgarstków. Ramiona miałam odsłonięte. Dekolt nie był głęboki, widać było mi tylko obojczyki. Do pasa suknia była dopasowana, a później spływała luźno w dół. Wybrałam beżowe baletki i wyszłam z komnaty. Udałam się na śniadanie. Byłam przekonane, że zjem je sama, bo rodzice byli bardzo zajęci sprawami królestwa. Nie byłam im tego za złe. Jestem jedyną ich córką, co oznacza, że ja po nich będę władcą. Ma się to stać za rok, w dniu moich osiemnastych urodzin. Weszłam do jadalni. Było to duże, ale przyjazne pomieszczenie. Ciemnoczerwone ściany, brązowe meble dodawały ciepła wnętrzu. Usiadłam za długim stołem. Od razu podeszła do mnie moja ulubiona służąca.
- Co podać, księżniczce? – zapytała melodyjnie. Miała na imię Rose. Była to dwudziesto-parę letnia dziewczyna, o miedzianych włosach i intensywnie zielonych oczach.
-Nie mam pojęcia, Rose. Może ty coś zaproponuj – uśmiechnęłam się do niej.
-Dobrze, już lecę do szefa kuchni, aby coś smacznego przygotował – powiedziała i znikła za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Przewróciłam oczami. Traktowałam ją jak starszą siostrę. Nigdy się nie wywyższałam z powodu mojego statusu. Położyłam łokieć o blat i oparłam głowę. Wiem, że nie przystoi tak robić, ale nikogo nie było.
-Och, nie ładnie tak trzymać rąk na stole – usłyszałam przy uchu. Aż podskoczyłam. Odwróciłam głowę i spojrzałam w niebieskie tęczówki chłopaka.
-Andrew, nie strasz mnie tak – oburzyłam się. Mój kuzyn usiadł na krześle obok.
-Nie denerwuj się tak, Clara – powiedział z uśmiechem na twarzy.
-Co cię do mnie sprowadza – odrzekłam poważnie.
-Jadę dziś do miasta, tak myślałem, może chcesz jechać ze mną? – uniósł jedną brew do góry.
-Dobrze wiesz, że ojciec nie pozwoli mi na to – odparłam.
-Ale on nie musi tego wiedzieć – popatrzył na mnie znacząco – to jak? Przegryzłam wargę. Rzadko wychodzę poza granicę zamku. Pokiwałam powoli głową. Chłopak uśmiechnął się i złapał mnie za nadgarstek. Ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Zdążyłam tylko złapać mój płaszcz. Na zewnątrz jest jeszcze chłodno. Może i był kwiecień, ale zima nie chciała szybko odejść. Andrew wsiadł na swojego konia i pomógł mi na niego wsiąść. Jechaliśmy z eskortą, 5 rycerzy na czarnych rumakach. Dojechaliśmy do miasta dość szybko. Zsiadłam z konia i rozejrzałam się dookoła. Ostatni raz byłam tutaj hmmm 5 lat temu? Strasznie długo. Praktycznie nic się nie zmieniło. Niskie domki, stragany, na których kupcy sprzedają przeróżne rzeczy. Ruszyłam powolnym krokiem. Założyłam kaptur na głowę, aby nikt mnie nie rozpoznał. Przechodziłam między mieszkańcami, przyglądając się im. Jakaś staruszka robiła cos na drutach, siedząc przed chałupką, dzieci biegały i śmiały się, chłopcy i dziewczęta w moim wieku, pomagały rodzicom lub rozmawiały ze sobą. Zazdrościłam im tego, że mogą normalnie żyć. Westchnęłam i ruszyłam dalej. Kątem oka zauważyłam, że jakiś chłopak, może w moim wieku albo starszy zabrał ze stoiska chleb. Chciałam zareagować, ale oddał bochenek dla jakiegoś chłopczyka. Wyglądał na sierotę i na głodnego. Na ten gest rozpromienił się i pobiegł w jakąś uliczkę. Uśmiechnęłam się i poszłam przed siebie. Nagle usłyszałam jakieś krzyki, wrzaski. Tłum ludzi zaczął zmierzać na główny plac. Podążyłam wraz z nimi. Na środku stało trzech mężczyzn, w tym jeden klęczał na ziemi. Dwóch znęcało się nad nim. Bili go, szarpali. Był młody. To chyba był ten sam co ukradł bochen chleba.
-Ukradł piekarzowi chleb, powinni go ściąć – usłyszałam rozmowę dwóch kobiet.
-Bez przesady, ale karę powinien ponieść – przeniosłam znowu wzrok na główną atrakcję. Większy uniósł miecz. Ten co był na ziemi, odwrócił twarz, tak że mogłam mu się lepiej przyjrzeć. Otworzyłam szerzej oczy. Przepchałam się przez tłum. Stanęłam między mężczyznami. Złapałam rękę tego z mieczem. Spojrzał na mnie twardo.
-Odsuń się dziewucho – warknął. Nie ustąpiłam.
-Zostaw go – rzekłam stanowczo. Zaśmiał się szyderczo.
-Bo co mi zrobisz? – zakpił. Zdjęłam kaptur. Od razu zrzedła mu mina.
-K..K.. Księżniczka Clara? – zająkał się – Nie wiedziałem, wybacz księżniczko – padł na kolana i zaczął zawodzić.
-Wybaczam – powiedziałam powoli – ale macie zostawić tego chłopaka.
-Dobrze, wszystko co zechcesz, pani – podniósł wzrok i wskazał na młodego mężczyznę – ale on jest złodziejem. Ukradł mi bochenek chleba. Wyrwałam jakiś kamień z sukienki i podałam piekarzowi.
-Proszę, to zapłata za chleb – ucałował mnie w rękę. Podeszłam do oskarżonego. Spojrzałam w jego szare oczy. Czarne włosy były w nieładzie. Uniósł na mnie wzrok. Na twarzy odmalowało się zdziwienie. Chyba mnie poznał. Przegryzłam wargę. Przyklękłam przy nim. Przejechałam palcem obok rany na twarzy. Nie wyglądało to źle. Wyjdzie z tego. Już miałam zabrać rękę, ale złapał ją.
-Clara to ty? – zapytał patrząc ci głęboko w oczy – jesteś księżniczką? – pokiwałam głową, patrząc wszędzie tylko nie w te szare tęczówki – czemu mi wtedy nie powiedziałaś?
-A co by to zmieniło? – odważyłam na niego spojrzeć – Czy to miało jakiś sens?
-No niby nie – puścił moją dłoń – dziękuję, że uratowałaś mi życie.
-Ty mi też uratowałeś, zapomniałeś?
-Jakbym miałbym o tym zapomnieć – uśmiechnął się.
-Odwdzięczyłam się tylko – wstałam – Żegnaj Daniel – powiedziałam i oddaliłam się od chłopaka. Szłam przed siebie, nie patrząc na nic. Znalazłam mojego kuzyna i wróciłam do zamku. Po powrocie zamknęłam się w komnacie. Podeszłam do toaletki. Otworzyłam szkatułkę i wyjęłam z niej naszyjnik. Dostałam go jak miałam dwanaście lat. Był to zwykły srebrny łańcuszek z wisiorkiem. Zamknęłam go w dłoni i przycisnęłam do piersi. Łzy popłynęły mi po policzkach. Stare wspomnienia nabrały ponownie kolorów. Przypomniał mi się tamten dzień. Schowałam z powrotem biżuterię na swoje miejsce. Miałam nie wracać do tamtych czasów. Ale jak on żyje to wszystko się komplikuje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, jak tam rozpoczęcie roku? Pewnie nikomu się nie chce iść jutro do szkoły, zgadłam? ;P miałam wenę i napisałam ten o to one-shot. Nie powala, ale i tak go wstawiłam XD mam nadzieję, że się spodoba :) powodzenia jutro w szkole ;* 
pozdrawiam 
Asix

LBA

Dzięki za nominację ;)

1 Ile masz lat?
2 Zainteresowanie?
3 Ulubiona postać Ricka Riordana?
4 Czy lubisz Perico? (Bo Nila szuka przyjaciół XD )
5 Jaki powinien powstać paring w Krwi Olimpu?
6 Dlaczego piszesz bloga?
7 Ulubiona książka lub seria?
8 Ulubiony film?
9 Czy jesteś za tym by Rick zrobił paring Perico? (Nie no Nila, serio?) [Tak :)]
10 Ulubiony kolor?
11 Jakie jest twoje najskrytsze marzenie?



1. 17 ;)
2. Rysunek, architektura, geografia
3. Nico <3 go to wręcz kocham ;*
4. Taaak, chyba mamy wspólny temat ;P
5. Hmmm nie zastanawiałam się nad tym, ale jako fanka Percico to mówię (raczej piszę, ale ok) Percy&Nico
6. Sama nie wiem ;P z nudów zaczęłam pisać, przyjaciółka prowadzi również bloga, to ja też chciałam spróbować
7. Cała seria Percy’ego Jacksona i Olimpijskich Herosów, Harry Potter i Drżenie
8. Iron Man i Gwiazd Naszych Wina
9. Oczywiście, że tak ^^
10. Morski i lawendowy
11. Hmm, żeby te wszystkie wojny na świecie się skończyły


no dobra, a ja nominuję hmmm, już wiem :
http://percyinico.blogspot.com/
http://percy-x-annabeth.blogspot.com/
http://szaloneopwiadaniaszalonejcherryxd.blogspot.com/
http://not-a-demigod.blogspot.com/
http://koszulkachb.blogspot.com/
http://demigods-love-story.blogspot.com/

PYTANIA : 

  1. Dlaczego piszesz bloga?
  2. Do której klasy chodzisz?
  3. Ulubiony przedmiot w szkole?
  4. Ulubiony kolor?
  5. Książka, którą byś poleciła przeczytać?
  6. Jakiej muzyki słuchasz?
  7. Czy masz jakieś zwierzątko?
  8. Gdybyś wygrała 10 milionów, co byś z nimi zrobiła?
  9. Jaki kraj chcesz zwiedzić?
  10. Trenujesz jakiś sport? Jak tak, to jaki?
  11. Jakiego koloru masz oczy?