niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 9

Hazel
Podróż do stolicy nie zajęła nam długo. Zaparkowaliśmy jak najbliżej się dało, ale i tak musieliśmy iść z jakieś 20 min do celu. Stanęliśmy całą dziewiątką pod płotem i zastanawialiśmy, co dalej.
-To co teraz robimy? – zapytała się Piper. Wszyscy popatrzyliśmy na naszych przywódców. Nila bacznie przyglądała się budynkowi, a Percy wyglądał jakby nad czymś myślał.
-Nie możemy sobie tak po prostu tam wejść, trzeba mieć umówione spotkanie, a tego raczej nie mamy – powiedziała córka Posejdona. Pokiwaliśmy głowami.
-Nie da się inaczej wejść? – wtrąciłam. Moja przyjaciółka zaprzeczyła.
-To co mamy robić? – włączył się Frank.
-Moglibyśmy przyjść tu w nocy – zaczął Percy, ale kiedy zobaczył na tych wszystkich ochroniarzy dodał – ale wątpię, że nam by się udało. Westchnęliśmy. Pierwszy atrybut, a tu już problem. Staliśmy tak przed wejściem chyba z 15 minut, kiedy podeszła do nas młoda kobieta. Była ubrana w czarny kombinezon, ciemne włosy spięła w ciasny kok, a okulary przysłaniały ciemne oczy.
-Państwo, są umówieni? – zapytała.
-Tak, oczywiście – powiedziała Piper. Oczywiście użyła czaromowy. Kobieta uśmiechnęła się do nas, ale nie podobał mi się ten gest. Na plakietce miała napisane Campe.
-Zapraszam w takim razie za mną, oprowadzę was – i poszła do budynku. Weszliśmy i aż zaparło mi dech w piersi. Patrzyłam na wszystko z zachwytem, ale czułam że powinnam być czujna. Wszyscy byli bardzo pochłonięci oglądaniem i słuchaniem naszej przewodniczki. Tylko nie Dylan i Nila. Wprawdze dziewczyna przyglądała się wystrojowi wnętrz, ale chłopak rozglądał się po bokach w poszukiwaniu chyba ewentualnej drogi ucieczki. Podeszłam do niego.
-Co jest? – popatrzyłam mu w oczy. Spojrzał na mnie, a potem na Campe.
-Nie podoba mi się ona – wskazał na kobietę w czarnym kombinezonie.
-Wydaje się miła.
-Jesteś rzymianką, prawda? – pokiwałam głową – nie znasz za bardzo mitologii greckiej, nie?
-No nie za bardzo, raczej rzymską, a co to ma do tego?
-W mitologii greckiej jest pewien potwór. Nazywa się Campe, nie uważasz tego za podejrzane?
-No trochę – potwierdziłam. Przeniosłam wzrok na kobietę.
-Teraz zobaczymy najważniejsze miejsce w Białym Domu, czyli pokój prezydenta – powiedziała przewodniczka. Otworzyła drzwi, a ja otworzyłam szerzej oczy. Weszliśmy do pokoju. Był on przestronny, na środku stało ciężkie ciemne biurko. A na biurku… piorun piorunów. Atrybut Zeusa. Wszyscy go rozpoznaliśmy. Percy był nawet oskarżony, o jego kradzież. Kobieta coś tam opowiadała i nawet nie zauważyłam, kiedy zamknęła drzwi. Percy podszedł do biurka razem z Annabeth. Spojrzał mi w oczy i wypowiedział nieme: odwróć jej uwagę od nas. Tak też próbowałam.
-Jeżeli jesteśmy w pokoju prezydenta, to w takim razie gdzie on jest?- zapytałam.
-Jest w delegacji, chyba we Francji, a po co ci to wiedzieć? – odpowiedziała.
-Bardzo chcieliśmy go zobaczyć – wtrącił się Dylan. Zauważyłam, że trzyma dłoń blisko zegarka. Kobieta uśmiechnęła się promiennie.
-Niestety nie zdążycie go poznać herosi – powiedziała szczerząc do nas zęby. Wokół niej zaczęła się unosić ciemna kurtyna jakiegoś gazu. Kiedy ponownie było ją widać, przeraziłam się. Była długim  wężem z ludzką twarzą i rękoma, a na plecach miała ogromnego czarnego skorpiona.
-Campe – stwierdził syn Posejdona – można było się domyślić.
-Ale jednak tego nie zrobiliście i to wasz błąd – syknęła campe i rzuciła się na nas z włócznią. Pierwszy zareagował syn Apolla. Dźgnął potwora miedzy łuski, ale nic to nie dało. Tylko ją bardziej rozwścieczyło. Odwróciła się do niego i walnęła go ogonem w głowę. Chłopak przeleciał przez cały pokój i opadł bezwładnie na ziemie. Wyglądało jakby stracił przytomność.
-Dylan! – krzyknęła Nila i pobiegła do niego.
-Nila, stój – wrzasnął Leo i rzucił się za nią. Kiedy dotarli do niebieskookiego, dziewczyna sprawdziła puls. W tym samym czasie campe rzuciła się na nich. W ostatniej chwili zareagował syn Hefajstosa. Wezwał ogień i zaczął rzucać płonącymi kulami w potwora, ale i to większego nie dawało postępu. Zaczęła atakować włócznią. Mało co nie przebiła na wylot chłopaka. Nila odparowała atak. Z drugiej strony atakowali Percy, Ann i cała reszta. I oczywiście ja. Rzuciłam się z mieczem na potwora. W ogóle nie zwracała na mnie uwagi. Ona nie, ale skorpion na niej, zauważył mnie. Zaatakował mnie swoim ogonem z kolcem. O mało co nie dostałam. Byłam najmniejsza z nich wszystkich, więc szybko wspięłam się na potwora i wbiłam swój miecz w szparę między łuskami. Tak jak się spodziewałam, wąż rozpadł się na złoty proszek. Byłam dość wysoko, więc kiedy campe zginęła, zaczęłam spadać w dół. Na szczęście ktoś mnie złapał. Popatrzyłam w oczy swojego chłopaka i pocałowałam go. On tylko się uśmiechnął i oddał pocałunek. Postawił mnie na ziemi i dokładnie mi się przyjrzał, jakby sprawdzał czy nic mi nie jest. Jest taki opiekuńczy.
-Pięknie ją załatwiłaś – powiedział.
-Dzięki – odpowiedziałam i przypomniałam sobie coś. Pobiegłam do biurka i sięgnęłam po piorun. Myślałam, że porazi mnie prądem, ale nic się nie stało. Kiedy tylko dotknęłam do palcami, zmienił się w malutki piorun. Obok pojawił się czarny plecak, niebieski woreczek i karteczka. Wszyscy podeszli do mnie. Nawet Dylan, który odzyskał już przytomność i opierał się o ramię Leo. Ten nie był raczej z tego zadowolony, ale pewnie Nila go do ego zmusiła. Sięgnęłam po woreczek i schowałam tam atrybut Zeusa. Zacisnęłam sznureczki i wsadziłam do plecaczka. Założyłam go na plecy. Wskazałam głową na karteczkę. Każdy obawiał się co tam może być. Pierwsza odważyła się Annabeth. Podeszła do biurka i sięgnęła po kawałek papieru. Był kremowy. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Bogini przez herosów nielubiana,
przez rodzinę nie zawsze podziwiana.
Boston za siedzibę wzięła,
lecz nie wiadomo co tam zaciągnęła -  przeczytała córka Ateny. Każdy myślał nad słowami, które przed chwilą powiedziała blondynka. Po kilku sekundach ciszy odezwał się Percy.
-Chyba wiadomo po kogo atrybut się teraz udajemy. Nikt się najpierw nie odezwał.
-Hera, bogini rodzin, żona i zarazem siostra Zeusa – powiedziała Piper.
-Bogini, która nie przepada za dziećmi Wielkiej Trójki – ciągnęła Ann.
-I ta sama bogini, która odebrała mi pamięć – dołączył się Jason.
-I ta sama, którą musieliśmy ratować – dodał Leo.
-Jak ja jej nie lubię – powiedzieli razem Percy i Annabeth.
-Dlaczego tak nie przepadacie za Herą? – zdziwiła się Nila.
-Pewnie niedługo sama się przekonasz, jesteś córka Posejdona, więc ciebie też nie będzie lubić – odpowiedział jej brat. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
-Co było atrybutem Hery? – zapytał Frank.
-Różnie bywa, czasem mówi się o pawiu a raz o krowie, a jeszcze innym razem i lilii – wyjaśniła mu Ann.
-Miejmy nadzieję, że nie będzie to krowa – stwierdziła Piper. Obejrzałam się po pokoju. Teoretycznie powinien być w opłakanym stanie, a tak nie było. Wszystko zostało na swoim miejscu.
-Dobra ruszamy – powiedziałam i wyszliśmy. Wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do Bostonu. Póki co wydawało mi się, że misja nie będzie trudna. Podkreślam ,WYDAWAŁO mi się.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
jakoś nie miałam weny do pisania :( ale postaram się w następnym rozdziale coś ciekawego wymyslić ;)

2 komentarze:

  1. Ja krótki i na temat ,bo mi się śpieszy . Rozdział fajny ,

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra mi się nie śpieszy xD ( Rozdziały chyba poczekają xD) Więc będzie dłuuugo xD
    Obama w Francji xD
    A ta Campe to faktycznie od początku wyglądała na zło xD I szczerze powiedziawszy zaczynałam się martwić, czy aby nie chcesz zabić Dylana xD Dzięki bogom na razie należy do grona żywych xD Bitwa zakończona xD Ann zabrała Piorun. I tu odetchnęłam z ulgą. Nikt nie umarł. Owszem była ta kartka. No, ale co może tam być? I tu szok... Kolejna rymowanka xD Szacun dla Ciebie naprawdę wyszła Ci dobrze xD (Czyżby córka Apolla? xD ) W każdym bądź razie mam nadzieję, że zrobisz z hery mega złą xD A Nila mnie dziś dobiła... Pytać się czemu nie lubi hery... (tak ja jej nie lubię i daję z małej xD) Skoro z dużych liter jest napisane, że wydawało to na prawdę, będzie ciekawie xD
    Lecem dalej xD
    Pozdrawia Cherry xD

    OdpowiedzUsuń