Percy
Jakiś miesiąc temu Rachel wygłosiła następną wielką przepowiednie. Ma ona dotyczyć odnalezieniu atrybutów bogów. Przynajmniej nie ma tam nic o umieraniu, a to już coś. Ale. No właśnie jest zawsze jakieś ale. Ma w misji uczestniczyć cała siódemka z poprzedniej przepowiedni. Prawie rok temu pokonaliśmy Gaję. Myślałem, że moje życie będzie po tym w miarę normalne. Znaczy żadnych niebezpiecznych misji, umierania i itp. I do tego ten pierwszy wers. Dzieci morza. Na pewno chodzi o dzieci Posejdona. Ale on ma tylko mnie. Znaczy się jest jeszcze Tyson, ale on nie jest półbogiem. W takim razie przepowiednia się nie spełni. Póki co oczywiście. Nie wiadomo kiedy mój ojciec będzie miał kolejne dziecko. Chyba nigdy. Przecież złożył przysięgę, ze nie będzie miał smiertelnego potomstwa. Ale ja jednak jestem.
-Percy! Ziemia do Percy'ego - usłyszałem przy uchu. Spojrzałem na osobę która przerwała swoje rozmyślenia. Miała piękne szare oczy i blond włosy uczesane w kucyk. Miała na sobie obozowy podkoszulek i jeansowe spodenki. Usiadła obok mnie na brzegu zatoki. Uśmiechnąłem się do niej i dałem całusa w policzek. Odwzajemniła mi tym samym.
-Co tam Ann?
-A nic, nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia, jak wszyscy przyjadą - powiedziała z uśmiechem. Uśmiechnąłem się lekko i przeniosłem wzrok na wodę. Annabeth zauważyła, że coś mnie trapi. Złapała moją twarz w dłonie i zmusiła żebym na nią popatrzył.
-Percy, co jest? - zapytała. Zobaczyłem w jej oczach troskę. Tak bardzo mi na niej zależało. Nie chcę jej znowu narażać na niebezpieczeństwo i nie chcę jej ponownie stracić. A czułem, że to się stanie.
-Chodzi o tą przepowiednie, prawda? - powiedziała - Percy, nie martw się, wszystko będzie dobrze - wyczułem w jej głosie niepewność. Uniosłem meden kącik ust do góry i pocałowałem moją dziewczynę w usta. Położyłem ręcę na jej talii, a ona swoje przeniosła na moją szyję. W tej chwili czułem się szczęśliwy, że mam ją. Mogliśmy się całowac tak dłużej, ale ktoś nam przeszkodził.
-Ekhem, nie chcę wam przeszkadzać, ale przyjechali Frank z Hazel - powiedział Nico. Podnieśliśmy się z Ann z ziemi i ruszyliśmy za synem Hadesa. Mimo że miał dopiero 15 lat zachowywał się na starszego. Był bardzo skryty, pierwszy wiedział o istnieniu dwóch obozów, ale w żadnym z nich nie siedział długo. Dotarliśmy do Wielkiego Domu, gdzie na ganku siedzieli nasi przyjaciele, Chejron i Pan D.
-Percy, Annabeth - krzykneła córka Plutona biegnąc w naszym kierunku - jak ja za wami tęskniłam - rzuciła mi się na szyję. Córka Ateny zaczeła się cicho śmiać, ale próbowała to zataić kiedy zobaczyła mój wzrok. Hazel kiedy mnie puściła podeszła do Annabeth i przytuliły się. W tym czasie podszedł do mnie Frank, ale na szczęście nie rzucił się na mnie jak jego dziewczyna, tylko uścisneliśmy sobie dłonie.
-I jak? - zapytałem się syna Marsa. Pokręcił przecząco głową.
-Nie ma nikogo od Neptuna w obozie Jupiter - powiedział.
-I co będzie z przepowiednią? - wtrąciła się Hazel.
-Na razie nic, póki nie ma kolejnego dziecka Posejdona nic nie możemy zrobić - podsumowała Ann.
-Heej - usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem jak biegnie w naszym kierunku Piper, a za nią wleczą się Jason i Leo. Córka Afrodyty uściskała się z przyjaciółką. Zaczeły coś szeptać między sobą, aż w końcu popatrzyły na nas. Stałem ze zdezorientowaną miną. Podeszła do mnie Annabeth. Położyła dłonie na mojej klatce piersiowej i spojrzała mi prosto w oczy.
-Percy, wiesz jesteś taki dobry i uczynny - zaczeła moja dziewczyna.
-O co ci chodzi? - zapytałem.
-Zawieziesz nas do Nowego Jorku ? - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Chłopaki zaczeli się śmiać, a dziewczyny patrzyły na mnie błagalnym wzrokiem.
-Percyyy, prosimy. Westchnąłem.
-No dobra, zbierajcie się szybko - powiedziałem. Każda dziewczyna ucałowała mnie w policzek i pobiegły się przygotować. Jason poklepał mnie po ramieniu.
-Nie martw się, nie zostawimy cię samego - powiedział z uśmiechem. Frank i Leo zgodnie pokiwali głowami.
-Dzięki wielkie, chodźcie do samochodu - powiedziałem i udaliśmy się na skraj obozu. Wsiedliśmy i czekaliśmy na dziewczyny. Zaraz i one przyszły i pojechaliśmy do Nowego Jorku.
Jakiś miesiąc temu Rachel wygłosiła następną wielką przepowiednie. Ma ona dotyczyć odnalezieniu atrybutów bogów. Przynajmniej nie ma tam nic o umieraniu, a to już coś. Ale. No właśnie jest zawsze jakieś ale. Ma w misji uczestniczyć cała siódemka z poprzedniej przepowiedni. Prawie rok temu pokonaliśmy Gaję. Myślałem, że moje życie będzie po tym w miarę normalne. Znaczy żadnych niebezpiecznych misji, umierania i itp. I do tego ten pierwszy wers. Dzieci morza. Na pewno chodzi o dzieci Posejdona. Ale on ma tylko mnie. Znaczy się jest jeszcze Tyson, ale on nie jest półbogiem. W takim razie przepowiednia się nie spełni. Póki co oczywiście. Nie wiadomo kiedy mój ojciec będzie miał kolejne dziecko. Chyba nigdy. Przecież złożył przysięgę, ze nie będzie miał smiertelnego potomstwa. Ale ja jednak jestem.
-Percy! Ziemia do Percy'ego - usłyszałem przy uchu. Spojrzałem na osobę która przerwała swoje rozmyślenia. Miała piękne szare oczy i blond włosy uczesane w kucyk. Miała na sobie obozowy podkoszulek i jeansowe spodenki. Usiadła obok mnie na brzegu zatoki. Uśmiechnąłem się do niej i dałem całusa w policzek. Odwzajemniła mi tym samym.
-Co tam Ann?
-A nic, nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia, jak wszyscy przyjadą - powiedziała z uśmiechem. Uśmiechnąłem się lekko i przeniosłem wzrok na wodę. Annabeth zauważyła, że coś mnie trapi. Złapała moją twarz w dłonie i zmusiła żebym na nią popatrzył.
-Percy, co jest? - zapytała. Zobaczyłem w jej oczach troskę. Tak bardzo mi na niej zależało. Nie chcę jej znowu narażać na niebezpieczeństwo i nie chcę jej ponownie stracić. A czułem, że to się stanie.
-Chodzi o tą przepowiednie, prawda? - powiedziała - Percy, nie martw się, wszystko będzie dobrze - wyczułem w jej głosie niepewność. Uniosłem meden kącik ust do góry i pocałowałem moją dziewczynę w usta. Położyłem ręcę na jej talii, a ona swoje przeniosła na moją szyję. W tej chwili czułem się szczęśliwy, że mam ją. Mogliśmy się całowac tak dłużej, ale ktoś nam przeszkodził.
-Ekhem, nie chcę wam przeszkadzać, ale przyjechali Frank z Hazel - powiedział Nico. Podnieśliśmy się z Ann z ziemi i ruszyliśmy za synem Hadesa. Mimo że miał dopiero 15 lat zachowywał się na starszego. Był bardzo skryty, pierwszy wiedział o istnieniu dwóch obozów, ale w żadnym z nich nie siedział długo. Dotarliśmy do Wielkiego Domu, gdzie na ganku siedzieli nasi przyjaciele, Chejron i Pan D.
-Percy, Annabeth - krzykneła córka Plutona biegnąc w naszym kierunku - jak ja za wami tęskniłam - rzuciła mi się na szyję. Córka Ateny zaczeła się cicho śmiać, ale próbowała to zataić kiedy zobaczyła mój wzrok. Hazel kiedy mnie puściła podeszła do Annabeth i przytuliły się. W tym czasie podszedł do mnie Frank, ale na szczęście nie rzucił się na mnie jak jego dziewczyna, tylko uścisneliśmy sobie dłonie.
-I jak? - zapytałem się syna Marsa. Pokręcił przecząco głową.
-Nie ma nikogo od Neptuna w obozie Jupiter - powiedział.
-I co będzie z przepowiednią? - wtrąciła się Hazel.
-Na razie nic, póki nie ma kolejnego dziecka Posejdona nic nie możemy zrobić - podsumowała Ann.
-Heej - usłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem jak biegnie w naszym kierunku Piper, a za nią wleczą się Jason i Leo. Córka Afrodyty uściskała się z przyjaciółką. Zaczeły coś szeptać między sobą, aż w końcu popatrzyły na nas. Stałem ze zdezorientowaną miną. Podeszła do mnie Annabeth. Położyła dłonie na mojej klatce piersiowej i spojrzała mi prosto w oczy.
-Percy, wiesz jesteś taki dobry i uczynny - zaczeła moja dziewczyna.
-O co ci chodzi? - zapytałem.
-Zawieziesz nas do Nowego Jorku ? - wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Chłopaki zaczeli się śmiać, a dziewczyny patrzyły na mnie błagalnym wzrokiem.
-Percyyy, prosimy. Westchnąłem.
-No dobra, zbierajcie się szybko - powiedziałem. Każda dziewczyna ucałowała mnie w policzek i pobiegły się przygotować. Jason poklepał mnie po ramieniu.
-Nie martw się, nie zostawimy cię samego - powiedział z uśmiechem. Frank i Leo zgodnie pokiwali głowami.
-Dzięki wielkie, chodźcie do samochodu - powiedziałem i udaliśmy się na skraj obozu. Wsiedliśmy i czekaliśmy na dziewczyny. Zaraz i one przyszły i pojechaliśmy do Nowego Jorku.
~*~
W następnym rozdziale poznacie dwójkę nowych herosów :) mam nadzieję, że się podoba :]
Fajne xD Nic więcej nie napiszę,bo lecę czytać dalej xD
OdpowiedzUsuńPozdrawia Cherry xD
Fajnie piszesz tylko mnie coś zastanawia jak czterech chłopaków< w tym wielki Frank> i trzy dziewczyny wcisnęły się do jednego auta XD cóż uznajmy że Percy ma duży samochód XD Nie no ale ogólnie fajnie :D
OdpowiedzUsuń