sobota, 11 października 2014

Rozdział 15

Frank
Odpoczęliśmy jeszcze dwa dni w Phoenix. Percy’emu jakoś nie śpieszyło się na spotkanie z bogiem wina. Nasza misja trwa już dość sporo. Mam nadzieję, że skończymy do końca lipca. Chcę mieć, choć miesiąc wakacji. Z Hazel postanowiliśmy zostać w Obozie Herosów do września, a potem do Obozu Jupitera. Rola pretora jest dość męcząca, ale ma tez oczywiście swoje zalety. Do Las Vegas przyjechaliśmy pod wieczór. Tym razem wybraliśmy autobus. Wysiedliśmy w rozrywkowej części miasta.
-To gdzie teraz? – zapytał Jason.
-Chyba musimy sprawdzić ten Lotos, mam przeczucie, że to właśnie tam jest atrybut Pana D. – odpowiedział Percy – chodźmy, zaprowadzę was. Udaliśmy się za synem Posejdona. Przemierzaliśmy ruchliwą ulicę. Po obu stronach były kolorowe kasyna, zachęcające do wejścia i zagrania w cokolwiek. Stanęliśmy przed wysokim budynkiem. Neonowy napis i kwiat lotosu biły po oczach. Weszliśmy do środka. Wnętrze było zachowane w ciepłych kolorach brązu i ciemnej zieleni. Podeszła do nas kobieta z obsługi. Była ubrana w krótką spódniczkę i koszulę bez rękawów. Jej zielone oczy świeciły się, a usta były ściągnięte w uśmiechu.
-Witam was w kasynie Lotos. To wasze karty VIP-owskie – podała każdemu plastikową kartę – życzę miłej zabawy – wskazała ręką na główny hol, za którym znajdowało się kasyno. Ruszyliśmy w tamtą stronę.
-Pod żadnym względem nie jedzcie ich przekąsek. Otumanią was – ostrzegła nas Annabeth. Leo już sięgnął po jedną, ale dostał w rękę od Nili. Popatrzyła na niego groźnie i pokręciła głową.
-Szukajmy czegoś związanego z Dionizosem – poleciła Piper.
-Może ta jego laska z szyszką? – zaproponował Jason.
-Albo puszka dietetycznej coli – zakpił syn Pana Mórz – dobra tutaj musimy działać szybko i razem. Kiedy ostatnio tu byłem, spędziłem tu kilka dni. Śpieszmy się – i ruszył pierwszy razem z córką Ateny. Nigdy się prawie nie rozdzielają. Przeciskaliśmy się przez tłum ludzi grających na konsolach. Póki co żadnych potworów. Trzymałem za rękę córkę Plutona, kiedy coś pociągnęło mnie do góry. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że trzyma mnie w szponach harpia. Miała czerwone pióra i piwne oczy. Mocniej zacisnęła pazury na moich ramionach. Trochę zapiekło. Jedyną bronią jaką dysponowałem był łuk, co w mojej sytuacji niewiele się zdawał.
-Frank – krzyczała Hazel – zostaw go – wymachiwała mieczem.  Niestety większość przyjaciół miała taką samą broń. Próbowałem się wyrwać albo złapać potwora za nogę, ale nie dałem rady. Patrzyłem na dół, na resztę. Próbowali coś wymyślić.
-Nila, rzucę ci łuk. Zestrzelisz harpię – zwróciłem się do córki Posejdona. Dziewczyna pokręciła głową. Ale nagle na jej twarzy wymalował się słaby uśmiech. Chyba na coś wpadła. Podbiegła do swojego przyjaciela.
-Dylan, jesteś synem Apolla- chłopak pokiwał głową – na pewno umiesz dobrze strzelać.
-Nila, a jak mu coś zrobię?
-Wierzę w ciebie. Dasz radę – zwróciła głowę w moją stronę – zgadzasz się? Pokiwałem głową. Syn boga lekarzy i łuczników zmienił swój zegarek w łuk. Na plecach pojawił mu się kołczan, z którego wyciągnął strzałę. Naciągnął ją na cięciwę, ustawił się, wymierzył i strzelił. Na szczęście trafił w harpię, która zmieniła się w pył. Upadłem za podłogę. Od razu podbiegła do mnie Hazel.
-Nic ci nie jest? – zapytała z troską.
-Wszystko w porządku – wstałem – dzięki Dylan, dobra robota – przybiłem z nim piątkę.
-Nie ma sprawy Frank – uśmiechnął się. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, na temat łucznictwa i poszliśmy dalej. Nagle zauważyłem to. Laska z szyszką na czubku. Podbiegłem tam i zabrałem. Zmniejszyła się i tak jak zawsze pojawił się fioletowy woreczek i następna kartka, tym razem w kolorze ciemnoczerwonym. Wróciłem do przyjaciół.
-Dobra robota – stwierdził Percy – teraz się wynosimy.
-A nie możemy chwilki zostać, te gry aż się proszą, aby w nie zagrać – skomlał Leo. Na szczęście Nila złapała go za rękaw i pociągnęła w stronę wyjścia. Kiedy opuściliśmy kasyno, Annabeth od razu pobiegła do kiosku sprawdzić datę. Wróciła z zawiedzioną miną.
-Mamy już 24 lipca. Nie mam pojęcia czemu tak długo tam siedzieliśmy – westchnęła.
-Nie przejmuj się tym – odwróciła się do mnie.
 – To gdzie teraz? Rozwinąłem karteczkę.
-Ten bóg nie mógł być gdzie indziej,
Cały czas pochłonięty w pracy dzikiej.
Szukajcie tam gdzie przemysł żyje,
I komputerów jest po szyje.
-O to chyba teraz mój ojciec – wyszczerzył zęby Valdez.
-Hefajstos – powiedział Dylan kiwając głową – ale gdzie mamy się udać?
-Wydaję mi się, że do Seattle – powiedziała córka Ateny. Wszyscy się z nią zgodziliśmy.
-Ale jak się tam dostaniemy? Pociąg i autobus odpadają, za długo.
-Samolotem też nie. Nie zamierzam już ryzykować – odrzekł Percy.
-Wiem – odezwała się Nila – Percy, możemy przecież przywołać pegazy. Ty Mrocznego, a ja Aerakiego, co ty na to?
-Dobry pomysł – podszedł do niej i poczochrał po głowie – jaką ja mam mądrą siostrzyczkę.
-Haha, nie wiem czemu, ale wyczuwam sarkazm – odpowiedziała – dobra wy idźcie na samolot. Myślę, że nic się nie stanie dla Hazel, jest przecież rzymianką. Pożegnaliśmy się z nimi i poszliśmy na lotnisko. Był zmierzch. Do Seattle przybyliśmy około południa. Czekały na nas już dzieci Posejdona.


Nila
Zamknęłam oczy i przywołałam w myślach mojego konia.
-Mroczny będzie pierwszy – przechwalał się Percy.
-Nie byłabym tego taka pewna – pokazałam na czarny punkt lecący w dużą prędkością w naszym kierunku. Dla brata zrzedła mina. Przede mną zatrzymał się piękny czarny ogar.
-Już jestem, panienko – usłyszałam w myślach – gdzie ruszamy?
-Hej, Aeraki, stęskniłam się za tobą – przytuliłam się do pegaza – musimy jeszcze czekać na Mrocznego i ruszamy do Seattle – uśmiechnęłam się. W końcu przybył też i koń brata.
-Sorki szefie, nie dałem rady szybciej – wytłumaczył się Mroczny.
-Dobra stary, ważne że jesteś – odpowiedział syn Posejdona – to co, lecimy? Pokiwałam głową i wsiadłam na Bryzę. Poderwaliśmy się do góry.
-Jak idzie misja? – zapytało się mnie moje zwierzątko.
-A jakoś idzie. Nie jest póki, co tak źle – westchnęłam – byłoby wszystko okej, gdyby nie ta przepowiednia.
-Ta z wyborem i śmiercią?
-Tak – nie wiedziałam skąd o tym wie.
-Nie martw się, wszystko się ułoży.
-Mam taką nadzieję – przytuliłam się do niego – coś się działo w obozie?
-Nic ciekawego, ale nie siedziałem przez cały czas w stajni. Jest tam strasznie nudno.
-Biedaczek – odparłam unosząc jeden kącik ust.
-A co tam, u Leona?
-Ostatnio jest jakiś smutny, nieobecny. Nie wiem co się stało – posmutniałam.
-Nic ci nie mówił? – zaprzeczyłam.
-Wiesz, co – zaczęłam – na początku naszej znajomości, serce waliło mi jak oszalałe na jego widok. A teraz jakby się to wszystko wypaliło. Jakbyś zapytał mnie dwa tygodnie temu, czy go kocham, bez zastanowienia odpowiedziałabym, że tak. Ale dzisiaj. Sama nie wiem. Zależy mi na nim, to na pewno. Ale, kurde jestem beznadziejna – pojedyncza łza popłynęła mi po policzku.
-Panienko, nie płacz. Tak już jest w życiu. Może to nie ten jedyny, książę na białym koniu, tak to się mówi, nie? – pokiwałam głową – nie smuć się wszystko dobrze się ułoży. Teraz radzę ci się przespać, jeszcze długa droga przed nami – musiałam się z nim zgodzić, co będzie to będzie. Położyłam głowę na karku zwierzęcia. Jego grzywa delikatnie łaskotała mnie po policzkach. Wydawało mi się, że nie zasnę prędko, ale jednak. Śniło mi się, że stoję po środku jakieś polany. Zewsząd byłam otoczona drzewami. Przede mną stał Leo z jakąś dziewczyną. Nie zauważyli mnie. Byli zapatrzeni w siebie. Chłopak nachylił się i pocałował swoją towarzyszkę. Coś we mnie pękło. Łzy popłynęły po mojej twarzy. Próbowałam sobie wytłumaczyć, że to tylko sen, ale i tak byłam załamana. Ten kto podsuwa mi te sny i myśli, niech się strzeże. Jak go dorwę to mnie popamięta. Odwróciłam się od pary i pobiegłam do lasu. Nie zauważyła, że nie mam butów, póki się stanęłam na czymś twardym. Potknęłam się i o mało bym nie upadła. Ktoś w ostatniej chwili mnie złapał. Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, o czarnych włosach i czerwonych oczach. Z pleców wyrastały mu skrzydła. Rozdziawiłam usta. Czy to …
-Eros? – zapytałam – co ty robisz w moim śnie? – zdziwiłam się.
-Czeka przed tobą trudna decyzja, która może wszystko zmienić. Przed tobą również ciężkie chwile, spowodowane przez miłość.
-Po prostu bardzo optymistyczne wieści – prychnęłam – przepraszam – nie powinnam się tak zwracać do boga.
-Mam coś dla ciebie – wyjął z kieszeni białej marynarki kartkę i mi ją podał – jest tu napisane imię i nazwisko osoby, którą najbardziej i najskryciej kochasz. Ona to samo czuje do ciebie.
-Przecież wiem, kto to jest – oddała  mu kawałek papieru – jest to mój chłopak, Leo Valdez – powiedziałam pewnie.
-Nie byłbym tego taki pewny – powiedział i zniknął. A ja się obudziłam. Nie byłam na Aerakim, leciałam z dużą prędkością w kierunku ziemi.
-Aaaa – wrzasnęłam. Na szczęście mój pegaz szybko zareagował i podleciał do mnie. Po chwili siedziałam już na jego grzbiecie.
-Co się stało? – zapytałam.
-Przez sen zaczęłaś się kręcić i w końcu zjechałaś ze mnie, ale szybko zareagowałem.
-Dzięki, daleko jeszcze?
-Jakieś 30 min do celu.
-To dobrze. Zaczęło już świtać. Nowy dzień, nowe przygody i nowe potwory, które trzeba pokonać. Poczułam, że mam coś w kieszeni, ale nie jest to list matki. Sięgnęłam po to. Była to ta sama karteczka, którą widziałam w śnie. Nie chciałam jej otwierać. Schowałam ją z powrotem. Jestem z Leonem i go kocham. Tak? Ughh 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej wszystkim. Ogólnie nie podoba mi się ten rozdział, no ale jest. Ostatnio nic mi nie wychodzi, no trudno się mówi. Jeszcze startuję w olimpiadzie geograficznej i mam pracę napisać o.O Ostro wkurzyła mnie babka z his-u (dla niewtajemniczonych jest to historia i społeczeństwo, durny przedmiot, który nie jest mi potrzebny w klasie menadżerskiej), napisałam z grupą, taką naprawdę dobrą pracę, powinna być co najmniej 5, a ta z łaską 4, że wadliwa konstrukcja... Ughhh, sorki, ale musiałam się wyżalić ;P od razu mi lepiej ^^ czekam na premierę Krwi Olimpu <3 ej czemu w matrasie jest, że premiera jest 23.10, a wszędzie indziej, że 22? to jest Polska ;P

4 komentarze:

  1. Rozdział fajny . Tylko wiesz głupio mi ty piszesz takie długie ,a ja takie krótkie. Czekam na kolejny . ( W końcu znalazłam czas by napisać tego koma )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, ty też piszesz długie i fajniejsze niż ja :)
      Asix ;*

      Usuń
  2. Blogger jest zły -.-
    Ja tu piszę długi kom, później klikam "opublikuj" i nie ma koma!
    Skandal. Takie rzeczy tylko w Polsce. Nawet komy kradną xD
    Nie no, ale w Polsce nie jest AŻ tak źle xD Mamy wielu znakomitych blogerów, ( zwłaszcza w tematyce PJ, tu w zasadzie wszyscy są geniuszami xD ) więc tą kradzież przebaczam xD (kimkolwiek byłeś złodzieju xD )
    Co do rozdziału... No to normalnie BOMBA! Był Dionizos, kolejna rymowanka ( swoją drogą rozważałaś opcję zostania poetą? Będziesz pisać opowiadania jak Mickiewicz xD ( Wiesz o co chodzi? xD Bo ja nie wiem jak to się fachowo nazywa, ale chodzi mi o to, że on napisał całą książkę w rymach xD Tobie pewnie też by się to udało. Więc jeśli kiedyś będzie Ci się nudzić polecam spróbować napisać one-shoota w stylu Mickiewicz xD ) No i podoba mi się, że Nila będzie miała wielki problem. I wydaje mi się, że, okaże się, że Nila kocha kogoś innego i będzie musiała wybierać pomiędzy Leonem a kimś innym xD
    I wgl oni to mają fajnie xD Mają 24 lipca :D Ja też chcem!!!!
    I spotkają się z ojcem Leona xD Może one też coś powie Nili?
    No cóż bez względu na wszystko czekam na nexta xD
    (Mam nadzieję, że tego koma mi nie usunie )
    Pozdrawia Cherry xD

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo dziękuję Cherry za komplement ;* nikt mi tak nigdy nie mówił ;P co do Nili to będzie miała "pewne" kłopoty ale to niedługo ^^ dawno cię u mnie nie było, co? :) wybaczam ci , bo ostatnio wstawiłaś dwa BOSKIE rozdziały <3
    pozdrawiam
    Asix ;*

    OdpowiedzUsuń